Wioska Uwitki
-
“Bogowie, a tak się martwiłem!”
Uradowany, od razu poleciał do drzwi.//Stawiam Harnasia, że to nie będzie żona. Ale jakby była, to łap jej krótki opis z karty Morzywała na domenie dżejdżeja.peel.//
-
//Oddawaj Harnasia.//
Początkowo nawet Cię nie zauważyła, zajęta odstawianiem do późniejszego rozpakowania koszy i pakunków, zapewne zdobytych podczas swojej podróży. Dopiero gdy się tym zajęła, odwróciła się w Twoją stronę. Chciała zapewne powiedzieć coś do dzieci, ale gdy zobaczyła Ciebie, słowa uwięzły jej w gardle, jedynie wpatrywała się w Ciebie z otwartymi ustami i szeroko otwartymi oczyma. -
// Łap Harnasia, byku. //
On także nie wiedział co powiedzieć. Co się mówi w takich momentach? Umysł nie daje żadnych sensownych propozycji. A może mówić nie trzeba?
Zbliżył się do żony powolnymi krokami i objął ją, czule przytulając do siebie. A pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu był niemalże pewien, że już nigdy jej nie zobaczy.
-
- C-co? - wydusiła wreszcie z siebie, gdy pierwszy szok minął po kilku minutach. - Jak to się stało? Co Ty tu robisz?
-
— Jestem, Szyłko. — Uśmiechnął się ciepło do żony. — Wróciłem.
-
- Jak? - zapytała, wciąż wyraźnie nic nie pojmując.
-
Jego mina lekko zrzedła.
— To… skomplikowana sprawa. Ale wyjaśnię Ci wszystko, obiecuję. Usiądziesz, a ja wszystko opowiem. — -
Pokiwała głową i odetchnęła nieco kilka razy, siadając na krześle przy stole. Dzieci chyba wyczuły moment, albo ktoś i to uświadomił, bo zostaliście sami.
-
Mądre dzieciaki.
Morzywał zajął krzesło po drugiej stronie. Odetchnęła głęboko, wzrok wbity w podłogę. Musiał wrócić do wszystkich wydarzeń jego podróży, a jego pamięć niekoniecznie była chętna do pełnej współpracy.
— To wszystko przez sztorm. — Zaczął. — Wtedy łowiliśmy na pełnym morzu. Za późno obraliśmy kurs na port i złapało nas. Kurtyzanę rozbiła fala, a ja straciłem przytomność. Obudziłem się na wyspie, sam, obok wraku. Chodziłem w te i wewte, a przy okazji napotkałem się na Drogomira. Turena… Turena nie znaleźliśmy. Biedak chyba nie przetrwał katastrofy, pokój jego duszy… — Pokiwał głową w zadumie. -
- Ale co znaczy ta łódź? Te dziwne stwory, o których wciąż mówią w wiosce?
-
— To… Z tej wyspy. Widzisz, ona nie była całkiem dzika. Mieszkały tam właśnie te stwory, wężoludy, nazywają siebie Nagami. Wzięli mnie za jakiegoś szpiegmistrza, przesłuchiwali, chcieli wiedzieć, kto mnie nasłał. W pewnym momencie zacząłem kłamać, mówić im jakieś brednie i… uwierzyli. Zabrali mnie i Drogomira na zad tutaj, tak wróciłem. Okazało się, że oni tutaj też czegoś szukają. Nie wiem czego, ale mam nadzieję, że szybko wrócą tam, skąd przybyli. —
-
- Przecież wiesz, że kłamstwo ma krótkie nogi. A jeśli dowiedzą się, że ich okłamałeś, to co? Przecież wiedzą, gdzie Cię znaleźć, mogą wrócić, zemścić się…
-
— Wiem, ale… — Westchnął ciężko i podrapał się po potylicy. — Widzisz, jeżeli nie okłamałbym ich, nie wiem czy kiedykolwiek wróciłbym tutaj, do was. A tak… jeszcze mogłem Ciebie ujrzeć. — Spojrzał na żonę.
-
- Marna z tego pociecha, jeśli wszyscy przez to zginiemy. - odparła, a Ty zauważyłeś ze zdziwieniem, że w jej słowach jest o wiele więcej chłodu niż zwykle. Nawet całą sobą sprawiała takie wrażenie…
-
Chłód w żonie przeraził go. Nie, nie przestraszył czy zaskoczył, tylko szczerze poruszył to pomyślenia nad tym, jakie skutki będzie miał jego powrót.
Po chwili jednak odezwał się.
— Jeżeli ktoś ma ginąć, to co najwyżej ja, nie wy. Z resztą… — Machnął dłonią i wstał. — Myślę, że oni tutaj są z całkiem innej przyczyny niż z powodu moich opowieści. Oni tutaj szukają czegoś, o czym wiedzą tylko oni. Tak mi się wydaje. Jeżeli byłoby inaczej, to już dawno skończyliby ze mną, na co im jeden rybak. -
Pokiwała głową, chyba ją w końcu przekonałeś.
- To… Co będzie teraz? -
Podszedł do okna, wpatrując się w cumujący przy brzegu okręt Nagów.
— Nie wiem. — Powiedział. — Musimy ich zostawić w spokoju i cieszyć się z tego, że mało ich obchodzimy. Kiedyś na pewno odpłyną. -
Pokiwała głową i westchnęła.
- A skąd wiesz? Może zrobią tu to samo, co zrobili w Małej Przystani? - odparła, mając na myśli sąsiednią wioskę, położoną jakieś trzydzieści kilometrów na zachód, największą w okolicy, która nazwę wzięła sobie stąd, że rzeczywiście niekiedy przybijały tam pełnoprawne, choć raczej niewielkie, statki. -
— A co się wydarzyło w Małej Przystani? — Zapytał, nie wiedząc o czym mówi żona.
-
- Tego nikt nie wie. Pewnej nocy wszyscy mieszkańcy zniknęli, a z nimi cały ich dobytek. Zostały tylko budynki.