Więzienie Kolonialne
-
Przewróciła okiem. Oczywiście, musiała trafić na gościa, któremu zdecydowanie nudzi się w pracy. Z jednej strony nie zamierzała się dopraszać, ale z drugiej odczuwała narastającą pustkę w żołądku.
Ponownie skinęła głową na swoje dłonie, tym razem dosadniej. -
W końcu podszedł i poluzował więzy na Twoich rękach. Pewnie wiedział, jaką masz reputację, a może i widział, do czego jesteś zdolna, dlatego tylko je poluzował, a nie rozwiązał, bo nie chciał przy okazji oberwać, zwłaszcza, że przy okazji obmacał jeszcze Twoje piersi, nim pospiesznie ulotnił się z celi.
-
W myślach tylko poprosiła Jimmiego i jego kolegę, by czym prędzej zaczęli realizację planu.
Czy z tak poluźnionymi więzami potrafiła wyjąć knebel z ust? -
Po chwili szamotania się zdołałaś uwolnić dłonie, a gdy odzyskałaś w nich czucie, co nie trwało zbyt długo, mogłaś spróbować rozplątać paski wędzidła z tyłu głowy, ale jeśli to nic nie da, możliwe, że będzie potrzebna pomoc jakiegoś przechodzącego obok strażnika.
-
Jannet nawet nie myślała o dopraszaniu się o pomoc. Nie była takim typem osoby.
Sięgnęła za głowę i spróbowała rozplątać wędzidło, choćby miało to zająć ładny kawałek czasu. -
Trwało to dość długo i w pewnym momencie miałaś wrażenie, że i tak męczysz się bez sensu, bo w każdej chwili możesz zostać ponownie zakneblowana, mimo to posiłek i choć chwila odpoczynku od wędzidła zbyt kusiły, toteż w końcu udało Ci się pozbyć knebla z ust.
-
Odrzuciła go w kąt pokoju i rozciągnęła szczękę, zdając sobie sprawę jak bardzo nie cierpi tego knebla. Sznury dłoni zostawiła przy sobie, by w razie czego dla pozorów znów założyć je na nadgarstki.
Po tym już miała zabrać się za posiłek, ale przypomniała sobie słowa lewusa o instrukcjach. Uważnie przyjrzała się tacy i naczyniom w poszukiwaniu informacji, które być może chciano do niej przemycić. -
Kiepskie byłyby to pozory, chyba że do kompletu na powrót założyłabyś knebel. Niemniej, nie musisz się martwić, że przez przypadek połkniesz ukrytą wiadomość, bo tej nie było, co oznacza, że albo ucieczka się opóźni, albo strażnik nie miał możliwości przemycić nic w tym posiłku. Swoją drogą, było to o wiele lepsze, niż więzienna strawa innych osadzonych, bo choć w dzbanku była zwykła woda, to na tacy miałaś solidną porcję kaszy z brunatnym sosem z warzywami i grzybami oraz kilka kawałków pieczonego mięsa.
-
Spojrzała podejrzliwie na potrawę. Znała powód, dla którego Naczelnik zamknął ją tu, ale nie była w stanie dojść powodu, dla którego miałaby być traktowana lepiej od pozostałych.
Jej przemyślenia przerwało zrzędzenie pustego żołądka, objawiające się coraz to bardziej niezadowolonym burczeniem.
“Za dużo myślisz, Jannet.” pomyślała, przysuwając tackę bliżej siebie. “Wpędzisz się w paranoję.”
Z apetytem zabrała się za jedzenie. -
Byłaś dla niego niczym więcej jak tylko kartą przetargową w jakichś porachunkach stróżów prawa, między nim i Twoimi rodzicami. Najwidoczniej chciał mieć Cię w dobrym zdrowiu, może obawiał się, że jeśli będziesz w złym stanie, to nic nie ugra, w tylko wzbudzi ich gniew lub zwyczajnie obawiał się, że tamci mogą się spóźnić i nie chciał, abyś padła z głodu. No i może dobre jadło miało na celu wkupienie się w Twoje łaski? Choć pewnie był świadomy, że to nie wystarczy.
Posiłek nie był szczególnie dobry, jadałaś w życiu lepsze, ale i tak był przyjemnym zaskoczeniem, bo inaczej wyobrażałaś sobie więzienne jadło. Ale też nie sądziłaś, że plan przedłuży się na tyle, abyś musiała je w ogóle jeść. -
Nawet gdyby Naczelnik chciał zdobyć jej przychylność, to Jannet i tak stukrotnie bardziej wolałaby pobyt w więzieniu od powrotu do rodzinnego domu. Oczywiście, on nie musiał tego wiedzieć…
Co do planu to fakt, jego wykonanie przedłużało się i zaczynało to martwić dziewczynę. Wątpiła, by ktoś odkrył podwójne dno skrzyni, choć to też nie było całkiem nieprawdopodobne… Miała nadzieję, że za jakiś czas dostanie informację od lewusa albo Jimmiego i dowie się skąd to opóźnienie.
Po skończonym posiłku odłożyła tacę i naczynia pod kraty, a po tym na powrót założyła węzidło i obwiązała swoje dłonie, choć tylko tak, by sznury stwarzały pozory silnie zaciągniętych, ale w rzeczywistości były możliwe do rozwiązania w ciągu sekund.
Po tym sama podeszła do krat i rozejrzała się: widziała stąd inne cele? -
Krótkotrwały odpoczynek od wędzidła był przyjemną odmianą, ale poczułaś, że zbyt krótką, gdy znowu zakneblowałaś sobie usta. Cele były ustawione jedna obok drugiej, na planie kwadratu. Naprzeciwko Ciebie jak najbardziej jakieś były, z czego większość była zajęta przez różnych kryminalistów, choć domyślałaś się, że do pierdla tego kalibru nie trafiali zwykli złodzieje bydła, a prędzej okrutni mordercy i inne kanalie, które czekały na stryczek lub niewiele brakowało, aby już zawisły, spędzając resztę życia za kratami. Twoją celę od nich dzieliło jakieś osiem lub więcej metrów, ale mimo to niektórzy wyciągali do Ciebie ręce przez kraty, dopóki jakiś przechodzący akurat strażnik nie zdzielił ich po łapach pałką, mówili różne komentarze, krzyczeli coś i wpatrywali się w Ciebie, zapewne od chwili, gdy tylko dostarczono Cię do celi. Widok kobiety raczej nie był pospolity, więc pewnie dlatego wzbudzałaś taką furorę, zwłaszcza z więzami na rękach, kneblem w ustach i rozpiętą koszulą. Pośród tych więźniów nie wypatrzyłaś jednak żadnego, po którego tu przybyłaś i wszystko znosiłaś.
-
// Ciul, cały czas zapominam o tej koszuli. //
No cholera, właśnie. Jeszcze na chwilę poluzowała więzy na dłoniach i dopięła koszulę, za cholerę nie miała ochoty na takie prezentowanie się przed kimkolwiek. Po tym usiadła na pryczy, starając się nie myśleć o planie, rodzicach, Naczelniku, lewusie czy Jimmym. Dla zajęcia myśli zaczęła liczyć kraty w swojej celi, a także przysłuchiwać się rozmowom innych więźniów, być może oni wygadają jej, gdzie siedzi Clyde i William.
-
Niestety, przeważnie mówili o czymś, czego nie słyszałaś lub co nie miało dla Ciebie żadnej wagi. Spędziłaś tak jeszcze godzinę, gdy do Twojej celi podeszło kilku strażników.
- Zostańcie tutaj i bądźcie w pogotowiu. - powiedział znajomy głos, a po chwili usłyszałaś, jak przekręca kluczyk w zamku i do środka wszedł znajomy strażnik, kompan Jimmy’ego i cichy pomocnik w całej wielkiej ucieczce.
- Wstawaj. - powiedział do Ciebie, sięgając po rewolwer. - Podejdź no i żadnych gwałtownych ruchów. -
Skinęła lekko głową i podeszła do lewusa, wykonując jego instrukcje. Powstrzymała się od mówienia czegokolwiek na temat opóźnienia, wiedząc, że teraz raczej nie ma czasu na gadaninę
-
Nie żebyś miała do tego okazję przez knebel w ustach. Strażnik bez słowa sprawdził, czy wędzidło jest dobrze umocowane, później zacisnął też mocniej więzy na twoich nadgarstkach. Już miał cię stąd wyprowadzić, gdy jakby o czymś sobie przypomniał i ponownie rozpiął twoją koszulę i obmacał piersi, za co mogłabyś dać mu w pysk, gdyby nie to, że przy okazji, co uszło uwadze innych strażników, włożył ci do kieszeni karteczkę z wiadomością i niewielki nożyk, bardziej spiłowany kawałek metalu, coś jakby narzędzie wykonywane przez więźniów przy odrobinie szczęścia, czasu i znalezieniu odpowiednich materiałów.
- Naczelnik chce cię widzieć. - powiedział, odstępując o krok i rewolwerem wskazując wyjście z celi. - Idziemy. -
“Czyli pewnie za chwilę zaczynamy.” Pomyślała Jannet. W jej głowie wszystko się układało: Lewus zaprowadzi ją do miejsca, w którym ukryto broń, tam Jannet rozetnie swoje więzy i będzie mogła zaczynać całą akcję. Chociaż wpierw warto by przeczytać, co jest napisane na karteczce od strażnika.
Mruknęła zza knebla, udając złość. Wolała, by inni strażnicy nie nabrali podejrzeń.
Po sekundzie opuściła celę, zgodnie z rozkazem. Po tym dała się poprowadzić lewusowi. -
Przechodząc obok pełnych kryminalistów cel obawiałaś się ich reakcji, ale widok trzech uzbrojonych, a z pewnością też surowych i okrutnych dla skazanych, strażników skutecznie tłumiła wszelkie ich zapędy. Wszystko jednak wskazuje na to, że przeliczyłaś się co do swojego planu, bo tamci rzeczywiście zaprowadzili cię do gabinetu naczelnika i w komplecie zostali na warcie pod drzwiami, a wątpiłaś, aby więcej niż ten jeden strażnik był w to zaangażowany. Naczelnik siedział na fotelu przy kominku, w którym już się paliło. Poza tym, lampy oświetlały resztę pomieszczenia, ponieważ na zewnątrz był już późny wieczór, co widziałaś przez okno. Upijając łyk jakiegoś trunku ze szklanki, zapewne whiskey, którą wziął z barku z trunkami obok biblioteczki, dał ci znak, abyś podeszła i usiadła na krześle, również ustawionym przy kominku, które wcześniej stało przy biurku na drugim końcu pomieszczenia.
-
Cholewcia, najwyraźniej plan się przedłużał. Miała nadzieję, że karteczka jej to wyjaśni.
Bez większych oporów usiadła na krześle. Właściwie była ciekawa tego, co chciał od niej Naczelnik, więc spojrzała na niego pytająco. -
- Dobrze wiesz, że nie uciekniesz. - odparł, na twoje spojrzenie odpowiadając krótko, o wiele dłużej wzrok wbił w twój odsłonięty biust. - Nie tacy jak ty próbowali, niewielu się udało, a nawet jeśli, zginęli później lub i tak tu wrócili. Jesteś teraz moja. A uwierz, że rodzinne koneksje cię nie ocalą. Możesz spędzić tu nawet resztę życia, wystarczy mój jeden podpis na liście, w którym wydam wyrok. I nie będzie to przyjemny pobyt. Pewnie zauważyłaś, jak reagują więźniowie? Uwierz, że im dłużej będziesz tu przebywać, tym gorzej będzie. Chyba, że masz ochotę zmienić swoją pozycję, ocalić siebie, swoich przyjaciół z tej śmiesznej bandy hasającej po równinach i zarobić przy tym tyle, aby ułożyć sobie życie z dala od bandyckich eskapad…