Elfi Las
-
Jedna po prostu zwiała, ale dwie porwały ze sobą butelki. Za sobą też usłyszał odgłosy biegu.
-
Odwrócił się na ułamek sekundy by spojrzeć czy to przyjaciel czy wróg. A że zapewne wróg to się obrócił by dzielnie bronić butelek
-
Nie, to uciekła ostatnia świnia. Najwyraźniej odpuściły. Tymczasem zaczął słyszeć przekleństwa. Rozpoznał głos Vince’a, ale brzmiało to, jakby stał dosłownie parę metrów od niego. A przecież tak nie było, nie?
-
No chyba że zdążył wrócić by zobaczyć jak świnie obrabiają mu transport alkoholu. Spojrzał się w stronę z której chodziło klnięcie.
-
Widział jedynie ślady jego butów i ściętych gałęzi.
— Ja pieprzę. W takim tempie to nigdy nie wylezę z tego. -
- Pomóc ci? - zakrzyknął
-
— Przydałoby się! Ale patrz pod nogi!
-
Za jego radą ostrożnie ruszył mu na pomoc.
-
Było to nieco dalej niż zakładał na początku. Ale w końcu wypatrzył Vince’a. Stał on po pas w bagnie. Po drugiej stronie dla odmiany stał sobie koń.
-
- Pomóc? - zapytał, ale spodziewając się odpowiedzi podał mężczyźnie kij
-
//to rzuć sobie średni na morfologię
-
//To rzucę
-
Vince złapał kij, ale LJowi brakowało siły, żeby go wyciągnąć.
— Spróbujemy za chwilę raz jeszcze, co? A swoją drogą, skąd wiedziałeś, że potrzebuję pomocy? -
- Słyszałem jak ktoś zaklnął na cały las i dodałem dwa do dwóch. - stwierdził z uśmiechem, po czym spróbował się ustawić tak by łatwiej mu było wciągnąć woźnicę
-
//łatwy na reakcję
-
//Się robi
-
— Ale ja nie wrzeszczałem. Przynajmniej nie dopóki mnie nie wołałeś.
LJowi udało się uskoczyć, nim ziemia pod nim zaczęła się zapadać. Niestety nie sięgał już do Vince’a. -
- Cholera. - skomentował - Jestem pewien że to ty krzyczałeś. Ale to teraz nie ważne. - rozejrzał się za jakąś lianą czy dłuższym kijem
-
Usłyszał nagle, że koń się płoszy, jednak w nieco inny sposób niż gdy został zaatakowany.
-
- Hej, spokojnie. - podszedł do konia, próbując go uspokoić. Dalej szukał też czegoś czym mógłby pomóc Vince’owi.