Zielona Zatoka
-
Nie miałaś wątpliwości, że w Zielonej Zatoce nie jadło tak wiele osób, a wręcz przeciwnie, dieta zwykłych piratów pewnie była niewiele lepsza od tej, którą musieli znosić podczas długich rejsów. Ty jednak, jako pierwsza kochanka, jak cię sam nazwał, kapitana, mogłeś jeść i żyć niemalże tak dobrze, jak on. Niemalże, bo choćby wino było zwykłe, a nie elfickie. Jednak ciężko było ci na to narzekać, w końcu mogłaś zjeść nie tylko do syta, ale i smacznie. Gdy skończyłaś, strażnicy skrzyknęli służbę, a ci zabrali resztki oraz to, czego nie zjadłaś w ogóle. Pozostały tylko dwa Gobliny, twoi strażnicy, ochroniarze przed zakusami innych piratów, o ile słowa samego kapitana nie podziałają oraz przewodnicy po tym pirackim przybytku.
-
Nie wstała od razu, jeszcze kilka chwil spędziła leżąc, zadowolona z samej siebie (na fakt tego, że właściwie to nie ona zapewniła sobie takie przyjemności, nie zważała). Dopiero po tym leniwie uniosła głowę i spojrzała na strażników:
— No to co? Oprowadzicie mnie po tej przystani? — Zapytała z lekko wrednym uśmiechem na ustach. -
- Jak kapitano kazał. - odparł jeden z Goblinów, obojętnie wzruszając ramionami.
-
— No, to na co czekamy? — Zeskoczyła z leża, stając przed strażnikami. — Mam ochotę pozwiedzać.
-
Pokiwali głowami i jeden z nich prowadził cię, idąc przodem, drugi zaś szedł za tobą. Opuściliście flagowy okręt kapitana, który ochrzcił go mianem “Zielonego Chuja”, wykazując się typowo goblińską fantazją. Przy okazji dowiedziałaś się też, że całe to miejsce nazywa się Zieloną Zatoką i próżno szukać go na jakichkolwiek mapach. Było schronieniem dla Blurga, czyli Kapitanka, i jego wspólników, którymi byli kapitanowie pozostałych pirackich okrętów, choć o nich nie opowiadali ci wiele. Sama zatoka miała być schronieniem, a więc zastawiona była barakami dla załogantów, raczej niezbyt wygodnymi, ale i tak ciepłe łóżka z sianem i skórami były czymś lepszym, niż ciągłe bujanie się na hamaku. Tylko kapitanowie, pierwsi oficerowie, kwatermistrzowie i im podobni, co ważniejsi z załóg, mogli wynajmować pokoje w kilku lokalnych karczmach, najwidoczniej nie mając w swoich kajutach takich wygód, jak Kapitan Zielonoskóry. Wracając do karczm, można było tam spędzić czas na grze w karty i kości, słuchaniu muzyki i opowieści, a przede wszystkim przy dobrym jedzeniu i rozmaitych trunkach, bo choć wszystko wydaje się smaczne po odżywianiu się rybami, sucharami i suszonym mięsem przez kilka tygodni, to tutaj spiżarnie były pełne i można było syto i smacznie zjeść niezależnie od wielkości sakiewki. Poza karczmami były tu też burdele, typowe przybytki tego typu, o których raczej nie można było wiele ciekawego powiedzieć. Do tego też warsztaty, kuźnie, tartaki, suche doki i tym podobne miejsca, które może nie były pełnoprawną stocznią, ale nie musiały nią być, bo nie miały wodować nowych jednostek, ale naprawiać tu obecne.
- Coś jeszcze? - zapytał jeden z Goblinów, gdy skończyliście zwiedzanie. Nie było to wiele, choć pewnie coś ciekawego kryło się też na lądzie i w okolicy, ale chyba Kapitan nie uznał za konieczne puszczenie cię tam, nawet ze strażą. I rzeczywiście, chyba nie pozostało nic, może poza powrotem do kajuty i oczekiwaniem na kapitana. Jednak wtedy coś przykuło twoją uwagę, bowiem kolejny okręt wchodził do portu w zatoce. Spędziłaś sporo czasu w Gilgasz, gdzie widziałaś setki okrętów, ale ten różnił się od pozostałych tak swoim nieco upiornym wyglądem, jak i kunsztem wykonania, niepodobnym do innych pirackich kryp. Było zbyt daleko, abyś mogła dokładnie przyjrzeć się załodze, choć już teraz wychwyciłaś, że byli odziani w czerń, z kapturami na głowach, często też w maskach.
- Wracajta do kapitano, szybko. - usłyszałaś nagle. Tak zapatrzyłaś się na okręt i jego załogę, że nie dostrzegłaś kolejnego Goblina, jakiegoś posłańca, który podbiegł do waszej trójki przekazać wiadomość. Tym lepiej, że dostałaś takie polecenie, bo jeśli ktoś wiedział coś o tym okręcie i jego załodze oraz celu przybycia tutaj, to właśnie kapitan. I mogłaś się też zastanawiać, czy przybycie posłańca z takim poleceniem akurat teraz było dziełem przypadku czy może wywołało je przybycie okrętu? -
— He? Co się dzieje? — Zapytała, korzystając z obecności posłańca. Tissaen nie miała zamiaru biegać na byle zawołanie!
-
- Kapitano chce pogadać. Mówił, że masz mu co pomóc, bo sam se rady nie da. - odparł tamten, wyraźne zdenerwowany, więc musiało chodzić o coś ważnego. Towarzyszące ci Gobliny, choć ich rozkaz nie dotyczył, popatrzyły na siebie, a później na ciebie, gotowi choćby i zaprowadzić się z powrotem na okręt siłą, jeśli będzie trzeba.
-
Myślała przez krótką chwilę.
— Skoro jestem mu aż tak niezbędna, to co mogę na to poradzić? Wracamy. — Odwróciła się na pięcie i udała się do “Zielonego Chuja”. -
Posłaniec ruszył przodem, zapewne aby powiadomić o wszystkim kapitana. Strażnicy mieli cię na oku, dopóki nie znaleźliście się na pokładzie, tam odeszli, wracając do swoich spraw.
Kapitana zastałaś w jego komnacie, wyraźnie strapionego. Nie złego, smutnego czy zmartwionego, ale widać, że czymś się przejmował, pykając fajkę. Na twój widok jednak wyraźnie się rozchmurzył.
- No, no, jesteś, pienka. Dobres, dobres… Jełop ci pewnie mówił, że będziesz mi potrzebna, ni? No bo bendziesz i to, co chcem zrobić, nie wyjdzie bez ciebie. Pomóż, a ja ci siem odwdzienczem, ta…? Widziałaś pewno już ten okręt, czarny, ze Smoczydłem z przodu? - zapytał, widocznie nie wątpiąc, że pomożesz. Lub chcąc cię zapoznać ze szczegółami. - Przypłynoł nim se taki jeden. Kiedyś tam żem robił z nim interesy. Tera miałem ładną sumkie zbić, ale nie pykło. Płaciłby mi tak ze dwajścia złota od każdego niewolnika, a tych siem troche łapie, to na statkach, to na lądzie. Ugadałem siem z nim, że zobaczy se próbkie, bo nie mówił, po co mu te niewolniki będom. Miałem tako jedną Elfkie, ale siem jakoś jebaniutka uwolniła, zabrała jakoś noża i pociachała siem nim, zanim kto co zrobił. No i jej ni ma. Ale jesteś ty… Chuja tam, żebyś se nie myślała, ni oddam cię, może se tylko popatrzeć, ale ni dotykać. No ale musi na co popatrzeć, rozumisz? -
— Czekaj no… — Zmarszczyła brwi. — To co ja mam? Tańczyć dla tego fafarachy?
Przecież striptizu jeszcze nie wynaleziono! -
- A gdzie tam. - machnął rękom. - Ale to je dobry pomysł, kiedy tak dla mnie zrobisz, hehe. Zrzuć no tylko troche ubrań, a najlepiej to wszystko z góry, i to wystarczy. Se posiedzisz, posłuchasz, zrobisz ładne oczka i wystarczy. Może i by co chciał więcej, ale mówiem, że ni ma. Potem, jak pójdzie, to siem dogadamy co do nagrody. I dostaniesz inno robote, tym razem tako, co ci siem spodoba, bo jesteś w końcu kradziejkom, ni?
-
— Ta. Kradziejkom. — Założyła ręce na pierś i machnęła głową, zadzierając ją do góry. —Tera iść do tego jednego?
-
- Hę? Nieee, on sam przylezie tu. Ty siem rozbieraj, ja poślę jeszcze jełopa, w razie jakby co chciał nowego pogadać. - odparł, mając najwidoczniej na myśli tego, z którym ma dobić interes i jakieś nowe ustalenia, które mogłyby wpaść mu do głowy. Niemniej, odłożył fajkę, klepnął cię, gdy cię mijał i wyszedł z pomieszczenia na poszukiwanie owego jełopa, czyli po prostu gońca.
-
Widząc odchodzącego kapitano Tissaen westchnęła. Każda chwila w jego towarzystwie wydawała się je równoznaczna z utratą połowy mózgu. Ale co mogła na to poradzić, w końcu miała być kradziejką. Z tą myślą ściągnęła z siebie górne odzienie i rzuciwszy je na podłogę, rozłożyła się wygodnie na skórach, oczekują fafarachy,
-
Blurg wrócił dość szybko, widocznie zadowolony z widoku twoich nagich piersi. Usiadł obok i przez chwilę je obmacywał, nucąc jakieś szanty pod nosem, gdy usłyszeliście pukanie. Zostawił cię i wyszedł na zewnątrz. Nie słyszałaś, co mówił, ale był widocznie wściekły, widać to było też po nim, gdy wrócił, niosąc ze sobą liny i jakieś szmaty. Położył je na stoliku między fotelami, gdzie zasiadaliście oboje podczas pierwszej wizyty. Teraz jeden był najpewniej dla niego, drugi dla jego gościa. Obok tego swojego dostawił krzesło i skinął na ciebie.
- Cho no. - mruknął bez entuzjazmu. - Ledwo co ze stateczka zlazł, jebaniutki, a już se nowe warunki stawia. Mówi, że chce próbkie zobaczyć, ale nie chce, żeby próbkie zobaczyło jego. I żeby było cicho. Czeka już na pokładzie na górze, także miejmy to z głowy, ni? -
— Ta. Dawaj, chce mieć to za sobą. — Przewróciła oczami, wystawiając przy tym język i podeszła do Blurga, dając się posłusznie obwiązać.
-
Najpierw usadził cię na krześle i przywiązał do niego twoje nogi oraz obwiązał talię. Ręce za oparciem skrępował ci w nadgarstkach, a gdy miał to za sobą, sięgnął po jedną ze szmat i zawiązał na jej środki spory supeł, który to wsadził ci do ust, obwiązując knebel z tyłu głowy. Na koniec zawiązał ci oczy i poklepał cię po policzku, ponownie wychodząc z kajuty, najpewniej po to, aby sprowadzić gościa na negocjacje co do umowy.
-
“Nie chce żeby próbkie zobaczyło jego”, pierdzielona, zakapturzona, fafarachy i Blurga mać. Wystarczyła jedna lina do krzesła, opaska na oczy i tyle, a nie pełny zestaw okrętowego olinowania. Westchnęła. O, jak słodki będzie moment kiedy wychuja Blurga, fafarachę i całą załogę tej łupiny. O ile taki się nadarzy, no i będzie opłacalny.
-
Na chwilę obecną bardziej opłacalne było stanie wraz z kapitanem, a nie przeciwko niemu, choć nie można wykluczyć, że w końcu powinie mu się noga, co da ci niezłą okazję. Jeśli chodzi o samego kapitana, to usłyszałaś, że przybył wraz z gościem. Tamten, kimkolwiek był, odzywał się niewiele, a jeśli już, to niskim, gniewnym i ponurym głosem, wobec czego mówił głównie Blurg, zachwalając zalety towaru, którego ponoć byłaś próbką, pokazując zdrowe zęby zaciśnięte na kneblu, odpowiedni odcień zieleni skóry czy inne atuty, jak nagie piersi, choć wedle umowy, tamten cię nie dotknął. Nie byłaś pewna, czy w ogóle chciał, sądząc po tym, co powiedział:
- Jesteś piracką szumowiną i nie zapominaj o tym. Nigdy nie będziesz dla mnie i mojego pana prawdziwym partnerem. Zrób swoje, bez wykrętów, a dostaniesz godną nagrodę. Ale jedno potknięcie czy opóźnienie sprawi, że znajdziemy kogoś innego na twoje miejsce… Niewolnicy mają być zdrowi, aby przeżyć tyle, ile potrzeba, ich płeć, rasa, status społeczny i wiek są mi obojętne.
Do czegokolwiek mieliby posłużyć ci niewolnicy, to pewnie nie był to zwykły handlarz, który chce później sprzedać kobiety do burdelów, a mężczyzn na farmy czy do kopalni. Po tych słowach kupiec wyszedł, a Blurg wraz z nim. -
Dla Tissaen brzmiało to bardziej jakby zakapturzony fafaracha szukał niewolników do… eksperymentów? Operacji medycznych? Chociaż katorżnicza praca także mogła chodzić w grę. Jakiekolwiek było ich zastosowanie, nie bardzo ją to obchodziło. Czekała na powrót Blurga i na to, jak ją wreszcie rozwiąże.