Moskwa
-
Pieśń, pieśń. Pieśń to jest potrzebna żołnierskiej duszy jak powietrze człowiekowi, a towarzysze i towarzyszki, pomnijcie na moje słowa, bez powietrza się nie obejdziecie!
Potomkin nie śpiewał, w ogóle nie często odzywał się. Za to nieustannie kiwał się w rytm muzyki i z każdym, wypitym kieliszkiem, amplituda jego wychyłu zwiększała się coraz bardziej. -
Za którymś razem pancerz wyjątkowo ściągnął Cię do tyłu i wyłożyłeś się na podłogę jak długi, ale nikt zdawał się tego nie zauważać, wszyscy mieli własne problemy ze stanem nadmiernego upojenia alkoholowego, żeby przejmować się Tobą.
-
Spróbował podźwignąć się z podłogi. Hej, jeszcze nie drogi kres!
-
Zbroja ciążyła Ci jak nigdy, ale pomoc kilku kolegów od kielicha, którzy dźwignęli Cię wspólnymi siłami, umożliwiła Ci kontynuowanie libacji w pozycji, która najbardziej przypomina siedzącą.
-
Wstawaj, narodzie uciśniony… Słowa pieśni zakołatały się w głowie Potomkina. O tak, szumiało mu, a to był nie lada wyczyn. Ale co za gbur chciałby zawstydzać kolegów swoimi umiejętnościami? Taaaaa, kuuuurła ich mać, mać…
Podniósł dłoń do góry i spróbował zejść z stołka, tak by, wylądować na dwóch nogach. Brygada rusz!
-
Stanąłeś w miarę stabilnie i to nie był wyczyn, przynajmniej niezbyt duży. Schody zaczną się dopiero teraz, jeśli spróbujesz się gdzieś ruszyć.
-
“Jestem jednoosobową Armią Czerwoną…” pomyślał Potomkin, próbując opanować wirowanie świata przed jego oczyma. “A Armia Czerwona nie zatrzymuje się nigdy, kurwa jej mać! Naprzód!”
Noga za nogą, krok za krokiem, napoczął marsz w kierunku swojej kwatery. -
To, jak tam dotarłeś, i z czyją pomocą, jeśli jakaś była, skryją mroki dziejów, ale fakt, że obudziłeś się w łóżku, do tego swoim, choć w jakiejś nienaturalnej pozycji, pod hełmem waliło Ci jak młotem, ogółem czułeś się źle i miałeś wrażenie, że tylko przyłbica sprawi, że nie pobrudzisz łóżka rzygowinami.
-
Brudna pościel lepsza niż zaduszenie, dlatego od razu uniósł przyłbicę hełmu. Rozejrzał się za jakąś wodą. W tym momencie kilka kropel przeźroczystego płynu mogło okazać się zbawienne nawet bez błogosławieństwa popa.
-
Widziałeś jedynie swych półmartwych lub pół żywych towarzyszy broni, z reguły wciąż śpiących, czasem rzygających po jakichś miskach, wiadrach czy czymkolwiek innym. Ale wody nie było, musisz udać się na jej poszukiwania gdzie indziej.
-
Zmusił swoje ciało do wstania. No, Potomkin, żywo, z wyra i ma podłogę. Tak, tak, dokładnie, noga za nogą, idziemy do przodu. Utrzymać pion! Raz dwa, raz dwa, raz dwa.
Wyszedł z kwatery, szukając jakiegoś zbiornika z pitną wodą, chociaż niech go jasny chuj, teraz wypiłby nawet taką z kałuży. Cel: kantyna. -
Życie w bazie toczyło się swoim rytmem, Ty jednak się na tym nie skupiałeś, a inni nie mieli zamiaru wchodzić w drogę zakutemu w stal kolosowi na kacu, więc w miarę sprawnie dotarłeś do tegoż miejsca. W środku zastałeś wiele osób, niektórzy brali udział w ostatniej popijawie, i teraz starali się leczyć to różnymi sposobami, inni nie mieli po sobie śladu kaca, a pozostali tylko przypatrywali im się z cieniem zazdrości, wiedząc, że ominęła ich taka impreza.
-
Odszukał najbliższy syfon z wodą i przystawił do niego cynowy kubek. Nacisnął na spustkę, z niecierpliwością oczekując, aż płyn wypełni blaszane naczynie.
-
I napełnił, choć Tobie zdawało się, że trwa to o wiele za długo. Jednak masz w końcu kubek pełen wody, w sam raz jako pierwszy środek walki z kacem.
-
Chlusnął wodą prosto w gardło, tak jakby nie pił jej od eonów. Po tym od razu przystawił kubek z powrotem, by znowu go napełnić.
-
Zimna woda pomagała, ale mało i powoli. Mimo to lepsza taka pomoc, niż żadna, znając życie, już jutro, albo jeszcze dziś, zostaniesz wysłany na kolejną misję, nie mogliście pozwolić sobie na jakiś dłuższy przestój w działaniach, gdy ważyły się losy miasta i nie tylko.
-
To fakt, Moskwa powinna pozostać w takim stanie, w jakim była od wieków. Niezdobyta,
Podszedł do bufetu, czy też jakiegokolwiek miejsca gdzie wydają posiłki.
— Śledzie? —Wychryczał zza przyłbicy. -
Barman nie miał zamiaru kłócić się z opancerzonym bydlakiem na kacu, więc od razu zaserwował Ci talerz pełen tych rybek oraz nieco chleba.
-
Barman dobry człowiek.
Wziął talerz i klepnął sobie przy jakimś pustym stole. Nic tak nie pomaga na kaca jak, mmm, śledziki. -
Pustych stolików mimo wszystko nie brakowało, większość żołnierzy była zajęta w bazie lub gdzieś w terenie, więc bez większego trudu znalazłeś dla siebie odpowiednie miejsce.