Szlak Smoczych Gniazd
-
Wyciągnął z za pazuchy piersiówkę i wyciągnął ją w kierunku goblina - Nie chcę chlać sam jak mogę w towarzystwie -
-
Dobry ruch, bardzo dobry. Z odrobiną wahania i wyraźną podejrzliwością w oczach Goblin, najpewniej herszt tej małej grupki, przyjął od ciebie piersiówkę, powąchał ją, a później oddał jednemu ze swoich podwładnych. Raczej nie był to jakiś rytuał ani nie chciał ci w ten sposób okazać brak szacunku, bardziej obawiał się perfidnego zatrucia. Gdy jednak ten i dwa kolejne Gobliny trzymały się dobrze po kilku łykach, sam przyjął piersiówkę i golnął sobie porządnie.
- Wcale nie takie złe. - powiedział, ocierając usta dłonią. - To na serio czego chce? -
Uśmiechnął się.
- Mamy sporo czasu do wyruszenia, a mój szefo gada z waszym. Nie chcę sam na niego czekać, wolę poznać gości z którymi mam walczyć. Jestem Grathog- -
- Sagrat Czarny Ksienżyc. - odparł Goblin, z dumą prężąc pierś. Dopiero po chwili zdjął z głowy futrzaną czapę, pokazując ci, skąd wziął swój pseudonim, bowiem na lewym boku jego czaszki widniał właśnie taki ślad, czarny, w kształcie półksiężyca, najpewniej pamiątka po jakimś ataku drowską Magią Mroku. Nie wiedzieć czemu, ale patrząc to na jego znamię, to na spiłowane zęby, to na pokaźny arsenał noży, sztyletów, mieczy jednoręcznych i szabel nabrałeś podejrzeń, że o ile on przeżył ranę i spotkanie z tym Magiem, po czym została mu ta blizna, to sam Mag nie miał tyle szczęścia. - I ja tu dowodzem. W sensie, że Gobbosami. A duży szefo resztom.
-
- Imponujące, że ktokolwiek może przeżyć spotkanie z tymi czarnymi wiedźmakowymi cwelfami - Grathog splunął w bok - Musisz być wielki wojownik. Nic dziwnego w takim razie że ty dowodzisz, ale myślałem, że jesteście jedną grupą, nie wiedziałem że wy i orki działacie oddzielnie. Długo współpracujecie?
-
- Są różne szefy, wienksze i mniejsze. A im wienkszy szefo, tym wiencej ma innych szefów. I tak najwienkszy szefo ma za swoich szefo włatców wszystkich Orków i Goblinów. - odparł i podrapał się bo bliźnie. - Ta, bendzie tak ze dwa lata, coś koło tego. Nieźle mnie Drowiaki przyskrzynili, wtedy żem dostał od jednego pamiątkę. Ale go żem zabił, a potem siem pojawił Karrigh, a on sprzontnoł resztę. Mnie brakowało takich solidnych napierdalaków, jemu takich zwinnych i zmyślnych jeźdźców, także siem dogadalim. I nikt nie narzeka, a jak zdobędziem ten zamek, to jeszcze wiencej siem do nas zleci wojaków.
-
- A, tak to tu działa! Nigdy żem nie był w bandzie żadnej i jeszcze nie wiem, jakie w nich porządki panują. To musicie mieć dużo więcej doświadczenia niż ja, chociaż też trochę już widziałem i robiłem. Myślicie, że tym razem uda nam się zamek zająć? Ponoć dużo band już próbowało i się przeliczyło
-
- Może i dobre z nich chopy były, ale tak to żoden nawet do pińcu liczyć nie umioł. A my to sprytne, z doświadczeniem, dobrze uzbrojeni… Ze Magami mogłoby być cienszko, ale jak mamy was, to i z nimi se poradzim. A potem zabierzem tych, co ich nie zabijem, wszystko, co za mocno przykrencone do podłogi ni jest i zburzym to w pizdet. Albo skrzykniem wincyj chłopa i sami se obsadzim ten zamek. Zobaczy siem.
-
- No ta, mieć taką bazę byłoby fajno, zwłaszcza na tym terenie. Toś mnie trochę uspokoił, bo mnie to martwiło, że se nie poradzimy. A macie jakieś informacje ze zwiadu, żeby załatwić to z zaskoczenia a nie walić tak prosto w ryj? Bo dużo dobrych chłopa możemy tak stracić
-
- My żeśmy zrobili za zwiad, jełopie. I zrobilim porządnie. Drowie gały patrzo daleko, dlatego se czasem je suszymy i wieszamy na szyi, wtedy też lepiej widzim. A skoro żyjem, to nas nie wypatrzyli, bo jakby zobaczyli, to byśmy trupem leżeli już dawno.