Moskwa
-
Postarał się go dogonić. Dzisiaj on stawia wódkę, niech ma Młody. W końcu on jeszcze wiele jej przepije w swoim życiu, a przynajmniej Potomkin miał taką nadzieję.
-
Wódka była dzisiaj na koszt przełożonych, tak przynajmniej wnioskowałeś po tym, jak barman co rusz sięgał pod ladę, wyjmując spod niej pełną butelkę i kieliszek, nie żądając widocznie nic w zamian.
-
Dzień dobroci dla zwierząt, kurwa mać. Ale na darmową wódkę, jeszcze po końcu świata, się nie narzeka. Nie, koniec świata to źle powiedziane; on nastąpi dopiero, gdy odmówi się przyjęcia tego jakże szlachetnego trunku.
Podniósł przyłbicę i wlał w siebie ognisty płyn. -
Paliło jak zawsze, ale miałeś wrażenie, że po tym, co dziś przeżyłeś, alkohol ten już zawsze będzie miał dla Ciebie o wiele bardziej cierpki smak.
-
Bzdura. Tyle razy sobie powtarzał, że wódka już nigdy nie będzie miała tego samego smaku i tyle razy się mylił. Po raz pierwszy w Afganie. Wódka zawsze będzie miała ten sam smak. Do końca. Wódki może być tylko za mało.
-
A więc pora się przekonać co do tych poglądów i znów zalać przyłbicę.
-
Nie inaczej. Nie inaczej, towarzyszu.
Chwycił kieliszek i jednym, wyćwiczonym ruchem podniósł go do ust i wypił. -
Zapiekła tak jak zawsze, jak to wódka piec potrafi, choć dla Ciebie było to jeszcze dużo za mało, żebyś mógł mówić o sobie jako o upitym.
-
No to raz jeszcze i jeszcze raz. Było zwycięstwo, musi być i picie. Nie wolno zaniedbywać pielęgnowania kultury narodowej, kurwa jej mać.
-
Kultura narodowa, kurwa jej mać, wjechała do baru z rozmachem już po kilku kieliszkach, gdy zaczęto nucić i śpiewać liczne piosenki, tak Międzynarodówkę, jak Kalinkę czy nowsze, powstałe na potrzeby walki z Nieumarłymi, utwory.
-
Pieśń, pieśń. Pieśń to jest potrzebna żołnierskiej duszy jak powietrze człowiekowi, a towarzysze i towarzyszki, pomnijcie na moje słowa, bez powietrza się nie obejdziecie!
Potomkin nie śpiewał, w ogóle nie często odzywał się. Za to nieustannie kiwał się w rytm muzyki i z każdym, wypitym kieliszkiem, amplituda jego wychyłu zwiększała się coraz bardziej. -
Za którymś razem pancerz wyjątkowo ściągnął Cię do tyłu i wyłożyłeś się na podłogę jak długi, ale nikt zdawał się tego nie zauważać, wszyscy mieli własne problemy ze stanem nadmiernego upojenia alkoholowego, żeby przejmować się Tobą.
-
Spróbował podźwignąć się z podłogi. Hej, jeszcze nie drogi kres!
-
Zbroja ciążyła Ci jak nigdy, ale pomoc kilku kolegów od kielicha, którzy dźwignęli Cię wspólnymi siłami, umożliwiła Ci kontynuowanie libacji w pozycji, która najbardziej przypomina siedzącą.
-
Wstawaj, narodzie uciśniony… Słowa pieśni zakołatały się w głowie Potomkina. O tak, szumiało mu, a to był nie lada wyczyn. Ale co za gbur chciałby zawstydzać kolegów swoimi umiejętnościami? Taaaaa, kuuuurła ich mać, mać…
Podniósł dłoń do góry i spróbował zejść z stołka, tak by, wylądować na dwóch nogach. Brygada rusz!
-
Stanąłeś w miarę stabilnie i to nie był wyczyn, przynajmniej niezbyt duży. Schody zaczną się dopiero teraz, jeśli spróbujesz się gdzieś ruszyć.
-
“Jestem jednoosobową Armią Czerwoną…” pomyślał Potomkin, próbując opanować wirowanie świata przed jego oczyma. “A Armia Czerwona nie zatrzymuje się nigdy, kurwa jej mać! Naprzód!”
Noga za nogą, krok za krokiem, napoczął marsz w kierunku swojej kwatery. -
To, jak tam dotarłeś, i z czyją pomocą, jeśli jakaś była, skryją mroki dziejów, ale fakt, że obudziłeś się w łóżku, do tego swoim, choć w jakiejś nienaturalnej pozycji, pod hełmem waliło Ci jak młotem, ogółem czułeś się źle i miałeś wrażenie, że tylko przyłbica sprawi, że nie pobrudzisz łóżka rzygowinami.
-
Brudna pościel lepsza niż zaduszenie, dlatego od razu uniósł przyłbicę hełmu. Rozejrzał się za jakąś wodą. W tym momencie kilka kropel przeźroczystego płynu mogło okazać się zbawienne nawet bez błogosławieństwa popa.
-
Widziałeś jedynie swych półmartwych lub pół żywych towarzyszy broni, z reguły wciąż śpiących, czasem rzygających po jakichś miskach, wiadrach czy czymkolwiek innym. Ale wody nie było, musisz udać się na jej poszukiwania gdzie indziej.