Więzienie Kolonialne
-
Wszystko zajęło o wiele więcej czasu niż w planie, ale nawet najlepsze plany mają to do siebie, że zwykle sypią się chwilę po wejściu w życie. Dotarcie do skrytki ze scyzorykiem było o wiele łatwiejsze, gdy byłaś zamknięta w środku, ale mimo to udało Ci się po jakimś czasie sięgnąć do niego i z wprawą rozciąć krępujące więzy. Pozbyłaś się wszystkich na rękach, a także tych na udach, ale na tym się skończyło, bo strażnik, któremu naczelnik polecił Cię pilnować, wszedł właśnie do środka. Choć był zaskoczony bardziej niż Ty, to widać, że był profesjonalistą i tylko takich zatrudniali do pracy w tym więzieniu, bo od razu zamknął za sobą drzwi jedną ręką, a drugą sięgnął po rewolwer, którego lufę wycelował prosto w Ciebie.
- Rzuć to i ręce do góry. -
// To jest ten moment, w którym umieram. //
“Kurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwakurwachuj!”
Nie myśląc wiele, instynktownie rzuciła w niego scyzorykiem wymierzonym prosto w gardło. -
//Knebel.//
-
//Za każdym razem zapominam. Poprawione.
-
Trafiłaś, choć nie w gardło, on odruchowo zasłonił się ręką, w której nie trzymał broni, przez co scyzoryk wbił mu się w przedramię. Nie była to rana śmiertelna, ale na pewno bolała i tylko go tym wkurzyłaś, pozbawiając się alternatyw.
- Ręce do góry. - powiedział przez zaciśnięte zęby, kładąc nacisk na każde słowo. -
Powoli, jakby licząc, że nagle zdarzy się coś, co uratuje ją przed uwięzieniem, posłusznie uniosła dłonie do góry. Oddychała miarowo, obserwując każdy ruch strażnika. Gdyby tylko jego błąd dał jej szansę na wyciągnięcie się z tego!
-
- Rozwiąż się, później oddaj mi liny i ustaw się do mnie plecami. - polecił szybko, wciąż skupiając się na tym, aby celować do Ciebie z broni, a nie na bólu, jaki spowodowała rana i wciąż wbity w nią scyzoryk. - Już!
-
Prędko wykonała polecenie, jednak ustawiając się do niego plecami, niby z czystego przypadku i swojej własnej, spodziewanej po niej niezdarności, zahaczyła tyłem o jego rękę, w której tkwił scyzoryk. Jeżeli tylko strażnik skrzywił się z bólu, to wykorzystała moment by chwycić błyskawicznym uściskiem jego drugą dłoń, oddalić od siebie lufę broni (a najlepiej w ogóle wyrzucić ją z jego rąk) i przywalić mu z całej siły potylicą w twarz. Jeśli bańka nie załatwiłaby sprawy, to Jannet była gotowa na przywalenie strażnika do ściany, przerzucenie go przez siebie, a gdyby nawet to nie położyło go, ręczną konfrontację. Wszystko jednak zależało od tego czy zdoła skierować rewolwer tak, by nie był wycelowany wprost w nią.
-
Niestety, trzymał się od Ciebie na tyle daleko, że plan spalił na panewce, a nim wymyśliłaś inny, z pomocą zabranych od Ciebie lin ponownie skrępował dopiero co uwolnione ręce, wykręcając Ci je do tyłu i wiążąc ciasne supły na nadgarstkach i ramionach.
- Siadaj. - polecił krótko, wskazując na krzesło, które nie tak dawno zajmowałaś, dopiero wtedy poświęcając chwilę czasu na wyciągnięcie scyzoryka z rany i prowizoryczne opatrzenie jej uciętym rękawem koszuli. -
Ale Jannet ani przez myśl nie przeszło, by wykonać polecenie. Choć nawet zbliżyła się nieznacznie do krzesła, to tylko dla zmyłki, by wykorzystać zajęcie strażnika raną, bo zaraz po tym obróciła się z kopniakiem wymierzonym prosto w brzuch strażnika. Na tym nie poprzestała, dodając uderzenie głową prosto w jego twarz, a następnie szybkie dobicie kolanem w miednicę i kolejny cios kolanem, tym razem w twarz (o ile się pochylił).
// Zawsze gdy piszę u Ciebie walki wręcz to mam wrażenie, że są z góry skazane na przegranie. //
-
//Jeśli fabuła nakazuje inaczej, to nawet najbardziej rozbudowany opis czy najlepsza możliwa sytuacja, w jakiej znalazła się postać, nic nie dadzą.//
To Ci się udało, przynajmniej częściowo, bo kopniak trafił i najpewniej zabolał, podobnie jak uderzenie z główki, choć przed resztą się uchylił, odchodząc o kilka kroków.
- Kurwa. - warknął, tak z bólu, jak i przez to, że dał się podejść. - Jebany Star, jebana przyjaźń, jebany dług. Jak Wam pomogę stąd uciec to od razu spróbuję go tu wsadzić… Ciebie też, jeśli się nie uspokoisz, do cholery. Jestem tu, żeby pomóc Wam wyciągnąć resztę. -
Jej źrenica się rozszerzyła.
“Kurwa mać, nie można było tak od razu?!” Pomyślała, uświadamiając sobie co zrobiła. Usiadła z powrotem na krześle, czekając co zrobi tamten. -
//Zapomniałeś o tym, co zawsze.//
-
// Już. //
-
Potrzebował chwili, żeby się otrząsnąć, a później schował broń do kabury i podszedł do drzwi, które zamknął od środka.
- Nieważne kim jestem, póki co wolę, żeby chociaż moja tożsamość pozostała anonimowa, choć twarz raczej poznasz. - powiedział, siadając naprzeciw Ciebie, na miejscu, które zajmował naczelnik. - Z Jimmy’m znam i przyjaźnię się od dawna, ale w pewnym momencie nasze drogi się rozeszły, gdy ja wolałem służyć prawu z gwiazdką przy piersi, on niekoniecznie. Nie zrozum mnie źle, dalej mam zamiar być stróżem prawa, o ile nie wpadnę jako zdrajca, który ułatwił Wam ucieczkę, ale nie mam oporów przed pomaganiem Tobie i reszcie. Tak się składa, że z Szeryfa Browna chuj nie Szeryf, naczelnik też taki porządny nie jest… O Tobie nie wiem wiele, ale nie wątpię, że za partyzantkę przeciwko Magruderowi tamtym należy się medal, a nie więzienie i stryczek, także pomogę Wam ich wydostać i zrobię, co się da, żeby ułatwić Wam potem ucieczkę. Jasne? Kiwnij głową, jeśli nie planujesz zrobić niczego głupiego, to zdejmę Ci knebel. -
Szybko i dosadnie kiwnęła głową, bo raz, że miała już serdecznie dość knebla, a dwa, że po tym co zrobiła wmieszanemu w akcję strażnikowi nawet nie myślała o dalszym sprawianiu mu trudności.
-
Chwilę męczył się z rozwiązaniem wszystkich pasków z tyłu głowy, ale w końcu mu się udało, i rzucił noszące ślady Twoich zębów wędzidło na biurko naczelnika.
- Po co akurat coś takiego? No i ta rozpięta koszula? Cyckami na wierzchu chcesz odwrócić uwagę strażników? - zapytał i parsknął śmiechem. -
Pierwsze co zrobiła Jannet po wyjęciu knebla z ust to splunęła w kąt pokoju, by pozbyć się z ust śliny o smaku węzidła. Po drugi, wszelki opór przed tym gościem zniknął u niej w momencie, gdy ten skończył gadać, a ona sama zburaczała. Mimo tego postarała się zachować zimną głowę, co nie przychodziło jej łatwo.
— Naprawdę nie masz teraz większych problemów niż moje cycki? Musimy się uwijać, jak nie chcesz jutro dyndać na pętli. — Odpowiedziała srogo. -
- Nooo… Są dość spore, fakt. - przyznał i po chwili odchrząknął. - Te problemy, w sensie. No i ta, trzeba się zbierać. Ale plan uległ zmianie, bo i wcześniej nie wiedzieliśmy o tym, jakie zamiary ma wobec Ciebie naczelnik, a zdążył się już Jimmy’emu ze wszystkiego wygadać.
-
// //
— Nie tylko jemu. — Mruknęła, po czym szybko dodała. — W takim razie co robimy i po co znowu związałeś mi dłonie?