Elfi Las
-
— No i zaraz będziemy. W sam raz na obiad. Umieram z głodu.
— Czyżby? — zapytał Likho.
— No dobra, umierałbym jakbyś mnie nie wyciągnął. Skończ.Zmiana tematu
-
Gulasz
Czyli już oficjalnie byli w lesie. Podziwiał okolicę, dalej idąc za swoim przewodnikiem.
Las pachniał wilgocią i słodyczą kwiatów. Ćwierkały ptaki, czasem jeszcze odzywały się żaby. Likho nadal siedział cicho. Droga była węższa, widocznie mniej uczęszczana. LJ musiał omijać kałuże i gałęzie. Spostrzegł, że Likho jakby wiedział, gdzie to wszystko jest i nawet nie patrzył pod nogi.
-
//rymsnął mi się temat
W takim razie starał się iść jego śladem, by w nic przez przypadek nie wdepnąć.
— Czasem sobie myślę, że chciałbym być kiedyś namalowany. Ciekawe, ile taki obraz byłby warty.
-
- Na cenę obrazu składa się tyle czynników, że nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie. - skomentował - Portrety rzadko są coś warte, no chyba że autoportret kogoś znanego. Choć w twoim wypadku to raczej nie byłby problem.
-
— Ach tak? Ciekawe. Mój ojciec ma całkiem ładne obrazy. Ale jakoś nigdy nie potrafiłem tam wysiedzieć dłużej niż godzinę.
-
- Kolekcjoner czy malarz?
-
— Kolekcjoner. Ale nie jestem przekonany, jaką drogą je zdobył.
-
- Tja, rozumiem. Jest sporo sposobów żeby zdobyć dzieła sztuki…
-
— Ale nie mówmy już o tym. Nie poszliśmy tu, żebym ci się spowiadał ze swoich problemów rodzinnych. O czym lubisz gadać w takich… zwyczajnych okolicznościach?
-
- O różnych takich, co się na język nawinie. Wolę jak rozmowa wychodzi naturalnie
-
— No tak. Też dobrze. Ja jakoś… najczęściej gadam o lesie. Zawód zobowiązuje.
-
Zastanowił się chwilę. - A ja o sztuce. Też wina zawodu.
-
— A lubisz tę pracę?
-
- Nawet bardzo. A ty swoją?
-
— Chyba nie mam wyboru. Próbowałem różnych rzeczy, ale jakoś w lesie mi się najbardziej podoba.
-
- To dobrze. Każdy powinien mieć pracę którą lubi
-
Likho nagle zatrzymał się. Sięgnął ręką do tyłu i zatrzymał LJa.
— Słyszę coś dziwnego. Poczekajmy chwilę. -
Oczywiście zatrzymał się. Postarał się usłyszeć i dostrzec zagrożenie o którym wspomniał Likho.
-
Po niedługim czasie z gęstwiny wyszedł ogromny czarny pies, a za nim gromadka nakrapainych na biało psiaków. Likho nadal się mie ruszał, dopóki znów nie zniknęły wszystkie w zieleni.
-
- Dzikie psy? - zapytał kiedy było już bezpiecznie - Spodziewałem się bardziej fantastycznej fauny.