Archipelag Błękitnej Tafli
-
…
-
//Tutaj ewakuowało się naprawdę niewielu Magów, Gildia wciąż jest najbardziej aktywna w Penkurth i to tam powinieneś zacząć, zwłaszcza że rodzice Twojej postaci raczej nie wiedzieli o stopniowej ewakuacji na wyspy, a prędzej pokierowaliby swojego syna tam, gdzie wiedzieli, że gildia będzie.//
-
Przyjąłem
-
Jorbart spojrzał w niebo i podjął dalszą wędrówkę, gdzieś tutaj powinna być wioska drwalów którzy mają obrabiać drewno dla króla, być może znajdzie tam chwilowe schronienie a może nawet wskazówki jak dotrzeć na centralną wyspę, opcje zarobku były tam zdecydowanie większe. Być może trafi nawet na statek przewożący ładunek który zbierze go gdzieś dalej. Jedyne o czym teraz marzył to kufel grzanego wina i gorąca strawa, miał nadzieję że prędko znajdzie karczmę i zdąży na wieczorny posiłek.
-
//Odpis spoko, ale dla pewności: To jakaś zwykła, mała, niezbyt ważna wysepka, tak? Na takiej się obecnie znajdujesz?//
-
//Wyspa średniej wielkości porośnięta lasem, nie może być za mała właśnie przez to gdzieś w połowie drogi pomiędzy kordonem uzbrojonych wysp a stolicą, resztę zostawiam tobie. Jedna z wielu wysepek produkcyjnych.//
-
Faktycznie, nietrudno było na to wpaść, widząc pnie świeżo ściętych i powalonych drzew oraz wykarczowany busz. Przedzierając się przez zarośla natrafiłeś w końcu na swój cel, choć teraz widziałeś jedynie sporą palisadę i równie dużą bramę, gdzie wartę pełniło kilku strażników, postawnych drwali z wielkimi siekierami w dłoniach. Nie musieli się tu co prawda martwić atakami piratów czy drowskich korsarzy, ale w lasach wciąż czaiły się groźne bestie, przed którymi lepiej było się jakoś zabezpieczyć.
-
Jorbart raźnym krokiem ruszył w stronę bramy już z daleka podnosząc swój kostur aby zwrócić na siebie uwagę w nietuzinkowy sposób, promyki zachodzącego słońca przemknęły po twarzach milicji. - Szczęsnego dnia panowie! Czy macie w waszej wiosce miejsce dla strudzonego wędrowca? Przybyłem tu na mojej łodzi, niestety rozbiła się ona o rafy kilkanaście kilometrów stąd, nie pragnę wiele, jedynie ciepłej strawy i kubka czegoś mocniejszego. - Zatrzymał się kilkanaście metrów od najbliższego strażnika. Palisada takiej wielości zdawała mu się zbyteczna, jednak sam był parę razy świadkiem przesądności prostego ludu. Już dawno zapomniał że kiedyś i on do nich należał.
-
- Jakbyś powiedział, ktoś Ty, skąd jesteś i po co przybywasz to może i by się znalazło. - burknął drwal. Cóż, równie mrukliwi, szorstcy i sękaci w usposobieniu jak drzewa, z którymi pracują.
-
-Nazywam się Jorbart i jestem podróżnym magiem, przybywam w celu dotarcia do stolicy i jestem dumnym mieszkańcem naszego pięknego królestwa - Jorbart nie podszedł ni o krok cały czas czekając na pewne pozwolenie wejścia, nie chciał powtórki z tej wioski wydobywającej kamień… Wzdrygnął się na samo wspomnienie.
-
Musisz przyznać, że za patriotyzm i gorliwość należało ich pochwalić… Ale z bezpiecznej odległości, bo próba ukamienowania Cię jako szpiega Demonów czy Upadłego pod przykrywką to faktycznie była przesada. Ci tutaj na szczęście nie mieli zamiaru ściąć Ci głowy czy nabić na palisadę, przynajmniej nie teraz, bo otworzyli bramę i odsunęli się, abyś mógł wejść do środka.
-
//Myślałem dokładnie o tym samym
Jorbart szybkim krokiem wszedł w obręb obwarowań i poszukał wzrokiem karczmy, lub przynajmniej otwartej kuchni aby dostać michę czegoś ciepłego. Zdziwił się atmosferą w środku. Wojna nie powinna wpłynąć na mieszkańców tak mocno, do tego ta palisada… Coś na pewno było na rzeczy, miał tylko nadzieję że go w to nie wciągną bez przynajmniej wyjaśnienia o co chodzi lub mówiąc o legendach w których niestworzone istoty niszczyły całe kontynenty. W końcu był wędrownym magiem, musiał pomagać, parającym się tym zawodem zbyt często przyszywano łatkę tego złego.
-
Wszyscy czasem potrzebowali nie tyle solidnego posiłku, co jednak miejsca do spotkań i wypicia kubka czegoś na otarcie smutków codzienności, więc była karczma, choć nie możesz zapewne liczyć na wiele wygód i luksusów.
-
Ruszył w stronę budynku, po drodze rzucając parę świetlistych refleksów na twarze przechodzących obok dzieci. Coraz bardziej intrygowało go co dokładnie dzieje się z tym miejscem. Otworzył drzwi do karczmy i przestudiował wzrokiem otoczenie.
-
//Nie, nie zareagowały w żaden sposób, bo to NPC, które ja kontroluję. Usuń ten fragment i pamiętaj o tym na przyszłość.//
O tej porze wszyscy rozsądni ludzie zajęci byli pracą, więc nic dziwnego, że w środku były pustki, jedynie kilku miejscowych pijaczków i sam karczmarz. Samo wnętrze też niczym nie zachwycało, to prowincjonalna karczma dla wieśniaków i być może niektórych marynarzy statków, które odbierają stąd towary. Niemniej jednak, było tu czysto i schludnie, meble były w miarę nowe, wykonane przez mieszkańców osady, podobnie jak niektóre ozdoby, które nieco dodawały uroku temu miejscu. Z mebli to jedynie kontuar, stoliki z krzesłami, a za kontuarem drzwi, którymi zapewne można było przejść do kuchni. Były też inne, prowadzące do piwnicy czy na zewnątrz, ciężko powiedzieć bez zaglądania do środka, i schody prowadzące na piętro. -
Jorbart podszedł do karczmarza i poprosił o kufel i piwa i jakieś jedzenie oraz cenę pokoju na jedną noc. Podobało mu się to miejsce, dawało miły klimat, pozwalając na chwilę relaksu w środku wojny toczącej się bez ustanku spory kawałek stąd. Miał nadzieję wypytać karczmarza o niedawne wydarzenia i dowiedzieć się za ile przypływa kolejny statek. - Działo się tu ostatnio coś ciekawego? Ta palisada wokół wioski wydaje się spora jak na wyspę tak daleką od frontu,
-
Mężczyzna odebrał od Ciebie łącznie dwie złote monety, od razu nalewając piwa, choć na posiłek musisz poczekać, bo dopiero co wydarł się do kuchni o posiłek. Słysząc pytanie, parsknął śmiechem, stawiając przed Tobą kufel.
- Ano. Ostatnio rozbił się tu statek piratów, Demony już dwa razy zostały odparte z naszej wyspy, a syreny to już wszyscy mieszkańcy widzieli. -
-Demony? Tak głęboko w kraju? I co z tymi piratami, przeżyli? I czy te syreny sprawiają wam jakieś kłopoty? - Jorbart zmarszczył brwi, nie pamiętał żeby kiedyś słyszał o atakach demonów na wyspach, one raczej unikają wody. Pociągnął porządny łyk z kufla i usadowił się wygodniej, karczmarze zwykle wiedzieli więcej niż zwykli wieśniacy.
-
//Ale wiesz, że on robi Cię konkretnie w jajo, nie?//
-
//domyślam się, Jorbart niestety nie, koleś jest naprawdę zmęczony po podróży, w końcu łódka mu się rozbiła, musiał płynąć wpław.//