Czaty
-
Pokiwał głową, zgadzając się na ten plan i ruszył konno w kierunku saloonu. Po spotkaniu i rozmowie nad trupami Bernarda i rewolwerowców odzywał się tylko wtedy, gdy musiał, a mówił raczej niewiele.
-
Nieciekawy typ - pomyślał. Fakt że uratował mu życie, stracił już znaczenie. Zastąpiło go coraz większe podejrzanie kim tak naprawdę jest “Nathan” oraz irytacja na jego opryskliwy styl bycia. W każdym razie również poszedł do saloonu.
-
Mężczyzna przywiązał konia w pobliżu i wszedł do środka. Zastałeś tam typowy saloon, podobne już widywałeś podczas swojego pobytu w kolonii, ale z oczywistych przyczyn nie był taki sam. Różnica była choćby w wystroju, więcej było wykonanych z drewna ozdób i mebli oraz wypchanych zwierząt, tak całych, jak i łbów czy futer na ścianach, a i klientela to nie była typowa, brakowało choćby górników, a wielu było traperów, miejscowych, a także podróżnych takich jak handlarze niewolnikami czy sprzedawcy rozmaitych towarów, których mieszkańcy nie mogli na tym odludziu wytworzyć. Były rzecz jasna również kelnerki, tancerki i prostytutki, ale były to wyłącznie tubylcze Mivotki, niewolnice. Poza tym były tu typowe stoły, stoliki do gry w kości i karty, długi kontuar z szafką pełną alkoholi i cała reszta tego typu przyjemności.
-
Spojrzał z niesmakiem na paradujące Mivotki. To takie niestosowne, takie wulgarne. Trzymać je między ludźmi i dawać im takie zajęcie jakby rzeczywiście nimi były. Ileż potencjalnych sekretów leżały pod tymi tkankami, tylko czekając na odkrycie, a tymczasem marnotrawiono to dla prymitywnej uciechy gości saloonu. Choć nienawidził się za to, nie mógł zaprzeczyć że ich wdzięki działają również na niego. Powtarzał sobie jednak, że nie są to ludzie i starał się wyprzeć brudne myśli. Czuł obrzydzenie, wyobrażając sobie, że ktoś może uprawiać międzyrasowy stosunek seksualny. W każdym razie podszedł do kontuaru i zapytał barman.
- To pan jest gospodarzem tego saloonu? Potrzebuję wynająć pokój, na razie na jedną noc, choć możliwe że będę musiał przedłużyć pobyt.
-
- Coś taniego, zwykłego czy ekstra? - zapytał, wietrząc dodatkowy zysk, choć też mógł na tym trochę stracić, gdybyś wybrał pierwszą opcję. Ale na oko oceniałeś, że miał ponad pięćdziesiąt lat i pewnie sporą część tego długiego życia przepracował w tym miejscu, musiał znać się na rzeczy.
-
- Oh chyba poproszę coś zwykłego. Nie jestem pewny czy mogę sobie pozwolić na zbytek. Chciałbym jeszcze zamówić jakiś ciepły posiłek do pokoju, danie dnia. Łącznie ile będzie to kosztować?
-
- No tak łącznie to będzie… dwa złotniki. - powiedział barman po chwili namysłu.
-
- W porządku, oto one. - Wysupłał monety i położył je na kontuarze. Wraz z tym wydatkiem, nie pozostawało mu wiele gotówki. Zawsze mógł użyć czeków, ale pytanie czy honorują je w takim miejscu. Oczekiwał na wydanie klucza do pokoju.
-
Najwidoczniej przebywający tu tak tłumnie kupcy, handlarze i łowcy niewolników mieli na tyle dobrą renomę, że mężczyzna nie miał zamiaru sprawdzać, czy monety są podrobione, czy nie, co zrobiłby zapewne w wypadku płacenia złotnikami w Dodge, a może i Imperium, więc od razu schował je do kieszeni i wręczył Ci kluczyk, do którego przyczepiona była również niewielka blaszka z numerem pokoju, zapewne znajdującego się na piętrze.
-
Wziął klucz i poszedł do swojego pokoju, kierując się posiadanym numerem.
-
Szybko odnalazłeś swoje nowe lokum, które nie zachwycało, ale nie ma co się dziwić, sam zrezygnowałeś z wygód. Było tu jedno okno, które wychodziło na główną ulicę miasta. Sam pokój nie był klitką, ale i tak widywałeś większe. Mogłeś się tu jednak przejść i nie nabawić się klaustrofobii, nawet pomimo ilości mebli, które się tu znajdowały, a były to spore łóżko, stolik, dwa krzesła, szafka nocna i spory kufer. Uzupełniał to choćby świecznik na szafce, wiadro wody, misa, cebrzyk, kominek, zapas drewna i podpałki i tym podobne. Nic wielkiego, ale w sam raz, żeby odpocząć po długiej i męczącej podróży, zwłaszcza, że długo tu nie zabawisz.
-
Zdjął buty i marynarkę, a w koszuli rozpiął parę górnych guzików. Nalał wody do misy i zaczął przemywać nią twarz. Tego potrzebował, odrobina chłodnego orzeźwienia. Wyłożył się na łóżku i zaczął rozmyślać. Jego myśli spłynęły na wydarzenia ostatnich dni. Wątpliwości wywoływał poznany “Nathan”. Czuł, że gdyby tylko chciał zabiłby go tak jak innych i nikt by go za to nie pociągnął do odpowiedzialności. Ciekawe czy planuje coś tutaj robić poza zakupem Mivotów. Być może zlecono mu jakaś tajną misję i dlatego nie wtajemnicza go w wszystko? Cóż, teraz dobrze wiedział, że będąc Wizjonerem nie należy wciskać nosa w nie swoje sprawy tylko robić swoje. I tego zamierzał się trzymać. Niech “Nathan” ma swoje tajemnice, kiedy już się rozstaną nie zatęskni za tym człowiekiem. Czekał aż przyniosą mu obiad, który zamówił, potem położy się spać.
-
Trzeba przyznać, że nie zostałeś zmuszony, aby długo czekać, bo krótko po tym, jak skończyłeś powierzchowną toaletę, usłyszałeś pukanie do drzwi. Jedna z tych skąpo odzianych kobiet wręczyła Ci bez słowa metalowa tacę z pokrywką i kompletem sztućców, od razu odwracając się na pięcie.
-
Ciekawe jaką potrawę serwowali. Choć po prawdzie nie miało to większego znaczenia, po kilku dniach diety składającej się z suszonego mięsa, zjadłby cokolwiek odmiennego. Po skończonym posiłku, położył się spać.
-
Kasza, smażone kawałki mięsa i wszystko to oblane obficie sosem z lokalnymi grzybami i ziołami. Faktycznie, wykwintne to nie było, ale nie musiało, miało sycić i swoje zadanie spełniło. Zasnąłeś dość szybko, budząc się pod wieczór, tego samego dnia.
-
//Huh? Przez cały czas myślałem że już jest wieczór, a obudzi się rano następnego dnia. Nie mam pomysłu co mogę robić wieczorem, więc uznajmy że jest rano//
Obudził się i przetarł oczy. Wstawał kolejny dzień i trzeba było brać się do pracy, by jak najszybciej wyjechać z tego miasta. Zanim wybierze się na targ niewolników, powinien zaciągnać najemników do eskorty. Cóż, wraz z Nathanem mogliby podzielić się obowiązkami. Tylko gdzie on był? Na pewno w ty samym saloonie, ale nie zwrócił uwagii jaki wziął pokój. Może właściel mu powie. Ubrał się i zszedł do głownego pomieszczenia -
//No teraz to mnie zasmuciłeś, ale niech będzie.//
Rankiem ruch był tam o wiele mniejszy, był co prawda barman i kelnerki, ale klienci dopiero co opuszczali swoje pokoje czy wracali do nich po nocy spędzonej przy piwie, kartach i kościach. Wśród maruderów lub też rannych ptaszków, zależnie jak to interpretować, zauważyłeś i swojego znajomego, siedzącego plecami do ściany przy niewielkim stoliku dla maksymalnie trzech osób. Czytał niewielką, oprawioną w skórę, książkę, a na blacie przed nim stała puste talerzyki ze sztućcami i filiżanka. Najwidoczniej wstał o wiele szybciej niż Ty. Lub w ogóle nie spał. W jego wypadku chyba wszystko jest możliwe. -
Podszedł do stolika.
- Dzień dobry Nathan - powiedział nonszalancko po czym przysiadł się do stolika. Po upewnieniu się, że wokół nie ma osób postronnych, oparł głowę na dłoni i powiedział udając obojętny ton. - Wygląda na to, że dzisiaj powinniśmy zacząć działać. Chcesz zrobić to wspólnie czy możemy się rozdzielić? - Nachylił się i zniżył głos - Nie jestem biegły w zaciąganiu eskorty, dasz radę się tym zająć? Ja mógłbym w tym czasie zająć się zakupem Mivotów. Już kilka razy to robiłem, więc wiem jakich konkretnych sztuk szukać. -
- Aż tak mi ufasz? - zapytał, równie obojętnym tonem, nawet nie odrywając wzroku od stron książki.
-
Zmrużył oczy i przyjrzał mu się. Po chwili jednak powiedział pogodnym tonem.
- Dlaczego miałbym tego nie robić? Oboje jedziemy na tym samy wózku…chciałem powiedzieć mamy taki sam cel, należmy do jednej grupy. No i uratowałeś mnie. Czy mam jakiś powód aby podejrzewać cie o coś złego?