Ervell
-
- Oddam ci tę pałeczkę - napił się piwa
-
Vince popatrzył za intrygowaniem, a Caer ucichła.
— Co by tu mówić. Z tego co wiem, moi rodzice poznali się w jakimś zapadłym miasteczku w Waszyngtonie. Odkąd mama straciła swoje terytorium, była włóczykijką. -
W ciszy słuchał opowieści leszego, popijając od czasu do czasu piwko.
-
— Terytorium? — mruknął Vince.
— Mama jako lesza opiekowała się konkretnym lasem. I plemieniem. Miała bliski kontakt z rdzennymi Amerykanami. A potem się posypało. -
- Przykro mi to słyszeć.
-
— Mama lubi opowiadać, w końcu mnie tam nie było. Ale do rzeczy. Mój ojciec to ciekawy stwór. Wkręcił mamę w jakieś swoje interesy i chyba tak przy okazji dali sobie szansę. A hobbystycznie prowadzi radio.
-
- To skoro poznali się w Waszyngtonie, to jak znalazłeś się w Krainie?
-
— Pewnie podobnie jak wielu innych Jokerów. Jakoś mi nie spieszno do domu.
Wyjął z kieszeni kartę Jokera. -
- Ciekawe. Byłem przekonany że jesteś miejscowym.
-
— Każdy tak twierdzi. A jednak nie jestem. A ty chciałbyś być miejscowym?
-
- Czemu nie, podoba mi się tutaj. - stwierdził, po czym od razu dodał - Ale podoba mi się też w moim świecie. W dodatku za dużo tam zostawiłem by teraz nie wracać.
-
— A na przykład co?
-
- Pracę, rodzinę. Dom ogólnie.
-
— Ja w sumie też… ale liczę, że moja druga połówka też tu trafi. Byłoby fajnie.
-
- Masz kogoś, czy dopiero szukasz?
-
Likho uśmiechnął się lekko i upił z kufla.
— A ty kogoś masz, czy tylko otwarte ramiona? -
Zaśmiał się pod nosem. - Jak na razie tylko otwarte ramiona. Ale cóż, Kraina to dość duże miejsce.
-
— Oczywiście. Każdy znajdzie tu miłość, jeśli ma na to ochotę i dobrze szuka. Podobno nawet Kizuka się w końcu chajtnęła.
-
- O, to gratulacje dla niej. Ciekawe czy i mi się uda, jeśli będę szukał tylko pobieżnie.
-
— Tego nie wiem. Po prostu Caer nie polecam.
Elfka dała leszemu z liścia.