Wielkie Równiny
-
- Powiedzmy. Zależy czy chodzi ci o kogoś, kto sam wykonuje napady, czy o jakiś gang, którego jest szefem.
-
- Jeden człowiek, a właściwie nie czlek, bo ma 4 łapy. I 4 rewolwery.
-
Pokiwał głową.
- To może być tylko jeden. Croldon, ale nikt nie wie, jak się nazywa, po co to robi. Dziwny typ, ubiera się jak człowiek, spodnie, buty, pas, kapelusz, płaszcz, używa spluw. To, że sam jest w stanie wybić obsługę i ochronę pociągu, rąbnąć łup i uciec jest sporym wyczynem, Szeryfowie i Magruder ozłociliby każdego, kto da im głowę tego gościa, ale jeszcze żaden łowca nagród z łowów na niego nie wrócił. Podobno ukrywa się w jakimś opuszczonym gospodarstwie na równinach, ale nikt nie wie gdzie. Tyle wiem, masz swoje informacje. Teraz odwieź mnie do posterunku, to może nie zgłoszę górze tego napadu, jeśli dobrze mnie połatają i dalej będziesz mógł polować na popaprańców. -
- Do tego muszę przyprowadzić konia i podejść do ciebie. - Oznajmił i powoli, spokojnymi ruchami skierował się w kierunku swojego wierzchowca. Miał plan, jak pozbyć się natręta. Złapał powoli konia za uzdy, uspokajając go fałszywie. - Spokojnie, spokojnie. Nic się nie dzieje. Nie kop. Spokojnie. Dobry konik. Spokojnie kiedy podejdziemy. - Miał na myśli, że koń domyśli się co ma zrobić. Coś z kopyta w łeb obali każdego. Przyprowadził powoli konia, ustawiając go tak, by miał łatwy kop, ale niby tak, by wsadzić na niego jeźdźca.
-
Tamten widocznie nic nie podejrzewał, ale miał cię na muszce, gotów wystrzelić w ciebie te dwa ostatnie pociski, które miał w bębnie rewolweru. Skupiał całą swoją uwagę na tobie, więc koniem zupełnie się nie przejmował. Na twoje słowa ten tylko cicho zarżał i gdy był ustawiony w odpowiedniej pozycji, nagle kopnął pechowego kuriera, czy kimkolwiek on był, prosto w twarz, obalając go na ziemię. Sądząc po tym, jak wygląda jego twarz, a wygląda jak krwawy kawał mięsa, może być równie nieprzytomny jak martwy.
-
Podbiegł do niego i nadepnął mu na rękę by ten albo puścił broń, albo wystrzelił dwa naboje w powietrze, po czym od razu założył mu dźwignię i sprawdził czy ten oddycha.
-
Ostrożności nigdy za wiele, ale sam kopniak twojego potwornego rumaka wystarczył, aby pozbawić go przytomności, więc było to w gruncie rzeczy zbędne. Wyczułeś oddech, co prawda słaby, ale jednak. Choć i tak musiał zaliczyć spore obrażenia, nie licząc złamanego nosa, kilku wybitych zębów i rozciętego łuku brwiowego obficie broczącego krwią mógł mieć jeszcze coś z mózgiem. Jeśli go tu zostawisz, raczej nie przeżyje, a sprawę dokończą padlinożercy.
-
Miał jeszcze kilka pytań, więc zabrał się za ogarnianie jego ran. Raczej wypalanie, niż coś innego, bo szybciej, ale nadal.
-
W miarę połatałeś go do kupy i nawet się obudził, ale chyba tylko przez nieludzki ból, jakiego doświadczył i póki co nie będzie z niego żadnego pożytku. Ty zaś usłyszałeś za sobą strzały, czyli najwidoczniej ktoś się nawinął, przypadkiem lub zainteresowany tym napadem. Nie wiedziałeś, ilu ich było, ale mogłeś zakładać, że wystarczająco, aby twój tubylas nie był ich w stanie wszystkich zatrzymać.
-
- Spierdalamy. - Rzucił krótko do zielonego, przerzucając półtrupa przez konia i wskakując na wierzch, by odjechać z dala od stacji i nadciągających kłopotów. Oczywiście zabrał ze sobą korespondencje, którą przechwycili, a nuż znajdą tam coś ciekawego.
-
Niestety, nie zabrałeś żadnej korespondencji, chyba że miał coś bezpośrednio przy sobie, ponieważ listy i tym podobne wiózł na grzbiecie jego postrzelony przez ciebie wierzchowiec, który już na początku potyczki, po trafieniu, zrzucił jeźdźca z siebie i pognał gdzieś na równiny. Możesz spróbować go jeszcze dogonić. Tubylec ruszył na swoim wierzchowcu w twoim kierunku, zgodnie z poleceniem.
//Uznaję, że się wydarłeś do Ubairga, bo inaczej by nie usłyszał, dzieli was jednak trochę odległości.// -
Wyjebane w konia, jak będą mieli farta, to go znajdą później. Gdy byli już w bezpiecznej odległości, zaczął rozglądać się za miejscem, gdzie mogliby przygotować typa do gruntownego przesłuchania i go przesłuchać. Nadal mieli za mało informacji, a ten jako kurier wydawał się wiedzieć w cholerę.
-
Wielkie Równiny mają to do siebie, że ciężko się tu ukryć, a łatwo coś bądź kogoś wypatrzeć, więc jedyne miejsce, które przychodzi ci do głowy, a gdzie można się rzeczywiście skryć, to kryjówka, którą niedawno opuściliście.
-
No to też tam pognali.
-
Jeśli jakiś pościg gnał ku wam, to go już dawno zgubiliście. W kryjówce rzecz jasna nic się nie zmieniło, a jeniec póki co wciąż był nieprzytomny, ale jeszcze oddychał.
-
Zdjął go i schował do dziury. - Obudzimy go i ja się z nim trochę pobawię. Kilka razy byłem w lochach, więc z autopsji wiem co działa na ludzi. Wyśpiewa nam wszystko i ruszymy dalej. - Wyszczerzył się szkaradnie i całkowicie rozbroił typa, będąc maksymalnie ostrożny. Tortury wymagają maksymalnego poniżenia i braku nadziei. Rozebrał go do naga i zaczął zajmować się ranami, na tyle na ile by się nie wykrawił, a nie by długo pożył, po całej zabawie poderżnie mu się gardło. No i zbierze jakieś łupy dla tego zjeba. Starał sobie przypomnieć jakie trofea już miał ten kutas, który przerwał mu spokojną śmierć…
-
- Nie powiedział ci już dość? - zapytał Ubairg. Nie żeby zdjęła go litość, też był zimnokrwistą mordercą, chociaż to was łączyło, ale pewnie wolał nie marnować czasu na tortury, zwłaszcza jeśli będą musiały potrwać dłużej, jeśli człowiek okaże się oporny i wytrzymały. No i zawsze jest ryzyko, że nic nie powie, bo nie wie, albo umrze, nim zdołasz coś z niego wycisnąć.
//Ty miałeś dostarczać wątroby zabitych ofiar.// -
//Ekhem.//
-
- Nie chcesz trochę kasy? Na posterunkach można nie dość, że dostać sporo broni z zabitych, to jeszcze cennych dokumentów i zarekwirowanego złota. No i bardzo ciekawe tajne informacje.
-
- Niech to nie trwa za długo. - odparł po chwili namysłu i wsiadł na swojego Lembu, odjeżdżając. Wątpiłeś, żeby opuścił ciebie a tym bardziej sprawę, pewnie pojechał zapolować albo pobawić się w swoje dzikie rytuały plemienne czy co oni tam uprawiali. Niemniej, gdy znikał już za horyzontem, twój jeniec powoli się budził.