Dom Gwen Stacy [NOWY JORK, ZIEMIA]
-
Cóż, nie dzieje się nic specjalnego, więc… Nie, chwila! Policja jest i odpytuje aktualnie sąsiadów Gwen kilka domów dalej. Nic dziwnego. Każdy o zdrowych zmysłach by wezwał odpowiednie służby po tym szaleństwie, które się tutaj działo całkiem niedawno. Trzeba będzie ich jakoś wyminąć. Bo jak zobaczą, że wyskakuje z akurat tego domu, to kompletna klapa.
-
Dodajmy do tego, że ona, a raczej Spider-Gwen ich wezwała na to miejsce. No tak. Wycofała się od okna i zaczęła iść na pietro, by sprawdzić, czy z drugiej strony też jest policja.
-
Hmmm… Tak. Z drugiej strony też jest policja. Wszystko wskazuje na to, że wypytują całą okolice.
“Hmm… Myślę, że jest coś, co mogłabym na to zaradzić. Tylko musisz mi zaufać. Pokazałabym Ci taką drobną sztuczkę, która by pomogła Ci uniknąć policji.” - powiedziała Red w głowie Gwen. -
“Czy ta szticzka nie wymaga rozlewu krwii czy uszkadzania kogoś? Oraz czy musiałabym Ci oddać całkowitą kontrolę?”
-
“Jeez melon, ranisz moje uczucia. Znaczy, raniła byś je, gdybym je miała. Nie, mój plan nie zawiera żadnej z wymienionych przez Ciebie rzeczy.”
-
“Dobrze, ale chcę mieć podgląd na sytuację w razie czego.”
-
“Uhhh… No taki jest plan. Żebyś ty miała pogląd na sytuację, ale inni nie mieli. W sensie. Ugh. Po prostu, spójrz się teraz na swoje ręce, za długo by było tłumaczyć.”
-
Zatem spojrzała na swoje ręce. To powinno być w miarę ciekawe. I przerażające lekko.
-
Tak jakby… Jej rąk nie ma. Ale nie, że zostały ucięte. Po prostu są całkowicie niewidzialne. Jedynie co, to co kilka sekund pojawia się prześwit którejś części jej ciała.
“Widzisz? Nie wszystko co potrafię wiąże się z rozlewem krwi, ludobójstwem i mordem!” -
“Dobrze, teraz widzę. Spadajmy stąd jak najszybciej”
-
“No więc, ruszaj się.”
-
Zatem… Rusza się stamtąd, byle dalej, by jej nie przesłuchali. Oby jej tacie się nic nie stało… TATA! No tak, trzeba sprawdzić, co u niego.
-
Nosz cholera, rzeczywiście prawie by o nim zapomniała! Co jak co, ale nawet Red jej nie przekona, żeby najpierw iść na misję, nie sprawdzając nawet co u jej taty.
-
Zatem co, jak najszybciej do taty, nie wiadomo, co się mogło stać.
-
Tata siedzi na kanapie z dość otępiałym wzrokiem, patrząc się przed siebie, jedną rękę trzymając na czole.
-
Dobra… Chyba będzie sobrze, jak w jakiemś niewidocznym miejscu zmieni swój kamuflaż na ubrania swoje codzienne… Jak powiedziała, tak uczyniła, po czym do taty.
-
“Boże święty, zanim my wyruszymy to nasi przeciwnicy zdążą umrzeć ze starości, babo.”
Tata robi to co robił do tej pory, nie zmieniając pozycji ani o jeden centymetr, niczym figura woskowa. -
-Tato… Wszystko w porządku?- powiedziała, po czym przyfuliła się do taty. Przynajmnuej będzie wiedzieć, co i jak.
-
-Tato? - spytał się z dużą dozą niepewności jakby samego siebie pod nosem, nie zmieniając pozycji.
-
-Tato, to ja, Gwen. Spójrz na mnie.