Moskwa
-
Zmusił swoje ciało do wstania. No, Potomkin, żywo, z wyra i ma podłogę. Tak, tak, dokładnie, noga za nogą, idziemy do przodu. Utrzymać pion! Raz dwa, raz dwa, raz dwa.
Wyszedł z kwatery, szukając jakiegoś zbiornika z pitną wodą, chociaż niech go jasny chuj, teraz wypiłby nawet taką z kałuży. Cel: kantyna. -
Życie w bazie toczyło się swoim rytmem, Ty jednak się na tym nie skupiałeś, a inni nie mieli zamiaru wchodzić w drogę zakutemu w stal kolosowi na kacu, więc w miarę sprawnie dotarłeś do tegoż miejsca. W środku zastałeś wiele osób, niektórzy brali udział w ostatniej popijawie, i teraz starali się leczyć to różnymi sposobami, inni nie mieli po sobie śladu kaca, a pozostali tylko przypatrywali im się z cieniem zazdrości, wiedząc, że ominęła ich taka impreza.
-
Odszukał najbliższy syfon z wodą i przystawił do niego cynowy kubek. Nacisnął na spustkę, z niecierpliwością oczekując, aż płyn wypełni blaszane naczynie.
-
I napełnił, choć Tobie zdawało się, że trwa to o wiele za długo. Jednak masz w końcu kubek pełen wody, w sam raz jako pierwszy środek walki z kacem.
-
Chlusnął wodą prosto w gardło, tak jakby nie pił jej od eonów. Po tym od razu przystawił kubek z powrotem, by znowu go napełnić.
-
Zimna woda pomagała, ale mało i powoli. Mimo to lepsza taka pomoc, niż żadna, znając życie, już jutro, albo jeszcze dziś, zostaniesz wysłany na kolejną misję, nie mogliście pozwolić sobie na jakiś dłuższy przestój w działaniach, gdy ważyły się losy miasta i nie tylko.
-
To fakt, Moskwa powinna pozostać w takim stanie, w jakim była od wieków. Niezdobyta,
Podszedł do bufetu, czy też jakiegokolwiek miejsca gdzie wydają posiłki.
— Śledzie? —Wychryczał zza przyłbicy. -
Barman nie miał zamiaru kłócić się z opancerzonym bydlakiem na kacu, więc od razu zaserwował Ci talerz pełen tych rybek oraz nieco chleba.
-
Barman dobry człowiek.
Wziął talerz i klepnął sobie przy jakimś pustym stole. Nic tak nie pomaga na kaca jak, mmm, śledziki. -
Pustych stolików mimo wszystko nie brakowało, większość żołnierzy była zajęta w bazie lub gdzieś w terenie, więc bez większego trudu znalazłeś dla siebie odpowiednie miejsce.
-
A więc zjadł rybki i rozejrzał się po kantynie. Jak nastroje po wczorajszym (w sumie to ile on spał?) “zwycięstwie”?
-
Nie wiedziałeś, ile spałeś, ale czułeś, że za mało. Pozostali wyglądali podobnie, radzili sobie z kacem lepiej lub gorzej niż ty, ale czułeś, że gdy ojczyzna wezwie, to i tak chwycą za karabin, idąc na pierwszą linię.
-
Ta… Gdy ojczyzna wezwie, każdy z nich rzuci za broń i stanie w pierwszej linii. Historia lubi kołem się toczyć.
Odstawił talerz do okna, po czym zawlekł się z powrotem do pokoju. Mógłby wybrać się na siłownię, albo do rusznikarni, ale wątpliwe czy obecny stan jego łba by to zniósł. Walnął na swoją prycz.
-
I spałeś, dopóki staromodny sygnał na trąbce nie zbudził Cię ze snu. Dobrze, że łeb już tak nie bolał.
-
Podniósł łeb. Zwykła pobudka czy jakiś alarm? Zrzucił się z łóżka.
-
Tego nie wiesz, ale lepiej przygotować się i pójść na plac, zwłaszcza jeśli jesteś w stanie prosto iść, maszerować i stać na baczność.
-
Czego więcej trzeba od soldata w Kransej Armii?
Doprowadził do prowizorycznego porządku swój mundur, pancerz pal licho, był w takim stanie, że równie dobrze mógł założyć na siebie lateks striptizerki. Przejechał szmatą po przyłbicy i tak wypucowany, ruszył na plac. -
I rzeczywiście, z okolicy ciągnęli żołnierze, aby ustawić się w dość równym dwuszeregu, oczekując na dalsze rozkazy.
-
O matko, córko, babuszko i teściowo… Walczyć, to jedna rzecz, a walczyć na kacu to w ogóle inny wymiar. Czego znowu?
Chcąc, nie chcąc ustawił się w dwuszeregu, czekając na to, co oficer ma im do powiedzenia. -
Ano niewiele, zapowiadał się zwykły patrol lub wymiana żołnierzy w okopach i bunkrach na pierwszej linii, bo wyczytano Cię wraz z tuzinem innych żołnierzy, a potem skierowano do zbrojowni i ciężarówki, która miała Was zawieźć na miejsce.