Miasto Ur
-
Skinął głową, nie miał więc nic do dodania i mogłaś się swobodnie oddalić.
-
Poszła więc rozejrzeć się po pałacu, dopóki ktoś jej nie zawoła, że powinna wyruszać.
-
//Chcesz sama spakować coś szczególnego czy służba ma się tym zająć?//
-
//Niech służba się tym zajmie.//
-
Powoli przyzwyczajałaś się do ogromu i przepychu tego luksusowego budynku, ale wciąż większość jego komnat wzbudzała w Tobie niemały podziw, w końcu w Verden nie nawykłaś do takich warunków. Po niecałej godzinie jedna ze służących oznajmiła Ci, że wszystko gotowe, a później zaprowadziła na plac przed pałacem, gdzie widziałaś powóz zaprzęgnięty w dwa wielbłądy, specjalnie dla Ciebie, oraz trzy wozy z zapasami, Twoimi rzeczami i podarkami dla władcy Minteled. Poza tym był tam też ten Nord i Rodo, a poza nimi również tuzin wojowników, również na wielbłądach, uzbrojonych w krótkie łuki, jednoręczne bułaty i szable, małe tarcze czy długie włócznie, mający stanowić Waszą obstawę.
- Wszystko gotowe, moja pani. - powiedział Rodo, kłaniając Ci się lekko. - Możemy wyruszać, jeśli chcesz. -
-Wyruszajmy więc… - Weszła do swojego powozu.
-
//Zmiana tematu. Zacznę Ci na Morzu Wydm, gdy będziesz na miejscu.//
-
Ozel “Ślepiec” Golton
Uznał, że wybierze ten całkowicie pusty, więc jak na razie, z użyciem swoich magicznych oczu z artefaktów, skierował się do barmana, przy okazji starając się o to, by na nikogo nie nadepnąć. Chociaż mógł sobie na to pozwolić, bo był ślepy, to wolał nie zaczynać bójki na dzień dobry w nowym mieście.Drumen “Ogórek” al‐Malik
- To jak, mój ty bracho w boju? - zapytał. - Wchodzimy i realizujemy nasz plan? -
Pozostali bywalcy karczmy zwracali na Ciebie albo minimalną uwagę, albo jej kompletny brak, więc bez trudu dotarłeś do kontuaru.
- Ta. - potwierdził krótko, a Ty pomyślałeś, że choć nie ma w nadmiarze inteligencji i raczej nie jest zbyt subtelny, to ten najemnik mógłby Ci się przydać, jeśli przeżyje, zgodzi się na współpracę no i sam go wcześniej nie zabijesz.
-
Ozel “Ślepiec” Golton
Sprawdził, czy Barman miał chwilę. Dopiero wtedy zagadał.
- Co dzisiaj w jadłospisie dostępne? - zapytał, zaczynając konwersację.Drumen “Ogórek” al-Malik
- No to, do środka. - Mówiąc to otworzył drzwi i wkroczył do środka, w poszukiwaniu pozostałych strażników Smoka. -
- Filet z pustynnego rekina. - odparł, najwidoczniej mierząc od razu w górną półkę, bo nie wymienił nic więcej, a uznał zapewne, że jesteś w stanie zapłacić za taki posiłek.
Nie tutaj, jeśli już jacyś byli, to zapewne w podziemiach.
-
Ozel “Ślepiec” Golton
- Jeżeli da się kupić połowę porcji - odpowiedział.Drumen “Ogórek” al-Malik
I do tych też się skierował, starając się nie tracić czasu. -
- A na co pół? Reszty nikt pewnie nie kupi, ja sam nie przepadam i zgnije, tak jak połowa zapłaty. Mogę sprzedać coś mniejszego, za odpowiednio mniejszą cenę.
Ork, niepewny czy powinien iść tam z tobą, czy zostać, uznał, że lepiej jednak iść tam, gdzie szykuje się bitka, więc wkroczyliście tam razem. W środku czekało dziesięciu najemników plus Goblin, który werbował was wszystkich do ochrony Smoka.
-
Taczka:
//Wybacz, że tak długo.//
Podróż była długa, dłuższa niż droga z Ur do Minteled, bo teraz musieliście czekać lub kluczyć po pustkowiach godzinami, nim wysłani przodem strażnicy potwierdzili, że jakaś oaza jest bezpieczna, a jeśli był choć cień podejrzenia, że czaił się tam ktoś, nawet nie tamci bandyci w czerni, to od razu zmienialiście trasę. Miałaś wrażenie, że kilka razy nadkładaliście drogę lub myliliście pościg, ale wątpiłaś, żeby jakiś był. Tamci mieli chyba za zadanie przekazać swego rodzaju wiadomość, to im się udało, więc nie atakowali znowu. Dzięki temu trafiłaś bezpiecznie do Ur. Ale do innego Ur, niż to, które opuszczałaś. Było tam o wiele więcej kupców i handlarzy, ale sprzedających prowiant, pancerze i broń. Koczownicy i nomadzi pojawili się o wiele liczniej, tak jak Drakonidzi. Wszędzie roiło się już nie tylko od miejskiej straży, ale też milicji i regularnych oddziałów wojskowych. Tak Ur, jak całe państwo, którego władcy byłaś żoną, szykowało się do wojny. Nie byłaś tylko pewna czy to miały być jakieś kroki zaradcze, czy może przygotowania te rozpoczęto niezależenie od wyników twoich negocjacji? Cóż, Zimtarra będzie znać odpowiedź na to pytanie, na to i wiele innych. Karawana bez trudu przebiła się przez tłum do pałacu, twojego pałacu, służba i woźnice rozeszli się, tak jak ochrona, przy tobie został jedynie Nord i Rodo, jak zwykle nieodstępujący cię nawet na krok bez wyraźnego rozkazu. -
Poszła poszukać Zimtarry w pałacu.
-
Zastałaś go w jednym z pomieszczeń, gdzie omawiał coś nad zastawionym mapami i papierami stołem, otoczony słuchającymi go rozmaitymi ludźmi. Część z nich mogła być doradcami, inni jakimiś dowódcami armii Ur, ale widziałaś wśród nich też dwóch, którzy nie pasowali do lokalnych ludzi: Drakonida, którego spotkałaś już na swoich uroczystościach ślubnych, tym razem odzianego w pełną zbroję, z kuszą i kołczanem pełnym bełtów przewieszonymi przez plecy oraz parą toporów przy pasie. Drugim był Drow, Mroczny Elf, ubrany w czerń, z dwoma jataganami i sztyletem w pochwach przy pasie, odziany równie elegancko, co praktycznie, jakby musiał czy nawet mógł w jednej chwili opuścić przyjęcie wyższych sfer, aby rzucić się w środek pola bitwy. Jego twarz szpeciło kilka paskudnych blizn, które jakby się nie goiły, jakby zadano je przed chwilą. Spojrzenie jego krwistoczerwonych oczu spoczęło na tobie przez chwilę, a ciebie przeszedł zimny dreszcz. Gdy tylko zostałaś zauważona, wszyscy kolejno skłonili się i opuścili pomieszczenie, zostawiając cię sam na sam z Zimtarrą.
-
Na przywitanie przytuliła się do Zimtarry.
-Brakowało mi tego… -
Również mocno cię przytulił, całując po chwili w głowę.
- Mnie również. Cieszę się, że wróciłaś cała i zdrowa.
Po tych słowach odsunął się od ciebie, wskazując ci na jeden z foteli w pomieszczeniu, samemu zajmując miejsce w drugim.
- Opowiedz mi jak przebiegła twoja podróż? -
Usiadła na fotelu.
-Chyba powinnam zacząć od tych bandytów z pustyni. Nazywali się Czarną Dłonią, czy jakoś tak… -
- Hołota, która czai się w pobliżu oaz i szlaków karawan, polując na kupców i podróżnych, których może obrabować. A to pewnie kolejna taka banda. - odparł, jakby zupełnie się tym nie przejmując. Cóż, może dla niego, rodowitego Nirgaldczyka, nie było to nic dziwnego, po prostu kolejna niedogodność życia na tym kontynencie, obok skrajnych temperatur i tym podobnych.