Moskwa
-
Chlusnął wodą prosto w gardło, tak jakby nie pił jej od eonów. Po tym od razu przystawił kubek z powrotem, by znowu go napełnić.
-
Zimna woda pomagała, ale mało i powoli. Mimo to lepsza taka pomoc, niż żadna, znając życie, już jutro, albo jeszcze dziś, zostaniesz wysłany na kolejną misję, nie mogliście pozwolić sobie na jakiś dłuższy przestój w działaniach, gdy ważyły się losy miasta i nie tylko.
-
To fakt, Moskwa powinna pozostać w takim stanie, w jakim była od wieków. Niezdobyta,
Podszedł do bufetu, czy też jakiegokolwiek miejsca gdzie wydają posiłki.
— Śledzie? —Wychryczał zza przyłbicy. -
Barman nie miał zamiaru kłócić się z opancerzonym bydlakiem na kacu, więc od razu zaserwował Ci talerz pełen tych rybek oraz nieco chleba.
-
Barman dobry człowiek.
Wziął talerz i klepnął sobie przy jakimś pustym stole. Nic tak nie pomaga na kaca jak, mmm, śledziki. -
Pustych stolików mimo wszystko nie brakowało, większość żołnierzy była zajęta w bazie lub gdzieś w terenie, więc bez większego trudu znalazłeś dla siebie odpowiednie miejsce.
-
A więc zjadł rybki i rozejrzał się po kantynie. Jak nastroje po wczorajszym (w sumie to ile on spał?) “zwycięstwie”?
-
Nie wiedziałeś, ile spałeś, ale czułeś, że za mało. Pozostali wyglądali podobnie, radzili sobie z kacem lepiej lub gorzej niż ty, ale czułeś, że gdy ojczyzna wezwie, to i tak chwycą za karabin, idąc na pierwszą linię.
-
Ta… Gdy ojczyzna wezwie, każdy z nich rzuci za broń i stanie w pierwszej linii. Historia lubi kołem się toczyć.
Odstawił talerz do okna, po czym zawlekł się z powrotem do pokoju. Mógłby wybrać się na siłownię, albo do rusznikarni, ale wątpliwe czy obecny stan jego łba by to zniósł. Walnął na swoją prycz.
-
I spałeś, dopóki staromodny sygnał na trąbce nie zbudził Cię ze snu. Dobrze, że łeb już tak nie bolał.
-
Podniósł łeb. Zwykła pobudka czy jakiś alarm? Zrzucił się z łóżka.
-
Tego nie wiesz, ale lepiej przygotować się i pójść na plac, zwłaszcza jeśli jesteś w stanie prosto iść, maszerować i stać na baczność.
-
Czego więcej trzeba od soldata w Kransej Armii?
Doprowadził do prowizorycznego porządku swój mundur, pancerz pal licho, był w takim stanie, że równie dobrze mógł założyć na siebie lateks striptizerki. Przejechał szmatą po przyłbicy i tak wypucowany, ruszył na plac. -
I rzeczywiście, z okolicy ciągnęli żołnierze, aby ustawić się w dość równym dwuszeregu, oczekując na dalsze rozkazy.
-
O matko, córko, babuszko i teściowo… Walczyć, to jedna rzecz, a walczyć na kacu to w ogóle inny wymiar. Czego znowu?
Chcąc, nie chcąc ustawił się w dwuszeregu, czekając na to, co oficer ma im do powiedzenia. -
Ano niewiele, zapowiadał się zwykły patrol lub wymiana żołnierzy w okopach i bunkrach na pierwszej linii, bo wyczytano Cię wraz z tuzinem innych żołnierzy, a potem skierowano do zbrojowni i ciężarówki, która miała Was zawieźć na miejsce.
-
Takie manewry jeszcze Potomkin mógł znieść, o ile znowu nie wpakują się w jakieś chore tałatajstwo.
Z lekkim sercem ruszył do zbrojowni, by odebrać z rąk rusznikarza swoją ukochaną i na własne oczy przekonać się, czy nie skaził jej w żaden sposób. O broń trzeba dbać bardziej niż o własne życie. -
Wszystko było w porządku, a szykuje się dłuższy wypad, sądząc po tym, ile dostałeś amunicji, a do tego także dodatkowe wyposażenie, czyli dwa granaty odłamkowe i jeden dymny. Wsiadając na ciężarówkę wręczono Ci też plecak, w nim pół litra wódki, paczkę fajek, pudełko zapałek, cztery litrowe butelki wody, sześć konserw i trzy bochenki chleba.
-
O matko, święta normalnie! Brakuje tylko piosenek o Dziadku Mrozie i pomarańczy w łapie. Tak hojne wyposażenie zmartwiło Potomkina tak samo, jak go ucieszyło. Z jednej strony fajnie mieć tyle, z drugiej pewnie znów szykują im wakacje w pierdolniku. Ale służba nie dróżba, co poradzisz.
Usadził się na pace ciężarówki tak, by miał ogląd na kierunek jazdy. -
Nic ciekawego, krajobraz Moskwy po apokalipsie był monotonny, głównie zrujnowane lub prawie zrujnowane budowle. Przejechaliście dobrych dwadzieścia kilometrów, może nawet więcej, gdy ciężarówka wysadziła Was na odcinku frontu przecinającym jeden z licznych moskiewskich placów. Linia obronna składająca się z okopów i skleconych ze złomu, gruzu, betonu i zaprawy murarskiej bunkrów ciągnęła się na zachód jak okiem sięgnąć, ale na wschód już nie, więc znajdowaliście się na skrajnym odcinku obronnym. Gdy tylko wyszliście, bez słowa minęli Was żołnierze, z reguły jedynie z karabinem w dłoni i pustym plecakiem na plecach. Nieogoleni, brudni, być może zawszeni, a na pewno głodni i zmęczeni, wyglądali jak typowi frontowcy, których cieszył powrót do bazy, aby choć kilka dni odpocząć od piekła wojny i zażyć odrobiny lukusów.
- Baaaaaaczność, leniwe kanalie! - usłyszałeś od strony okopów, gdy tylko ciężarówka z nowymi pasażerami odjechała w drogę powrotną.