Szlak Smoczych Gniazd
-
- Dobrzy, to jedni z najlepszych zwiadowców na kontynencie, a na pewno na Dzikich Polach są bezkonkurencyjni… Przeprowadzili przez Szlak Smoczych Gniazd lub wprowadzili do jego twierdz o wiele więcej Orków i Goblinów niż mogłoby się wydawać.
-
Odchrząknął w sposób, który miał zastąpić skinięcie głową, jako że idący z przodu inkwizytor nie mógł go widzieć. Chyba. Wolał za dużo nie zastanawiać się nad zdolnościami mistrza, tylko skupić się na swoich zadaniach.
-
W końcu Inkwizytor zatrzymał się, wskazując na coś ręką. Ty dostrzegłeś zamek, który musiał być naprawdę wielką i potężną twierdzą, skoro widziałeś go z tak daleka.
- Szlak Smoczych Gniazd to kilkanaście tak wielkich zamków, reszta umocnień jest o wiele mniejsza, łatwiejsza do zdobycia lub ominięcia. Ale nie osłabia to Drowów dostatecznie. Dlatego naszym zadaniem jest pomóc Orkom i Goblinom zająć tę twierdzę, aby mogli ruszyć dalej. -
- O rzesz… - Grathog przełknął przekleństwo wraz ze śliną - To coś jest ogromne, mamy jakiś plan jak to zrobić? Miejmy nadzieję, że to będzie naprawdę duży oddział orków -
-
- Gdyby to tylko liczby liczyły się w tej wojnie, to już dawno byśmy przegrali… Ma to też swoje odzwierciadlenie po drugiej stronie: Ten zamek to też siedziba pewnego Mrocznego Elfa, po śmierci którego, o ile nam się uda, a liczę na to, że nie zdoła zbiec, obrona na tym odcinku Imperium załamie się.
-
- Skoro to tak ważny cel, to czemu dopiero teraz i akurat my się nim zajmujemy?
-
- Orkowie musieli ponieść szereg porażek, aby w końcu poprosić nas o pomoc, a trzeba przyznać, że próbowali nie raz, ostatnim razem nawet z pomocą kilku najemnych Wampirów. A wybór padł na nas, bo byliśmy najbliżej, Ty jesteś Goblinem, przynajmniej po części, a ja miałem już kontakty z Zielonoskórymi.
-
- Hmm. Mhm. Właściwie takiej odpowiedzi się spodziewałem, chociaż liczyłem na inną. No cóż, jaką mamy przewagę, jaki nietuzinkowy plan może nam pozwolić zwyciężyć a nie dać się zabić jak wszyscy przed nami
-
- Inni musieli mierzyć się z Magami Mroku, a mieli tylko własnych Szamanów. Teraz mają też nas.
-
Goblin bez dalszych pytań skinął głową
-
Po jakimś czasie, który spędziliście na rozmyślaniach i przypatrywaniu się masywnej bryle zamku, pojawili się zwiadowcy, o których mówił Mag, Gobliny dosiadające wilków. Odziani byli niczym typowi przedstawiciele swej rasy, przynajmniej żyjący tutaj, w proste ubrania ze skór i skórzane napierśniki, uzbrojeni zaś byli w jednoręczne miecze lub szable, krótkie łuki refleksyjne, sztylety, noże, niekiedy też włócznie lub kilka oszczepów. Choć znały też proch i broń palną, to jej nie posiadały, była za głośna, aby mogli jej użyć jako zwiadowcy.
- Szefo czeka. - odpowiedział jeden z nich, a dwaj inni podjechali bliżej, zmuszając swoje wierzchowce, aby przed Wami uklęknęły, pozwalając Wam wsiąść. -
Skinął głową i wdrapał się na bliższego wierzchowca wraz ze swoim skromnym ekwipunkiem. Postarał się usiąść tak, żeby nie spaść podczas jazdy i nie upokorzyć się przed przyszłymi towarzyszami broni mimo że nie był przyzwyczajony do jazdy na czymś innym niż jego zaklęty wierzchowiec
-
Najwidoczniej Twój mistrz, zresztą zapewne słusznie, obawiał się, że bystre oczy Drowów zdołają wypatrzeć Was nawet z tej odległości, więc taki transport, choć niezbyt wygodny, pozwolił na skryte przemieszczenie się do obozu Zielonoskórych, a przynajmniej tym on musiał niedawno był, obecnie wykonane z drewna lub kości tyczki namiotów oraz same namioty, zszyte tak ze skór dzikich zwierząt, jak i niektórych rodzajów Demonów czy nawet Mrocznych Elfów, były już ładowane na juki Wielkich Wkurwów, bojowych odyńców większych od koni, służących Orkom tak za zwierzęta typowo do transportu, jak i do walki, ich potężne szable mogły przebić na wylot nawet kogoś w lekkim pancerzu. Tutaj jednak służyły głównie do transportu namiotów, zapasów, a po akcji, o ile będzie udana, także i niewolników, większość Orków dosiadała Wargów, stworzeń przypominających wielkie wilki, a Gobliny, stanowiące około jedną trzecią całej grupy, tradycyjnie używały do walki i transportu wilków. Wasze przybycie potraktowano ze spokojem, a nawet lekceważeniem, Orkowie wciąż preferowali siłę mięśni i oręża nad Magią, ale musieli też zostać poinformowani o Waszym przybyciu przez swego herszta. A ten od razu wyróżniał się z tłumu. Ork o głowę przewyższał wszystkich swoich pobratymców, był też od nich o wiele lepiej zbudowany. Choć nie miał na sobie wiele odzienia, a do tego było ono dość prymitywne, to na pewno nie był pierwszym lepszym wodzem pomniejszego klanu, jego miecz pochodził zapewne z najlepszych goblińskich kuźni, sztylet był bez dwóch zdań drowską robotą, a w łuku dostrzegłeś kontury pracy elfich rzemieślników… No i przy siodle jego Wielkiego Wkurwa było zawieszonych było kilkanaście ściętych, zasuszonych łbów, Drowów, Upadłych i pomniejszych Demonów.
-
Cóż, najwyższy czas nauczyć się radzić sobie bez tego typu przesadnych wygód, jak magiczne wierzchowce, zwłaszcza gdy są w zagrożeniu życia. Grathog zeskoczył z wilka, gdy ten się zatrzymał i wykonał w bliżej nieokreślonym kierunku gest pomiędzy ukłonem a skinięciem głową w ramach powitania, pozostawiając pierwsze odezwanie się, zgodnie z przyjętymi normami, starszemu inkwizytorowi
//jak widzę tak długi opis to zawsze potem mam dylemat, bo z jednej strony głupio mi pisać zbyt mało a z drugiej nie chcę na siłę za dużo zbędnego bełkotu
-
- Witaj, wodzu! Inkwizycja przesyła wyrazy szacunku i przysyła mnie i mojego ucznia, aby dopomóc Ci w Twojej misji. Zwę się… - zaczął, lecz Ork szybko mu przerwał.
- No kurwaaa, ja pierdolę, ile tak można, kurwa mać? Jak je jakieś magiczny, to też kurwa wyszczekany, nieważne, Szamano czy Inkwizytoro, kurwa ich mać… Strzepmić ryja to można i kiedy indziej, teraz trza iść na bitkie, dobre, chłopy? - zapytał, a wszyscy wokół oderwali się od zajęć, aby potwierdzić ochoczo okrzykami bądź wzniesieniem w górę broni czy zaciśniętych pięści.
//Żaden problem.// -
-Szaman i Inkwizytor, na raz. Jesteśmy tu by wam pomóc w zdobyciu tej twierdzy, ja to Grathog a to mistrz Przecinak. Macie jakikolwiek plan- półgoblim włączył się do rozmowy, chcąc uprościć ją wszystkim zainteresowanym
-
Ork najpewniej w ogóle nie zwróciłby na Ciebie uwagi, gdyby nie wzmianka, że jesteś Szamanem. No i stał za Tobą, dosłownie i w przenośni, potężny Mag, przed którym Ork musiał odczuwać jeśli nie respekt, to chociaż niepokój lub strach.
- Ta. Nie widać? Bierem manatki i jazda. Zwiadowcy znajom ten zamek dobrej, niż oni sami, od środka i ze zewnątrz, także tylko Wasza w tym głowa, żeby nam siem tam wejść udało, Magi. -
Grathog odchrząknął -Dobra, czyli walimy tak centralnie od frontu wczesnym popołudniem? Czy nie lepiej byłoby zaatakować ich po cichu, z zaskoczenia, skoro to tak silny zamek?-
-
- No ta. - odparł Ork. - Taki był plan. Przecie mówiem, nie Gobbos?
Najwidoczniej herszt rzeczywiście zauważył pewną lukę w swoim planie, którą pewnie chciał wcześniej załatać Magią, ale nie mógł przyznać się do błędu przed swoimi podwładnymi w otwarty sposób. -
- Jeśli mamy odeprzeć ataki mrocznych magów musimy się przygotować. Medytacja, inkantacja, taka sytuacja. Żeby zrobić to dobrze potrzebujemy czasu, powiedzmy, do wieczora. Możemy o tyle opóźnić wymarsz, żebyśmy byli w stanie lepiej działać- Spróbował dać orkowi szansę zwalenia winy za zmianę planów na siebie, by ork miał szansę bez problemu zatuszować swój błąd, a równocześnie nie zabić ich wszystkich powolną i bolesną śmiercią