Haxenn
-
Udało Ci się opuścić kopalnię, a po tym, co tam zobaczyłeś, powierzchnia była dość miłą odmianą od ciasnych, dusznych, pełnych bólu jęków, tuneli. Choć wszędzie wokół były Drowy i ich niewolnicy, to utrudniało poczucie się jak u siebie.
-
Leroy Jenkins
Na chwilę obecną pozostało mu jednak czekać i liczyć na to, że jego towarzysze jeszcze wierzą w jego powrót w formie żywej istoty rozumnej. -
Choć Twoje rewelacje mogłyby rozbudzić wyobraźnię i chciwość niejednego Mrocznego Elfa, to jednak trzeba im przyznać, że nie rzucili się do Ciebie drzwiami i oknami. Przetrzymali Cię blisko dwie godziny, gdy zjawili się dwa zbrojni, z których jeden poinformował Cię, że zabiorą Cię do gubernatora miasta i tej konkretnej prowincji Księstwa Pajęczej Królowej, jedynej osoby, która byłaby w stanie udzielić Ci realnego wsparcia w poszukiwaniach kolejnego fragmentu układanki.
-
Leroy Jenkins
Nie mając innych opcji, zgodził się, by chociaż móc zachowywać resztę pozorów. Czy dziwiło go zachowanie Drowów? Niezbyt, miał już do czynienia z biurokracją, ale ta była nieironicznie… mroczna. -
Haxenn to jedno z większych miast Księstwa Pajęczej Królowej, ale daleko mu do monumentalnych budowli stolicy, to centrum przemysłu, górnictwa, kowalstwa i hutnictwa, większość Mrocznych Elfów mieszkała w okazałych, ale surowych i niezbyt eleganckich, domach z kamienia, które w większych miastach typowe byłyby raczej dla biedoty i niewolników, a nie pełnoprawnych obywateli kraju. Niemniej, wrażenie to uległo zmianie, gdy trafiłeś pod wielką rezydencję, na budowę której nie szczędzono nie tylko najlepszej jakości kamienia i drewna, ale też marmuru, szkła, złota, srebra, a nawet bursztynu, co świadczy o zamożności osoby, która mieszka w środku. Rezydencję otaczał długi metalowy płot, z zakończeniami przypominającymi groty włóczni, a brukowane ścieżki wiły się pośród sadów i ogrodów. Zarówno przy bramie, jak i na terenie całej posesji, wartę pełniło łącznie kilkunastu strażników, parami lub w mniejszych grupkach, rzadko kiedy pojedynczo.
Nawet pomimo posiadania tak cennych rewelacji, nie zostałeś dopuszczony do oglądania pałacu z wewnątrz, zadowolić się musiałeś jedynie widokiem jego kolumn, płaskorzeźb i gargulców, a także pomników i rzeźb otaczających drewnianą altanę pośród drzew owocowych, gdzie zastałeś kolejnych dwóch strażników oraz siedzącego przy stole i jedzącego obiad Drowa, typowego przedstawiciela swojej rasy, może nie licząc wielu blizn na policzkach oraz przedramionach i ramionach, które odsłonił poprzez założenie skórzanego kaftana bez rękawów. Co ciekawe, spodziewałeś się raczej cherlaka, a ten tu był dość dobrze zbudowany, możesz więc uważać, że zaczął swoją karierę jako zwykły wojownik, który z czasem dopiął się tak wysokiego stanowiska, jakim było rządzenie tym miastem oraz całą prowincją. Nieco dalej, w półmroku, zauważyłeś kolejne postacie, konkretnie dwie skąpo odziane Elfki, najpewniej niewolnice tego Mrocznego Elfa. -
Leroy Jenkins
Z racji na odmienność kulturową, zawodową i rasową uznał, że jedyne, co wolno mu w obecnym momencie zrobić, to jedynie się nisko skłonić, co też zrobił. Nie zaczął jednak niepytany rozmowy, szanując wyższą pozycję, w obecnych warunkach, Drowa. -
- Też niegdyś byłem poszukiwaczem przygód. - powiedział po chwili, która upłynęła od Twojego ukłonu. - To dzięki nim doszedłem do tego wszystkiego, tak dzięki rzeczywistym łupom, jak i doświadczeniu, które nabyłem. Cenię takich awanturników jak Ty i chętnie nająłbym ich na służbę, a gdy sami przychodzą do mnie z propozycją wielkiego zarobku to grzechem byłoby odmówić.
-
Leroy Jenkins
Pokiwał w milczeniu głową, zgadzając się z rozmówcą, jednakże ciągle się nie odezwał. Głównie przez to, że ciągle nie dopuszczono go do głosu. Szczerze, to nie pogniewałby się, gdyby całe te spotkanie miałoby być jednostronnym monologiem Drowa. Nawet, jeżeli miałby wysłuchać historię o tym, jak oberwał strzałą w kolano. -
Po chwili ciszy, jaka nastąpiła po jego słowach, chyba zrozumiał, o co Ci chodzi, bo skinął głową.
- Więc? - zapytał, kontynuując posiłek. -
Leroy Jenkins
- Jestem panu wdzięczny za to, że poświęcił mi pan swój czas - zaczął dyplomatycznie i ostrożnie. Tym razem raczej nie skończyłby w dybach, a w zaświatach, więc wolał być ostrożniejszy. - Dotarłem tutaj po to, by zdobyć klucz i mapę, które pozwolą mi na uzbieranie reszty elementów układanki, z której rozwiązaniem związana jest nagroda, wysoko wynagradzająca trut, jaki napotkałem w trakcie podróży… Nic, czego pan by już nie zaznał. Cały problem polega jednak na tym, że ten klucz znajduje się w kopalnii w miejscu, gdzie nie ma jeszcze tunelu. Dlatego też pojawiam się ja z gorącą prośbą o to, by jeden z tuneli został przedłużony, bym mógł zabrał stamtąd kolejny element tej układanki? Oczywiście, na warunkach, jakie obiecałem, zanim wkroczyłem do tego miejsca… -
- Jeśli nie ma tam tunelu to znaczy, że nie jest potrzebny. A żeby to zmienić potrzeba czegoś więcej, niż mgliste zapewnienia o wielkim skarbie.
-
Leroy Jenkins
- Z całym szacunkiem do pana, lecz czy to nie właśnie te mgliste informacje na temat wielkich skarbów są źródłem wypraw? - zapytał. - Skarby wręcz legendarne, które nie interesują szarych zjadaczy chleba, lecz przyciągają uwagę tych, którzy są gotów zaryzykować swoim własnym życiem, by chociaż odkryć, czy spotkali się z kłamstwem, czy z prawdą? Oczywistość nie jest, w moich oczach oczywiście, czymś, co jest świadectwem odkrywania skarbów. Przecież nie można spodziewać się problemów, jakie na swojej drodze się napotka, ani też przejść przez pułapki tych, którzy zabezpieczyli skarb bez wiedzy, że w ogóle w tym miejscu czekała pułapka. Oraz, gdyby skarb byłby oczywisty, to czy nie byłby po prostu nudny? -
- Może i tak być, a gdyby to zależało ode mnie, to pewnie bym się zgodził. Niestety, każdy z nas jest tylko trybikiem w wielkiej machinie, mając nad sobą kogoś o wiele potężniejszego… Odpowiem przed moim przełożonym, jeśli gdzieś opóźnią się prace, bo musiałem ściągnąć niewolników, nadzorców i narzędzia, aby kopali tunel gdzieś, gdzie ponoć ma być skarb… A jest to dość wymagający i surowy zwierzchnik, nie zdziwiłbym się, gdybym zapłacił choćby i gardłem za nawet drobne opóźnienie. Ale jeśli dostarczysz coś, co wynagrodzi mu opóźnienia to raczej przymknie na to oko, a ja wydam odpowiednie rozkazy w kopalni.
-
Leroy Jenkins
- NIe zamierzam ukrywać niczego przed wami - odpowiedział. - Więc, jeżeli coś tam istotnie jest, to możecie być pierwszymi, którzy to zobaczą. A czy jest lepsze potwierdzenie, że nic nie idzie na próźno, niż odkrycie, że wśród tuneli, które się kopało, znajdywał się przeoczony element, umieszczony przez kogoś tak odważnego, że wyruszył na wasze terytoria tylko po to, by ukyć jakąś część? Spośród wszystkich miejsc, gdzie mógł ruszyć, wybrał to, gdzie mógł stracić życie? Oczywiście, jeżeli był Mrocznym Elfem, zapewne poszłoby mu to łatwiej. Chyba, że poukrywał części również na terytorium wroga, by nie było za łatwo. -
- Jak mówiłem, mogę spróbować skierować prace nad tunelami w odpowiednią stronę, aby wykopać to dla ciebie, ale muszę trzymać się norm i terminów niezbędnych dla wysiłku wojennego mojego państwa. Więc potrzebuję czegoś, co pozwolić ugłaskać mojego zwierzchnika, abyśmy obaj nie stracili życia przez to przedsięwzięcie.
-
Leroy Jenkins
-- Mógłbym w zastaw zaoferować swój artefakt, jeżeli w jego kierunku padnie jakieś zainteresowanie z waszej strony – odparł, gotowy do poświęceń. Nawet tych bardzo kosztownych. – Jeżeli jest to zmarnowanie waszego czasu, to i tak zyskacie artefakt na wykopaniu kawałka tunelu. -
- A czym tak właściwie jest twój artefakt? - zapytał wciąż tym samym tonem, choć bez wątpienia zyskałeś jego uwagę i ciekawość.
-
Leroy Jenkins
-- Powiedzmy, że w pewien sposób nagina prawa, jakimi rządzi ten nasz kochany świat. Z pewnością dzielnego szermierza nie zatrzymałaby przed dotarciem do swojego celu jakaś rzeka, bądź pionowa ściana, gdyby dzierżył ten artefakt. Mógłbym zademonstrować, ale wiem, że wręczenie obcemu artefaktowi mogłoby stworzyć problemy, lecz moje intencje są całkowicie czyste i mogę przysiąc, że nie sprawię problemów. Jeżeli, oczywiście, demonstracja byłaby konieczna. -
- Brzmi to jak coś, co zapewniłoby ci nie tylko zgodę na zmianę toru pracy w kopalniach, ale i zapewniło pomoc w postaci eskorty, jucznych zwierząt i zapasów, które mogę zaoferować twojej wyprawie. Rzecz jasna, o ile artefakt rzeczywiście działa.
-
Leroy Jenkins
-- Mogę wyjaśnić, jak działa, bo obstawiam, że na prezentację nie uzyskam tutaj zgody, chociaż sam mógłbym najlepiej zaprezentować działanie artefaktu, bo mam go od lat.