Ervell
-
- Pracuje w galerii sztuki jako asystent kustosza. - odpowiedział
-
— Ciekawe.
Zapisał sobie w notesie.
— Dzięki. Wygrałem zakład dzięki tobie. -
- Em… nie ma za co? Jaki zakład?
-
— Przez ostatnie dni trafiły nam się trzy korposzczury i Snake obstawiał, że na pewno przyjdzie kolejny.
-
- Aż dziwne, że tyle szczurów przyszło do gniazda węży. - zażartował
-
— Biorąc pod uwagę, że najprawdopodobniej każdy z nich popełnił samobójstwo… nie jest to tak nielogiczne na jakie wygląda.
-
- No cóż, ja nie popełniłem. A wracając do tych kart…
-
— No tak.
Wyjął dwie karty z dwóch kieszeni.
— Dzięki za pomoc. Uważaj na siebie jak będziesz wychodził. -
- Nie ma za co, na prawdę. - odwrócił się i ostrożnie zaczął schodzić po schodach, by nie przydepnąć żadnego gada
-
//to rzuć sssobie łatwy na reakcję
-
//To rzucę
-
Nawet udało mu się nie wypierdzielić, wyminąć węże i Snake’a zajętego prawieniem swojemu zwierzyńcowi komplementów. Jako, że zebrały się na jedzenie, to nie było ich na zewnątrz i mógł iść w spokoju.
-
Poprawił ubranie, schował karty do portfela i udał się w stronę domu Caer.
-
Caer, tym razem już ubrana, miała zaplątany warkocz i zajęta była grą w warcaby z Likho.
-
- Cześć - przywiał się ze wszystkimi - karty zdobyte, jak skończycie to możemy ruszać.
//Zaktualizuj mi kartę postaci
-
//ok
Nie zajęło im to długo. Likho rozłożył Caer na łopatki. Dziewczyna posprzątała po grze.
— Powodzenia, LJ.
Leszy wyszedł na zewnątrz. -
Dał dziewczynie całusa na pożegnanie i wyszedł za leszym.
-
— Po twoich poprzednich słowach myślałem, że naprawdę wrócisz późno. Chyba jednak nie obawiasz się węży, co?
-
- Są straszne dopiero kiedy próbują cię zaatakować. A żeby cię zaatakowały muszą być głodne albo wściekłe. - stwierdził - Tamte w domu wydawały się raczej zrelaksowane.
-
— Trochę mnie zdziwiło, że Serafin potrafi jakoś z nimi żyć, mimo, że nie pała do nich taką miłością jak Snake. — Zamilkł na moment. — Ogółem do Kreeou będziemy musieli iść z buta.