Donia
-
— Jak na razie na dwie, ale to zawsze można zmienić.
-
- Nie, myślę że tyle mi wystarczy. - zastanowił się przez chwilę - Która godzina?
-
— Jest druga.
-
- Już czternasta? Zeszło mi w tym urzędzie dłużej niż myślałem. No nic, dzięki za rozmowę. - powiedział z uśmiechem i wyszedł z hotelu, kierując się w stronę miasteczka namiotowego.
-
//:/
-
//wiedziałam, że o czymś zapomniałam
-
W cyrku ruch był już nieco większy. Pod namiotem wróżbity była kolejka, a kilkoro dzieci pchało się, żeby głaskać różne zwierzęta. Ktoś sprzedawał bilety. Za czym rozglądał się LJ?
-
Za klaunami albo klaunkami, tudzież za pokazem akrobatów. A najlepiej za dużym namiotem.
-
Znalazł największy namiot bez trudu.
-
W takim razie wszedł do niego i usiadł w jakimś dogodnym miejscu
-
No i sobie siedział. I czekał na cud.
-
Nie tyle na cud co na początek show i tym samym klaunów. I klaunice. Jak długo się nie pojawiało to rozejrzał się za wejściem na zaplecze.
-
Sam główny namiot za bardzo żadnego zaplecza nie miał, ot, widownia, scena, jakieś trapezy. W pewnym momencie do środka wszedł wróżbita.
— A ty jeszcze tutaj? -
- Stwierdziłem że może obejrzę jakiś występ zanim wyruszę w dalsza podróż.
-
— Och, to trochę jeszcze potrwa. Zejdzie z godzinkę. Niektórzy sobie wczoraj trochę zbyt pozwolili. — Tu wróżbita zaśmiał się ciepło i w znanym geście uderzył się kantem dłoni w szyję.
-
- Rozumiem. - powiedział z lekkim uśmiechem - Oblewali coś konkretnego, czy tylko zapobiegali wywietrzeniu procentów?
-
Wróżbita usiadł obok.
— Mamy kilku nowych artystów, wczoraj mieli swoje pierwsze występy. Nazwijmy to inicjacją. -
- W takim razie chyba nie będziecie dawać im trudnych zadań, co nie? Nie wyobrażam sobie robić akrobacji na trapezie na kacu.
-
— A z tym to akurat różnie bywa. Mamy choćby jednego, któremu na kacu akrobacje się najlepiej robi.
-
- W takim razie zazdroszczę mu genów. Ja na kacu potrafię jedynie gapić się w pustą przestrzeń a i to nie zawsze mi wychodzi.