Strzaskana Skała
-
— Najlepiej byłoby w jakiś sposób wywabić tych, którzy siedzą na piętrze, oni mogą nam najbardziej zaszkodzić… — Zamilkł na moment, zastanawiając się. — Jak myślisz, ilu żywych trzymają w spiżarni?
-
- Było dwóch naszych ludzi plus tych trzech, którzy poszli na farmę razem z nimi. Jeden z naszych uciekł, więc zostaje czterech, ale cholera wie, czy wczoraj wieczorem albo dziś nie zeżarli kolejnego albo wcześniej nie złapali innych ludzi. Ale wątpię, żeby trzymali w jednej szopie więcej niż sześciu ludzi, bo chyba więcej tam nie wejdzie.
-
— Czyli możemy obstawiać trzech biedaków siedzących w szopie i czekających na bycie upitraszonym. Teraz pomyśl: czy gdyby Ci nagle zaczęli uciekać, to wesoła kompania Dijranów wolałaby dalej podziwiać okolicę czy rzuciliby się do pościgu za obiadem, podwieczorkiem i kolacją?
-
- To byłby plan, gdyby jakoś udało się tam dojść, a z tego co mówiłeś, to ta szopa stoi blisko domu, gdzieś na środku farmy. Ciężko byłoby nie dać się zauważyć z okien budynku albo przez wartowników czy po porostu pracujących albo przechadzających się kanibali. A nawet jeśli ktoś by się tam przedarł, trzeba założyć, że musiałby użyć sporej krzepy albo rewolweru, żeby otworzyć drzwi, bo pewnie mają do nich klucz, który jest przy pasku któregoś albo w domu.
-
-- Tak, to byłoby problematyczne… – Sey namiętnie targał swoją brodę. – A gdyby któryś z budynków zajął się ogniem?
-
- To już prędzej. Tak, dobry plan: Zwabimy część, jeśli nie większość, z nich w jedno miejsce, do gaszenia pożaru, i będzie ich łatwiej odstrzelić, a komuś podkraść się i uwolnić danie dnia. Tylko czy dałbyś radę podłożyć niepostrzeżenie ogień przy strażnikach w oknach? Wybacz, że zrzucam to na ciebie, ale żaden z moich ludzi nie dałby rady, ja też raczej nie, więc liczę na to, że tobie się uda.
-
-- Hmm… Hmm… Daj mi sekundę. Muszę pomyśleć.
W głowie przywołał rozkład farmy i jej budynków. Czy od którejkolwiek strony, czołgając się, zasłaniał go choćby częściowo którykolwiek budynek? Czy wiązałoby się to z długimi biegami przez pole widzenia kolegów kanibali? Przekalkulował to w myślach.
-
Teren w promieniu około pięćdziesięciu metrów od farmy został wyrównany do poziomu gruntu, pozbyto się stamtąd wszystkich drzew, krzewów, a nawet wysokiej trawy, więc wystarczyłoby, że wyjdziesz z lasu, a dostałbyś kulkę od kanibala w oknie. Przynajmniej w teorii. W praktyce, jeśli ktoś jakoś odwróci ich uwagę, to może zdołasz przemknąć się odpowiednio blisko, korzystając z kilku większych głazów, za jakimi dałbyś radę się skryć i uniknąć wykrycia, przynajmniej do czasu, i dać radę rzucić pochodnią czy czymś w tym guście w najbliższą drewnianą zabudowę.
-
— Wydaje mi się, że byłbym w stanie to zrobić, ale tylko pod warunkiem, że wy zajmiecie ich uwagę po przeciwnej stronie farmy, żebym ja mógł podejść odpowiednio blisko.
-
- Uwierz, że skupią się tylko na nas, jeśli się postaramy. Dasz radę sam czy dać ci kogoś do pomocy?
-
— Dobrze byłoby mieć za plecami lufę do osłony, w razie gdyby sprawy potoczyły się nie tak.
-
- Przydzielę ci kogoś, chyba że sam chcesz wybrać. Jeśli ma to dać nam większe szanse na sukces, to mogę się na to zgodzić.
-
Sey subtelnie wskazał ruchem głowy na Jacoba.
-
- Wolałbym mieć choć jednego wyborowego strzelca ze sobą, gdy się zacznie, ale niech będzie, chyba muszę znowu polegać na swoim szczęściu i oku. - odparł i odszedł, życząc ci jeszcze powodzenia. Skierował się do najemników, porozmawiał z nimi krótko, a ci zaczęli szykować się do wymarszu. Od grupy odłączył się Scott, patrząc na ciebie wzrokiem, którym mógłby zabić. Nie żeby dlatego, że wybrałeś go do jakiejś niebezpieczniej misji, po prostu patrzył tak na każdego.
-
— Czym strzelasz? — Od razu zapytał, nie chcąc tracić czasu. Rozejrzał się także za jakimiś szmatami lub zniszczonymi ubraniami.
-
- W&L Long Shot, Vulcanic 10 i Webley w miarę potrzeb. - odparł krótko. - Jaki masz plan?
Sporo ich walało się po obozie, głównie ubrań, które w wypadku górników niszczyły się lub brudziły tak często i permanentnie, że bardziej opłacało im się kupować nowe, niż naprawić lub wyczyścić stare. -
— Plan jest taki, żeby podejść, podpalić i nie dać się zabić. — Podał mu pozbierane naprędce ubrania. — Owiń lufę Long Shota, tylko ciasno i dokładnie. — Mówiąc to, zabrał się za to samo, tylko na swojej rusznicy i rewolwerze. Obłożył lufy broni grubą warstwą ubrań (choć w miarę możliwości nie zasłaniającą przyrządów celowniczych) i obwiązał je tak, by dokładnie do niej przylegały.
-
- Niby po co? - zapytał, sceptycznie patrząc to na ciebie, to na trzymane w dłoni szmaty.
-
— Chodzi o wystrzał. — Odpowiedział, nie przerywając sobie. — Jeżeli coś pójdzie nie tak, to nie mam zamiaru od razu zaalarmować całej armii smakoszy ludziny. Dlatego tymi szmatami ściszymy nasze pukawki. Nie na tyle, by tamci ich nie słyszeli, ale na tyle, by nie brzmiały jak typowe pukawki. Przy odrobinie szczęścia nie połapią się o co chodzi i zyskamy na czasie, a to jest właściwie całkiem przydatne, jeżeli nie kolekcjonujesz nadprogramowych otworów w ciele.
// I serio, takie coś się robiło, tak było, jeszcze jak. //
-
Uniósł brew i znów spojrzał to na ciebie, to na szmaty, ale jednak uśmiechnął się, ukazując ci swoje żółtawe zęby.
- Szkoda, że nie pomyślałem o tym wcześniej, mogło mi się przydać, gdy jeszcze zbierałem podatki. - powiedział i zarechotał, również przygotowując swoją broń. Po kilku chwilach pracy tak jego karabin, jak i twój były gotowe.