Los Angeles
-
- Racja, pan na pewno lepiej go do tego przekona. Więc…chyba już pójdę. Zgarnę te dokumenty i zobaczę co to za jedni, których mamy załatwić. - Jeśli go nie zatrzymywano, zaczął kierować się ku wyjściu.
-
Skinął głową, pozwalając Ci odejść, sam zasiadł już nieco normalniej w fotelu i rozmyślał nad czymś, kończąc zapalone cygaro.
-
Wyszedł na zewnątrz. W czasie drogi powrócił do wcześniejszych rozmyślań.O czym to ja… A tak. Może ja rzeczywiście zostałem stworzony do wyższych celów? Wiem, wiem brzmi to jak przejaw pychy, ale spójrzmy na to z tej strony: zaraz po tym jak pomyślałem, jaki jest cel mojej egzystencji, zostaję osobiście wezwany na kolejną misję. To przecież bezsprzeczny znak od Boga. Nawrócony sam powiedział, że tylko ja nadaję się do tego zadania. A więc? Bóg obdarował mnie odpornością na śmierć, bo tylko ja jestem w stanie zrobić porządek na tym padole? Niech więc tak będzie. Ciężko być jedynym niepokonanym i z oddali patrzeć na nieuniknioną śmierć mniej zdolnych wyznawców, ale w końcu ktoś musi nieść to brzemię. Rozwijając coraz bardziej swoje urojenia, doszedł do gabinetu głównego dowódcy i zapukał.
-
Jego głos, jak zwykle krótko i zdawkowo, pozwolił Ci na wejście, ale po dużo dłuższej chwili, niż wcześniej.
-
Wszedł i swoim zwyczajem ukłonił się.
- To znowu ja… - czuł się nieco speszony ciągłym zawracaniem głowy dowódcy, ale nie miał innego wyjścia - Chciałem spytać, czy nie mógłbym pożyczyć dokumentów, które dzisiaj zdobyliśmy. Nie te Bonaventury, tylko reszty żołnierzy Z-Comu. -
- Oczywiście, że tak. - odparł, choć nie ruszył się z miejsca. - Tylko czemu?
-
- Oh potrzebuję sprawdzić czy są wśród nich dane o konkretnych osobach. Nawrócony potrzebuje ich martwych, więc wyznaczył mnie do tego zadania. - powiedział niejako z dumą. - W ogóle to niedługo ma tu przyjść i opowiedzieć o szczegółach, czemu się to opłaci i dlaczego to genialny plan. - Kiedy wypowiadał ostanie słowa, przeszło mu przez myśl czy Nawrócony życzyłby sobie, aby o tym paplać. Ale z drugiej strony przecież nie będzie ukrywać prawdy przed Mistrzem.
-
Może właśnie chodziło mu o to, żebyś się nie wtrącał, bo to on porozmawia z Mistrzem w sprawie tych dokumentów? No, ale teraz to już niezbyt ważne.
- Wobec tego to z nim porozmawiam i Tobie odeślę te dokumenty, jeśli się na to zgodzę. -
- O tak! On na pewno Mistrza przekona. To znaczy…on tak powiedział. Cóż…eee… pójdę już. I dziękuję. - Wyszedł czym prędzej, aby jeszcze bardziej się nie pogrążać.
-
Nie zatrzymywał Cię, więc opuściłeś jego gabinet bez problemu. Niezależnie od tego, czy ruszysz na misję, czy nie, masz wciąż sporo czasu przed kolejną modlitwą i posiłkiem, który wypada jakoś wykorzystać.
-
Nie miał pomysłu co ze sobą zrobić, więc po prostu kręcił się po obszarze bazy. Bycie na nogach od rana jednak w końcu dało o sobie znać, więc przysiadł pod ścianą i rozmasował lewą nogę w miejscu gdzie się kończyła, a zaczynała proteza. Znowu powrócił do niedawnego odkrycia. Nieśmiertelny co? Zadrżał z przyjemności, myśląc o tym. Podoba mi się ta myśl. Zupełnie inaczej będzie iść do walki, wiedząc że nie ważne co się zdarzy nie mogę zginąć. No, przynajmniej dopóki nie dokona się to czego zażyczył sobie Bóg. Na szczęście dobrze wiem czego On oczekuje. To ten komandos. Diabeł. Bękart Antychrysta. Każda chwila kiedy oddycha jest solą w Twoim oku Boże. I tylko ja mogę zakończyć jego życie. Spojrzał w górę ku niebu. Przyjmuję Twój szczodry dar nieśmiertelności Boże i przysięgam w pełni wykorzystać go w wykonaniu mojej misji Po tych dość wzniosłych przemyśleniach, zaczął wodzić wzrokiem dookoła i obserwował otoczenie.
-
//Z jednej strony coraz bardziej mi się to podoba, z drugiej przypomina się poprzednia postać, też Fanatyk. Do trzech razy sztuka, jakby co?//
Życie w bazie toczyło się w swoim rytmie i to niezmiennie aż do wezwania na kolejną modlitwę. Cokolwiek planowali Mistrz i Nawrócony, zajęło im to sporo czasu i niewykluczone, że wciąż się naradzają. -
//O nie, nie, nie. To najlepsza postać jaką kiedykolwiek stworzyłem w PBF i nie mam zamiaru jej tracić.//
Stęknął kiedy się podnosił, po czym poszedł do sali modlitw, niezmiennie zmotywowany do kolejnego powtarzania religijnych wersów. Dla niego świętych, a szalonych dla ludzi z poza zgromadzenia. -
//Czyli teraz zamiast wysadzić się granatem razem z Milicjantem każesz swojemu przydupasowi wysadzić się za Ciebie?//
Modlitwa przebiegła tak jak zawsze, spokojnie, zgodnie i jednostajnie. Gdy wybieraliście się na posiłek, pod świątynią znów zauważyłeś akolitę, choć innego niż ostatnio, ale i on miał do Ciebie pewnie tę samą sprawę, bo tylko skinął głową, nic nawet nie mówił, i ruszył przed siebie, najpewniej do siedziby Nawróconego. -
//Nie no, Nathan jeszcze nie oszalał na tyle by bezmyślnie poświęcać podwładnych. Jeszcze.//
Zapomniał po raz kolejny wyrazić swój gniew na akolitę, który traktował go jak chłopca na posyłki nie świadom odpowiedzialności i mocy jaka na nim spoczywała. Zamiast tego jest myśli zaprzątał wynik rozmowy Nawróconego i Mistrza. Jedynym sposobem by się o tym przekonać jest pójście i sprawdzenie osobiście. Tak więc poszedł za akolitą. -
//Fajny taki fanatyzm. Tak go nie za dużo, nie za mało. W sam raz.//
Trafiłeś do tego samego gabinetu, co ostatnio, gdzie spotkałeś Nawróconego i tego akolitę, który przyprowadził Cię tu za pierwszym razem.
- To Mike. - wyjaśnił Ci Nawrócony bez żadnych wstępów. - Idzie z Tobą, będzie dowodził wszystkimi akolitami, których Ci przydzielę, ale Ty dowodzisz nim… Ilu ludzi Ci potrzeba? Dwudziestu? Pięćdziesięciu? Stu? -
//Cofam to co napisałem. Może jednak jest do tego zdolny.//
Nie spodobała mu się rola jaką ma odgrywać poznany akolita. To zwykłe zwiększanie pośredników, a w czasie akcji to jedynie przysparza problemu. Naprawdę idzie jedynie po to by być jego papugą?- Czy jeśli Mike zginie, to akolici przechodzą pod moją komendę czy ma jakiegoś zastępce? - Co do liczebności oddziału to rozmarzył się słysząc liczbę “sto”. To przecież mała armia. Ale nie, nie sądził, aby tylu ich potrzebował. Właściwie to zależało od tego jakie dokładnie zadanie go czeka.
- A czy mógłbym poznać szczegóły misji? Łatwiej mi będzie oszacować liczbę ludzi.
- Czy jeśli Mike zginie, to akolici przechodzą pod moją komendę czy ma jakiegoś zastępce? - Co do liczebności oddziału to rozmarzył się słysząc liczbę “sto”. To przecież mała armia. Ale nie, nie sądził, aby tylu ich potrzebował. Właściwie to zależało od tego jakie dokładnie zadanie go czeka.
-
- Teoretycznie tak… W praktyce daleko im do takich obrońców wiary z jakimi już pracowałeś, więc nie zdziw się, że się na Ciebie wypną. Szanują tylko swoich. I mnie. A jeśli chodzi o misję, to masz przejrzeć odpowiednie teczki, które leżą na moim biurku, i zlikwidować ich, wszystkich. Chcę mieć tylko na to dowód, możesz też przyprowadzić ich żywcem tutaj.
-
- Cóż w takim razie myślę, że wystarczy mi 20 ludzi. Wezmę te dokumenty - Sięgnął po teczki. - Pójdę już. - Wyszedł z biura na zewnątrz i od razu zaczął czytać dokumenty
-
- Zaczekaj no. - powiedział, nim wyszedłeś. - Bierzesz też tych swoich ludzi? Ze swojego oddziału?