Gwieździsta Puszcza
-
— Jedziemy ostatnim wagonem! Jeżeli się odłączymy, zyskamy czas żeby uciec stąd! A jeżeli dobrze wykorzystamy to co mamy, możemy dać radę przejąć cały pociąg i wrócić do Puszczy! Nas jest więcej i mamy zaskoczenie po naszej stronie, ale ludzie mają broń. Mogę pokazać wam jak z niej korzystać, wtedy zabierzecie ją zabitym ludziom i zwiększymy nasze szanse! Pytam: czy pragniecie uciec stąd?!
-
Twoja wypowiedź podniosła wielką dyskusję i ogólny harmider. W końcu jednak przemówił jeden ze starszych.
- Tak. - odparł spokojnie. - Tak, pragniemy. Ale bez ciebie. Nie przekonasz nas. Zdradziłeś nas w ten czy inny sposób.
Słowa te odebrały ci w jednej chwili całą nadzieję, a dla tubylców były przyzwoleniem na zabicie cię. Nie miałeś wątpliwości jak długa i powolna byłaby to śmierć, skoro chcieli się mścić na tobie za to wszystko i przy okazji nie mieli niczego, co skróciłoby ci męki. Krąg tubylców był coraz ciaśniejszy, gdy nagle… niemalże wszyscy polecieli do tyłu. Nie wiedziałeś co się stało i komu dziękować za pomoc. Dopiero po chwili zrozumiałeś, że pociąg gwałtownie się zatrzymał i to dlatego. A jakby tego było mało, usłyszałeś na zewnątrz liczne strzały. Cokolwiek jednak się tam działo, lepiej chyba ci będzie tam, niż tu… -
— Do ciężkiej cholery! Próbuję wam pomóc! — Odwarknął, błyskawicznie podnosząc się z kolan. Podbiegł do ściany wagonu, spoglądając w szczeliny między deskami. Co się działo?
-
Strzały, tyle słyszałeś. Nie widziałeś nic, bo widok masz kiepski. Tamci zaś powoli dochodzą do siebie, a twoje argumenty wciąż do nich nie trafiają. Trzeba byłoby uciekać, ale jak? Szczęśliwie i tym razem coś nad tobą czuwało, bo usłyszałeś, jak ktoś otworzył drzwi od zewnątrz.
//W sensie, że otworzył zamek, dalej trzeba je przeciągnąć, żeby wyjść.// -
Przynajmniej ten jeden cholerny raz nie musiał oszukiwać, by szczęście uśmiechnęło się do niego w tym pieprzonym hazardzie, życiu. Jednym susem dotarł do drzwi i otworzył je uderzeniem bara, gotując nóż w drugiej dłoni do obezwładnienia kogokolwiek za nimi.
-
//Chodziło mi o to, że sam masz je otworzyć, bo ktoś tylko zajął się zamkiem. Nie powiedziałem tego wprost, postać nie może wiedzieć, że nikt nie otworzy drzwi, ale po prostu to zrób.//
-
// Poprawione. //
-
//Wyobrażałem je sobie jako takie drzwi, które odsuwasz i zasuwasz, wiec walnięcie z bara niewiele by dało, ale już się nie czepiam.//
Na zewnątrz zastałeś chaos. Widziałeś wiele trupów ludzi, którzy schwytali tubylców, głównie zastrzelonych gdzieś w okolicy pociągu, ale i trupów w wagonie zapewne nie brakowało. Ktokolwiek napadł na pociąg, musiał zdawać sobie sprawę, że będzie broniony, bo tamci mieli sporą przewagę w liczbie i sile ognia. Eliminowali wrogów skutecznie i ze sporego dystansu, więc ich nie widziałeś i możesz się tylko domyślać, kim są i czego chcą. -
Pierwszym, co przyszło do głowy Jamesa było stare, lecz jak jare powiedzenie: “Wszedłeś między wrony? Strzelaj jak i one.”
Dobył swojego rewolweru (przypominam, że jeszcze w puszczy specjalnie po niego wracał) i dołączył się do wybijania łowców.
-
Na zewnątrz ustrzeliłeś tylko jednego. Atakujący zaś zaczęli się zbliżać, bo nikt już nie został, chyba że w środku. No i przy okazji zaczęli strzelać do ciebie, najwidoczniej uważając cię za kolejnego strażnika do odstrzału.
-
— Cholera, ślepi jesteście?! — Wrzasnął i puścił się sprintem po kładce pociągu, chcąc dostać się do kolejnego wagonu.
-
Nie usłyszeli, a nawet jeśli, to nie odpowiedzieli. Dziwne. Niemniej, udało ci się mimo świszczących wokół strzałów dobiec do otwartego wagonu, gdzie powinno być pełno strażników. Było jednak kilku, wszyscy martwi, pozostali leżeli trupem na zewnątrz lub czaili się gdzieś w innych wagonach. Tu przynajmniej atakujący pociąg nie są w stanie cię trafić.
-
O tyle dobrze. Rozejrzał się za długą bronią, a jeszcze lepiej za lornetką. Nie był w stanie nawiązać równej walki samym rewolwerem.
-
//Generalnie nie polecam do nich strzelać.//
Było tu kilka karabinów, lornetki czy lunety niestety brak. Jeśli chodzi o długą broń palną, to były to klasyczne karabiny Hralk, z czego dwa skrócone i trzy zwykłe, oraz dwa karabiny rewolwerowe. -
Wziął z sobą zwykłego Harlka i wybył stąd, by przedostać się do kolejnego wagonu.
-
Tam odnalazłeś koje zamocowane do ścian i rozwieszone hamaki, rzeczy osobiste i inne pierdoły tych ludzi, ale nigdzie ani widu, ani słuchu choć jednego z nich.
-
Nie miał tutaj niczego wartego tracenia czasu. Biegiem, do kolejnego wagonu.
-
Tam z kolei była namiastka kuchni i stołówki oraz pierwsza napotkana przez ciebie osoba, konkretniej ktoś w poplamionym fartuchu, najpewniej kucharz, który krył się za piecem i na twój widok tylko cicho krzyknął i ponownie za nim zniknął.
-
James wziął go na muszkę.
-- Co się dzieje? Kto atakuje pociąg?! Gadaj. – Warknął, odbezpieczając. -
- Nie wiem, nie wiem. - powiedział przerażony. Później dukał to samo słowo jeszcze kilka razy i czułeś, że niewielki będzie z niego pożytek.