Dodge City
-
To właśnie zastanawiało Sey’a. Czy ślepe pójście na to zlecenie, bez dowiedzenia się o co właściwie w nim chodzi, można uznać za dowód lojalności? Kij tam wie, równie dobrze będą mogli potraktować go jako rzep u psiego ogona.
Udał się do którejś z lokalnych stajni, czas wypożyczyć konia. -
Bez konia jak bez ręki, zwłaszcza tutaj. I właściwie lepszym pomysłem byłby zakup, nie wiesz w końcu, kiedy wrócisz. No i pewnie będziesz musiał zapłacić więcej niż to warte, jeśli coś stanie się takiemu wierzchowcowi. Niemniej, znalazłeś jedną taką stajnię, bo były tu aż trzy, gdzie oferowano tak sprzedaż, jak i wynajem koni, choć nie ma co się oszukiwać, były to wierzchowce drugiego sortu, choć w Twojej sytuacji nie ma co wybrzydzać.
-
Tak, szczególnie, że z względu na swój wzrost, Seymour rzadko mógł liczyć na jakiegoś lepszego rumaka. Poza tym nie lubił koni.
Rozejrzał się za jakimś niższym wierzchowcem. -
Karłowatych koni nie było, były za to kuce, co do których musisz mieć nadzieję, że wytrzymają trudy podróży.
-
Kuce były niedocenianymi zwierzętami. Może nie były tak szybkie i piękne jak konie, ale znaczna większość nich była wytrzymalsza od nich.
Podszedł do jednego z kuców i przyjrzał się mu. Zawołał właściciela stajni, jeżeli wydawał się zdrowy i silny. -
Ten jeden niezbyt, ale drugi, o płowym umaszczeniu, już jak najbardziej. Właściciel stajni, mężczyzna w średnim wieku, dawno niegolony, ze źdźbłem siana w ustach podszedł do Ciebie ze znudzoną miną.
-
— Ten kuc wabi się jakoś? — Lekko poklepał zwierzę po kłębie.
-
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Koń jak koń, ja je tylko sprzedaję, a nazwa nie podbija ceny. Bierzesz pan czy nie? Oddam za dziesięć srebrników. -
“Stać mnie, ale oddałbym wszystko co do miedziaka…” Zastanowił się Sey. “Targować można się zawsze.”
— Koń jak koń, rzeczywiście, nazwa też tutaj ceny nie podobija, właściwie to nie podbija jej nic… — Seymour jedną dłonią pogładził brodę. — Wezmę za siedem srebrników. -
- Dziesięć. - powtórzył mężczyzna jak mantrę, krzyżując ręce na piersi. - I ani miedziaka mniej.
-
— Dziesięć srebrników to naprawdę poważna suma… — Odwrócił się, spoglądając na kuca, a także nie całkiem przypadkowo prezentując przewieszoną przez plecy, ogromną rusznicę. — Są ludzie, którzy dla takiej ilości pieniędzy mogą zrobić naprawdę okropne rzeczy. — Zwrócił się z powrotem do stajennego. — Siedem srebrników i siedem miedziaków, tyle dam.
-
Gość żył w mieście bezprawia, jakim było, jest i zapewne na długo pozostanie Dodge, już jakiś czas, więc taka groźba nie zrobiła na nim większego wrażenia, przynajmniej z pozoru. Ba, sam nawet sięgnął do kabury przy pasie, gdzie trzymał swój rewolwer, i Tobie dając jasny sygnał, że łatwo go nie zastraszysz.
- Zejdę do dziewięciu. - powiedział mimo to po chwili wahania, najwidoczniej ceniąc swoje życie bardziej, niż zysk kilku srebrników. Choć nie zamierzał rozstać się ze swoim dochodem tak łatwo. -
Seymour cmoknął.
— Co o tym myślisz, Ogryzek? — Kiwnął głową na myśliwskiego psa, w rzeczywistości jedynie myśląc głośno. — 8 srebrników. -
- Niech będzie. - mruknął zirytowany mężczyzna. - Ale jeszcze kiedyś pożałujesz skąpstwa. - dodał, ale i tak wyciągnął dłoń, aby dobić targu.
-
Na twarz Seymoura wstąpił zwycięski uśmiech. Energicznie uścisnął dłoń stajennego, po czym wyciągnął spod klapy płaszcza mieszek, w którym trzymał monety i podał swemu kontrachentowi 8 srebrników odliczonych w 80 miedziakach.
-
Zebrał i przeliczył monety, a następnie bez zbędnych formalności oddał Ci zwierze, które było przedmiotem targu, podpisanie umowy nie było konieczne, nikt nie tracił w ten sposób nerwów, a co najważniejsze: Czasu.
-
Brodaty pogładził konia po kłębie i ciągnąc za uzdę wyprowadził go na zewnątrz, po czym namyślił się gdzie powinien teraz się udać.
//Kuc ma na sobie siodło czy muszę je dokupić?//
-
//Załóżmy, że ma wszystko, co potrzebne, żeby nie spowalniać akcji.//
Zależy, co chcesz ze sobą zrobić, w końcu Oswald oficjalnie nie zaprosił Cię do drużyny, więc musisz znaleźć jakiś sposób, aby się do niej wbić, jeśli chcesz załapać się na tę przygodę. -
Oswald ewidentnie potrzebował kogoś, w końcu bez potrzeby nie marnowałby czasu w barze. Dlatego też Seymour, zapytany o dowód lojalności, zamierzał okazać ją poprzez dołączenie się do wyprawy bez wiedzy o jej celu, niebezpieczeństwie czy ewentualnych zyskach. Zaopatrzony, wraz z kucem i wiernym psem udał się w pobliże baru, w którym rozmawiał z słynnym najemnikiem.
-
Spotkałeś go prędzej, niż się spodziewałeś, bo po kilku minutach, gdy wyszedł na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem i zapalić cygaro.
- Dalej tutaj? - zapytał, zaciągając się dymem.