Donia
-
Pożegnał go gestem ręki i zaczekał na przedstawienie.
-
Ktoś przymknął poły namiotu, w środku zrobiło się ciemno. Ale nie na długo. W różnych miejscach rozpalały się światła lampionów, gdzieś na górze ktoś zaczął grać na fletni Pana. LJ słyszał dzieciaki, które gdzieś w pobliżu zajadały popcorn. W końcu też ucichły. Poświata największego lampionu znaczyła koło na środku sceny, gdzie nagle pojawił się wróżbita. Wyprostowany, starannie uczesany, w czarnym płaszczu. Zdjął z głowy cylinder i odkaszlnął.
— Dzień dobry, moi drodzy. Widzę tu trochę nowych twarzy. Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Roscoe, Brian Roscoe i dziś zabiorę was w świat sztuki ze szczyptą scenicznej magii.
Tutaj przesunął palcami po rondzie cylindra, a ze środka wyleciała papuga. Sięgnął do środka kapelusza.
— Czy ktoś nie zgubił portfela? -
- No rzesz kur… - z niedowierzaniem sięgnął do swojej kieszeni, wiedząc dobrze że napotka tam przykrą pustkę.
-
Nie, jednak nie. Swój portfel miał na miejscu. Na scenę śmiało wyszła Kiara, wyciągając rękę do Briana.
— Bardzo proszę. — Oddał jej portfel. — Skoro już tu jesteś, może chciałabyś mi pomóc? Podobno masz bystry wzrok, jeśli chodzi o detale.
Podsunął jej cylinder, a ta włożyła do niego rękę. -
Niepotrzebnie założył najgorsze. Wyciągnął rękę z kieszeni i dalej obserwował przedstawienie.
-
Kiara wyciągnęła coś z kapelusza. Brian uśmiechnął się do niej. Dziewczyna pokręciła głową i przycisnęła przedmiot do piersi.
— Liczę na ciebie, Kiaro. Odnajdziesz właściciela?
— Pewnie, że tak.
Kiara wróciła na widownię i zniknęła LJowi w mroku. Roscoe pomachał kapeluszem i wyleciał z niego jeszcze jeden gołąb. Na koniec wróżbita włożył kapelusz.
— Teraz bez większych ceregieli zapraszam na pokaz naszego drogiego Ilverina i nowicjuszki Arkadii!
Światła uniosły się w górę, gdzie na podestach stało dwoje akrobatów, trzymając swoje trapezy. -
Spojrzał się wysoko w górę, z zaciekawieniem obserwując akrobatów.
-
Radzili sobie całkiem nieźle. Łapali się nawzajem, przeskakiwali na wiszące liny, bujali się na nich, wracali na trapezy. W międzyczasie LJ usłyszał szmery w swoim pobliżu.
-
Odwrócił więc na chwilę wzrok od przedstawienia, by ustalić źródło tych szmerów.
-
Spomiędzy ludzi wyszła Kiara. Uśmiechnęła się zdawkowo.
— Czy miejsce koło ciebie jest wolne? -
- Pewnie, siadaj. - odsunął się nieco na bok, by dać dziewczynie jeszcze odrobinę miejsca.
-
Usiadła obok i spojrzała na scenę. Sięgnęła do kieszeni.
— To chyba twoje — rzuciła, podając mu do ręki jego krawat. -
Spojrzał na niego zaskoczony, po czym sprawdził czy faktycznie brakuje mu elementu ubioru. Gdy tylko to potwierdził, wziął go od dziewczyny lekko zakłopotany i zaczął go wiązać.
- Dzięki. Nie powiem, zaskoczył mnie. -
— Mnie też. Stary swat…
Westchnęła cicho i zapatrzyła się na akrobatkę, która zjechała po linie na ziemię i zaczęła robić gwiazdy. -
- Hm… czekaj, swat? - spojrzał się zdziwiony na dziewczynę
-
— A myślisz, że po co dał mi twój krawat, co?
-
- Och. - odwrócił wzrok, lekko zarumieniony.
-
— Ale nie martw się tak. — Poklepała go po ramieniu. — Roscoe ma trochę na łeb, ale nie narzuca tak całkiem. Podsuwa tylko okazje, żeby się lepiej poznać.
-
- Czym miałbym się niby martwić. - uśmiechnął się - Z chęcią poznałbym cię lepiej
-
— Roscoe pamiętał, że mam dobry wzrok. A ty się zarumieniłeś jak dorodna brzoskwinka. — Przesunęła palcami po jego policzku.