Gwieździsta Puszcza
-
Po jakimś czasie, dostarczono Ci także posiłek, na który składało się nieco leśnych owoców, chleb z kory lokalnych drzew, paski suszonego mięsa i dzbanek soku lub słabego trunku, ciężko ocenić. Jakiś głos z tyłu głowy podpowiedział Ci, że posiłek może być zatruty, ale z drugiej strony, to gdyby tubylcy chcieli Cię zabić, najpewniej zrobiliby to już dawno, a nie dopiero teraz, prawda?
-
Prawda. Dlatego jedyny wniosek, jaki przyszedł Jamesowi do głowy po zobaczeniu posiłku był taki, że zatrucie go będzie co najwyżej wyrazem litości przed jego niechybną porażką na jutrzejszej próbie.
“Próba, próba, próba…” Pomyślał, biorąc w dłoń pasek mięsa. Coś musiał zjeść, przecież nie będzie jutro startował na głodnego. “Czym ona właściwie będzie? I co będzie po niej? Przyjmą mnie tu? Albo będą zawsze traktować jako odszczepieńca? Albo sam nie wytrzymam i zwieję stąd? Może. Zobaczy się, James. Zobaczy.” -
Ano, zobaczy, sam nie znałeś odpowiedzi na to pytanie, a wątpliwe, żeby udzielił Ci jej ktokolwiek z obecnych tu w wiosce.
-
W takim razie nie pozostawało mu nic innego, jak przygotowanie się do próby. Zjadł, popił, a na koniec rozejrzał się za jakąś misą z czystą wodą, bądź choćby dzbankiem. Chciał dobrze wyglądać podczas jutrzejszej ceremonii.
-
Jeśli było zatrute, to nie wyczułeś tego ani od razu, ani po upływie czasu. Jeśli zaś chodzi o jakieś możliwości umycia się, to tubylcy pozbawili Cię ich, więc musisz iść spać w takim stanie, w jakim obecnie jesteś, lub ich o to poprosić, choć wątpliwe, żeby się udało.
-
Wychylił głowę na zewnątrz chaty. A nóż dali mu jakichś strażników, może oni mogliby załatwić mu wodę.
-
Jak najbardziej dali, ale poznałeś od razu, że byli to inni niż ci łowcy, którzy Cię tu przyprowadzili, a sądząc po tym, jak jeden na Ciebie spojrzał, to raczej nie dogadasz się z nimi w żadnej kwestii.
//Chcę po prostu przyspieszyć do zasadniczej fabuły.// -
Jak mus, to mus. Wrócił do wnętrza chaty i rozłożył się wygodnie. Poszedł spać, starając się nie myśleć o jutrzejszej próbie.
-
Obudziłeś się rankiem, skoro świt, przez stopniowo narastający dźwięk grania na rogach i bębnach oraz śpiew tubylców.
-
“To jest jakaś ich wersja budzika czy już dzwonią na ceremonię?” Pomyślał zaspany James, rozcierając dłonią twarz. Dopiero po chwili przyszło mu do głowy, że przecież mógł być już od dawna spóźniony! W ciągu kilku sekund poprawił swoją aparycję i pędem wybiegł z chaty.
-
Nie odbiegłeś daleko, strażnicy skutecznie Cię zastopowali. Zauważyłeś, że niemalże wszyscy dorośli mieszkańcy osady, może poza grupą strażników i najstarszymi czy chorymi, opuszczali swoje domostwa dzięki prowizorycznym windom bądź spuszczając się na dół na linach czy schodząc po drzewach. Wszyscy szli w jednym i tym samym kierunku, więc możesz mieć pewność, że ceremonia jeszcze się nie zaczęła, a gdy już się to stanie, będziesz miał wielu widzów.
-
Oh, akurat publiczność mu nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, świadomość, że jest oglądanym, schlebiała mu i dodawała odwagi.
— To już? — Spytał, spoglądając na strażników. -
Jeden skinął głową i wskazał na najbliższą windę, która miała zabrać Cię na dół, do miejsca próby.
-
— Aye. — Mruknął, po czym raźnie podreptał do windy.
-
Zjechaliście na dół, a później ruszyliście dalej, klucząc wśród drzew. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania czy wątpliwości, to teraz jest ostatnia dobra chwila, aby je rozwiać.
-
Czy James miał jakieś pytania? Raczej nie. Sprawa była prosta. Jeżeli zda próbę, przeżyje. Jeżeli nie zrobi tego, umrze. Momencik… Może oni mu powiedzą?
— Na czym to właściwie będzie polegało, panowie? — Spytał. -
- Na wszystkim. - odparł jeden z nich, a powiedziało Ci to tyle, że w sumie mógłby się nie odzywać.
- Sprawdzimy Twoją siłę, Twoją szybkość, Twoją zwinność, Twój hart ducha i Twoją mądrość. - dodał drugi, co było już nieco jaśniejszym wyjaśnieniem, ale i tak nie dawało wiele. -
— Z tym ostatnim może być problem, nigdy nie byłem szczególnie pilnym uczniem. — Głośno myślał. — Dużo osób przede mną podchodziło do tej próby?
-
- Niewielu mieszańców ma na tyle odwagi, aby wrócić do nas. - odparł ten małomówny, z widoczną pogardą wymawiając to drugie słowo.
-
— To zastanawiające, wydajecie się być otwarci. — Odpowiedział James, oczywiście mówiąc sarkazmem. Wraz z strażnikami udał się w kierunku miejsca, gdzie miała odbyć się próba.