Gwieździsta Puszcza
-
- Na wszystkim. - odparł jeden z nich, a powiedziało Ci to tyle, że w sumie mógłby się nie odzywać.
- Sprawdzimy Twoją siłę, Twoją szybkość, Twoją zwinność, Twój hart ducha i Twoją mądrość. - dodał drugi, co było już nieco jaśniejszym wyjaśnieniem, ale i tak nie dawało wiele. -
— Z tym ostatnim może być problem, nigdy nie byłem szczególnie pilnym uczniem. — Głośno myślał. — Dużo osób przede mną podchodziło do tej próby?
-
- Niewielu mieszańców ma na tyle odwagi, aby wrócić do nas. - odparł ten małomówny, z widoczną pogardą wymawiając to drugie słowo.
-
— To zastanawiające, wydajecie się być otwarci. — Odpowiedział James, oczywiście mówiąc sarkazmem. Wraz z strażnikami udał się w kierunku miejsca, gdzie miała odbyć się próba.
-
Miejscem tym była wielka polana, którą otaczały drzewa z czymś na kształt drewnianych platform, gdzie zasiadali lub stali tubylcy z wioski - Twoja widownia. Byli też wojownicy i strażnicy, choć większość została, aby bronić wioski. Nie zabrakło tam również członków starszyzny. Strażnik wspominał coś, że pierwszą próbą była próba siły i rzeczywiście, do tego chyba się przymierzano, kładąc na ziemi kilka pali ze świeżo ściętych i obrobionych drzew. Nim dobrze zastanowiłeś się, jak będzie wyglądała próba, na wezwanie starszyzny, którego nie zrozumiałeś w całości, wystąpił z tłumu ochotnik, młody, postawny, silnie zbudowany, który pochwycił pal u dołu, wziął z nim krótki rozpęd i wyrzucił go w górę, a podczas lądowania ten wyraźnie zaznaczył miejsce w ziemi.
//Jeśli masz skojarzenia z tym szkockim sportem to jak najbardziej masz rację.// -
“No to klops…” Pomyślał James. Nigdy nie grzeszył szczególną siłą, a to zadanie było tak łopatologiczne, że nie mógł pomóc mu spryt czy magia. Jednak wolał przynajmniej spróbować, bo choć nie spodziewał się świetnego wyniku, tak poddanie się było po pierwsze nie w jego stylu, a po drugie na pewno nie dawało mu szans na przeżycie.
Podszedł do jednego z palów, strzelił knykciami, po czym chwycił go i naprężył się, próbując podnieść. -
To Ci się udało, zdołałeś się także wyprostować i wciąż utrzymać na nogach wraz z tym ciężarem, co jednych wprawiło w zdumienie, innych zaś rozbawiło, ile czasu musiałeś na to poświęcić.
-
— Dobra… — Mruknął do siebie, stękając z wysiłku. — To połowa sukcesu… teraz tylko… — Ugiął kolana, naprężył się i wykorzystując siłę całego ciała wyrzucił pal w powietrze, przed siebie.
-
Nie poleciał ani wysoko, ani daleko, ale tego mogłeś się spodziewać. Tak jak reakcji tłumu, gdzie chyba tylko starszyzna zachowała powściągliwość, reszta zwyczajnie Cię wyśmiała lub buczała, widząc tę próbę.
-
Oparł dłonie na kolanach i wziął głęboki oddech.
“Najwidoczniej tutaj nie oceniają za starania, masz Ci los…”
Spojrzał w bok. Czy młody, który wystąpił z tłumu, brał się za kolejny pal? -
A i owszem, choć tym razem rzucił go o wiele bliżej, to jednak i tak lepiej, niż Ty. Najwidoczniej masz więcej, niż jedną próbę. Niby dobrze, ale z drugiej strony, to czy ta druga próba coś w ogóle da?
-
Nie wiadomo, ale jeżeli miałaby wyjść lepiej, to nie podejście do niej byłoby wielkim błędem. Dlatego podszedł do kolejnego z pali, najlepiej mniejszego i splunął w dłonie. Po tym chwycił go, napiął się i tym razem od razu wyrzucił w powietrze.
-
Wszystkie były niemalże identyczne, a ten rzut na pewno był lepszy od poprzedniego, choć reakcja tłumu była identyczna. Czyli chyba spodziewali się lepszego wyniku. Cóż, dobrze że tamten strażnik mówił o kilku próbach, inaczej już teraz musiałbyś się z nimi żegnać. Tak czy siak, wszyscy ruszyli platformami dalej, wgłąb lasu, a Ciebie dwóch strażników zaprowadziło w odpowiednie miejsce, choć wciąż przy poziomie gruntu. Na miejscu drugiej próby również były pale, podobne do tych, którymi usiłowałeś ciskać, ale o wiele wyższe, nieco węższe i wbite w ziemię. Jeden miał pozostałości gałęzi, którymi mogłeś wspiąć się na górę, ale reszta była już ich pozbawiona.
- Próba zwinności. - wyjaśnił idący obok strażnik. - Wchodzisz na górę, i usiłujesz dostać się na drugi koniec bez spadania. -
"Dobra James, to umiesz… " Pomyślał, rozciągając dłonie. Skinął strażnikowi i podszedł do pierwszego z pali.
“Może nie wykazałem się siłą, ale tutaj będę w stanie coś pokazać. Hop!”
To powiedziawszy sobie w myślach, wyskoczył i złapał się za pozostałości gałęzi, od razu szukając miejsca dla nóg, by móc się wybić wyżej i wyżej. Zręcznie wspinał się do góry. -
A i owszem, zręcznie, więc dostałeś się na samą górę. Pale były ustawione od siebie w różnej odległości, niektóre były cieńsze od innych, ale musiałeś na nie wskoczyć, jeśli chciałeś dostać się dalej. Nie było to aż tak trudne jak poprzednie zadanie, a tym bardziej niemożliwe do wykonania, wymagało jednak sporej zwinności i skupienia.
-
Jamesowi obu nie brakowało, a przynajmniej on sam miał taką nadzieję. Skupił wzrok na kolejnym palu, precyzyjnie odmierzył skok i ruszył do przodu, starając się od razu celnie wybić ku kolejnemu palu, by przebyć próbę zarówno precyzyjnie, jak i szybko.
-
Udało się, co nie wywołało owacji wśród zgromadzonych wokół tubylców, ale uciszyło wszelkie gwizdy, wyzwiska, śmiechy czy rozmowy, jakie miały sporadycznie miejsce wcześniej i wszyscy skupili teraz całą swoją uwagę na Tobie.
-
Wybił się po raz kolejny i kolejny, cały czas nie spuszczając pali z oczu, by nie omsknąć nóg. Mierzył, by szybko ukończyć przeszkodę.
-
Pokonałeś w ten sposób około połowę drogi, a wśród zgromadzonych wokół tubylców zdało się słyszeć coraz głośniejsze szmery i rozmowy, choć teraz byłeś niemalże pewien, że są Tobie przychylni. Już miałeś wybić się do kolejnego skoku, gdy usłyszałeś tak znajomy dźwięk, choć nie spodziewał się go usłyszeć tutaj, a zwłaszcza teraz: suchy huk wystrzału z karabinu Hralk. A potem kilkanaście kolejnych. Tak zdziwieni, jak i przerażeni, tubylcy zaczęli pospiesznie uciekać, choć w tym zbiorowisku wielu padło trupem na platformach, inni spadli, niekiedy będąc martwymi, nim dotknęli ziemi, a w innych wypadkach spotkał ich gorszy los, gdy to dopiero tam znaleźli śmierć.
-
“Cholera.” To była pierwsza i jedyna myśl, jaka w tym momencie zaświtała w umyśle Jamesa. Błyskawicznie rozejrzał się dookoła. Skąd strzelali?!