Achaton
-
Dobrze, że towarzyszący Ci żołnierze nie znali Twoich prawdziwych zamiarów, bo o ile mowa podniosła ich na duchu i dała nadzieję na szybkie zakończenie walk o miasto, a potem o resztę elfickiego kraju, to pozostałe działania już niezbyt, bowiem ani próba wywołania pęknięć na tajemniczej skale, ani próba przesunięcia go nic nie dały, a zgromadzone wokół Drowy czekały, aż ruszysz kamień, wedle swoich słów, mając przeczucie, że będzie stanowić to coś symbolicznego.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
A ziemia wokół kamienia również była nieporuszalna, czy dało się coś z nią zrobić? -
Był tylko jeden sposób, aby się przekonać.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Toteż to sprawdził, z użyciem magii oczywiście. -
I rzeczywiście, udało się, choć w tym celu musiałeś wyrwać z ziemi fragment gruntu, który wysokości odpowiadał całemu głazowi z nieba, najwidoczniej jego antymagiczne, jeśli mogłeś je tak w ogóle nazwać na tym etapie, właściwości działały na dość dużym obszarze. Angażowały też o wiele więcej magicznej energii, niż normalnie byś potrzebował, ale całe to działanie wywołało nieskrywany entuzjazm reszty towarzyszących Ci Drowów.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Przynajmniej tyle wywołał, ale teraz zastanowił się, jak zrzucić głaz trochę dalej. Uznał, że przynajmniej musi działać na prawa grawitacji, także oddalił go od wojsko Drowów na bezpieczną odległość, po czym postarał się go odwrócić tak, że głaz po prostu spadł na ziemię, utrzymując jedynie fragment gruntu. W razie porażki po prostu cisnął nim w jakiś budynek.
- NIe musimy się z nim oddalać daleko, Elfom zaszkodzi sam widok, że kamień nie znajduje się w tym samym miejscu, w którym był od zawsze. -
Głaz wydawał się przyczepiony do oderwanego przez Ciebie fragmentu gruntu, ale ciśnięcie nim w jakiś dom i częściowe zawalenie go wywołało równie dobry efekt. Swój osobisty cel zrealizowałeś, ale wciąż macie bitwę do wygrania, a Ty podbudowany niedawnymi wydarzeniami oddział drowskich wojowników.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
- Oddział, zebrać się! Mieliśmy rozkaz zabezpieczyć ten obszar, a ciągle czeka jeszcze kilka ulic, których nie odwiedziliśmy!
Mówiąc to oczyścił dłonią ostrze swojego topora, po czym ruszył dalej, na czele swoich żołnierzy. Było już blisko do zwycięstwa, jeszcze tylko kilka zakrętów miał do pokonania w drodze do zdobycia miasta. -
Udało się Wam bez większych trudów oczyścić te kilka ulic oraz kamienic, gdzie odkryliście garstki maruderów, którzy nie zdążyli się wycofać, a choć zabili niejednego spośród Twoich ludzi, to możesz poszczycić się wykonaniem zadania. Teraz, wedle rozkazów, powinieneś skupić się na tym, żeby Elfy nie odbiły tej dzielnicy miasta, ale ambicja Mrocznego Elfa również się w Tobie odzywała, a wraz z nią pragnienie większej chwały i zdobyczy, które możesz uzyskać, gdy pomimo rozkazu ruszysz dalej.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Ambicja gatunkowa, jak łatwa do pominięcia w trudnych treningach, jakie przeszedł, szkoląc się na Rycerza Śmierci. Będąc szczerym, to ciągle się jej nie pozbył. Ciągle był podatny na jej wpływy, jednakże uznał, że znalazł sposób, by ją jakoś odłożyć na później. Mógł wykonać zadanie tak, jak należy, tym samym stając się bardziej cenionym żołnierzem w szeregach armii Mrocznych Elfów. A to sprawi, że dostanie bardziej ambitne zadania, co było jakąś formą wynagrodzenia. Nie mówiąc już o tym, że ten kamień Elfów jest jednym z głównych powodów, dla których tutaj jest. Z pewnością jego… niezwykłość spodoba się jego Mistrzowi, a tym bardziej Wielkiemu Mistrzowi Zakonu.
Sprawdził, ile wojsk zostało pod jego dowództwem, a również to, jak wielki obszar mieli pilnować. Nie warto było wprowadzać zbyt małych grup żołnierzy, bo mogliby zostać zabici jeden po drugim. -
Twoje siły zostały znacząco przetrzebione, miałeś już tylko tuzin kuszników i trzy razy tyle piechoty, a także dwóch swoich Magów. Mogłeś rzecz jasna cofnąć kogoś, aby sprowadzić więcej wojska, choćby najemników czy goblinskiego mięsa armatniego.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Cofnięcie wojsk oznacza powtórkę z kawalerią. Jeżeli wyśle kogoś samego, to ci najpewniej zginą z rąk elfich wojsk. Na to już nie mógłsobie pozwolić, miał za mało środków do tego.
- Zostajemy tutaj! - zawołał - Będziemy pilnowali tego obszaru, aż nie dotrze do nas sojusznicze wojsko. Mamy ich kamień, teraz niech Elfy się wykrwawią, by chociaż spróbować go zobaczyć. Rozumiemy się? -
Podbudowani tym, jak daleko zaszli, ilu wrogów zabili i jaki symbol odebrali Elfom, żołnierze wznieśli w górę broń, pięści lub bojowe okrzyki pełne zapału. Zdecydowanie zrozumieli i choć nie ma co liczyć, że będą bronić kamienia z równą determinacją co długousi, to na pewno łatwo go nie oddadzą.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Korzystając z ich obecnej determinacji zaczął ich rozstawiać przy różnych wejściach do tego miejsca, by mogli stworzyć chociażby chwilową linię obrony. Sam stanął w największej uliczce i bacznie zaczął obserwować okolicę. To było zabawne. Przeżył tyle morderczych treningów, tyle osób zabił i tyle dzieci osierocił w imię Zakonu, a jednak nie przyszło mu nigdy go bronić. Za to stał tutaj, w ojczyźnie wroga, na obcej ziemi i szykował się do obrony cudzej świętości. Tak, to było dosyć zabawne. -
Zdecydowanie będzie to historia, którą będzie chciało usłyszeć wielu spośród Zbrojnych i Rycerzy, ale warunkiem tego jest to, że przeżyjesz, aby mogli ją w ogóle usłyszeć. Żołnierze, jeśli mieli łuki czy kusze, zajęli pozycje przy oknach budynków, pozostali zaś skryli się za nimi, za barykadami, wśród ruin, a więc wszędzie, gdzie tylko się da. Nie trzeba było długo czekać na kontratak, po zaledwie kilku czy kilkunastu minutach przez wszystkie możliwe uliczki wlała się horda Grzybiaków, potrząsając groźnie kończynami przypominającymi maczugi i rozmaitą bronią dzierżoną w drugiej dłoni. Nic wielkiego, ale na dobrą sprawę mają szansę wygrać poprzez samo zalanie was masą.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
Dlatego też w pierwszej kolejności spróbował ich spowolnić. Kiedy zbliżyły się, to użył Magii Ziemi do tego, by oddzielić część Grzybiaków od reszty poprzez utworzenie wysuniętego z ziemi muru. Najpierw zajmie się częścią, później kolejną częścią. Chociaż tak może coś zdziałać. Oprócz oczywiście tego, że sam ruszył do walki. Z tarczą na plecach i toporem w rękach zaatakował najbliższe mu Grzybiaki. -
Udawało ci się bez większego trudu rozpoławiać je zaledwie jednym ciosem, twoi ludzie radzili sobie równie dobrze i tak w krótkim czasie połowa z atakujących stworów była martwa lub konała, a reszta wycofywała się pospiesznie.
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
-- Korzystać z przerwy, dopóki możecie! Wiedzą, że nie jesteśmy amatorami, tylko skałą, o którą ci słabeusze się rozbijają. -
Nie trzeba im było dwa razy powtarzać. Pospiesznie zaspokoili głód lub pragnienie, opatrzyli rannych, przetrząsnęli trupy wrogów w poszukiwaniu czegoś cennego. W tym czasie zdarzyło się coś, co podniosło ich wszystkich na duchu, ciebie w sumie też. Bowiem na dachach kilku budynków w mieście pojawiły się flagi Księstwa Pajęczej Królowej. Początkowo pięły się powoli, nieśmiało i było ich niewiele. Ale z czasem wręcz się od nich zaroiło. Czyżby miasto właśnie upadło?
-
Matir “Kasaxy” Moonsky
To mu się bardzo podobało. Lecz, dopóki do niego samego nie dotarły sojusznicze wojska, nie zamierzał odpoczywać.
-- Zyskujemy kontrolę nad Achatonem! – zawołał do żołnierzy. – Wytrzymać jeszcze chwilę! Niedługo nasi się tutaj zjawią.