Zielona Zatoka
-
Dla Tissaen brzmiało to bardziej jakby zakapturzony fafaracha szukał niewolników do… eksperymentów? Operacji medycznych? Chociaż katorżnicza praca także mogła chodzić w grę. Jakiekolwiek było ich zastosowanie, nie bardzo ją to obchodziło. Czekała na powrót Blurga i na to, jak ją wreszcie rozwiąże.
-
Ten post został usunięty!
-
Zostawił cię z twoimi więzami i przemyśleniami na dobrą chwilę. Gdy powrócił, od razu ściągnął ci z oczu opaskę i usiadł ciężko na fotelu, jakby wymiana zdań z tamtym, kimkolwiek był, była równie męcząca, jak własnoręcznie ściągnięcie i postawienie żagli na całym okręcie.
- Ja jebie. - skomentował tylko. Sięgnął po butelkę wina, tego samego, które piliście wczoraj, a które podał też swojemu rozmówcy. Handlarz nic nie wypił, Blurg już wcześniej opróżnił kieliszek, a teraz żłopał wprost z butelki, pijąc wart kilkadziesiąt złotników za butelkę trunek tak, jakby był to zwykły, piracki rum lub grog. -
Jeszcze tego jej brakowało, żeby kapitanek najebał się na tyle, by nie być w stanie jej rozwiązać. Chrząknięciem upomniała się o swoje.
-
Podniósł na ciebie nieco mętny, choć wciąż przytomny, wzrok, gdy tylko opróżnił całą butelkę. Odstawił ją na stół i wziął z niego kieliszek, na który patrzył przez chwilę. W końcu odstawił go z powrotem z niesmakiem i zabrał się za rozwiązywanie cię. Jednak gdy skończył, wciąż miałaś związane za plecami dłonie i knebel w ustach, a on usadził cię obok siebie na fotelu, jedną rękę kładąc ci na udzie, a drugą na nagich wciąż piersiach.
- Wkurwił mnie, narobił stracha, ale chociaż tyle dobrego z tego wyszło. - powiedział i zarechotał. -
//Kuba masz jakiś fetysz w stosunku do Radio, że wszystkie jego postacie lądują ostatecznie w takich sytuacjach?//
-
// Może nie w stosunku do moich postaci (choć tak, wszystkie bez wyjątku są nieludzko seksowne), ale bondage? To już wchodzi w sferę moich podejrzeń. //
-
//Na dziesięciolecie istnienia grupy podzielę się z wami wszystkimi fetyszami, teraz odpisujcie.//
-
— Mofeż choczaż z faski fwojej szczongącz me ten piefszony febel?! — Warknęła, machając głową.
// Będę czekał. //
-
Posiedziałaś z nim tak jeszcze chwilę, aż w końcu zdjął knebel i rozwiązał twoje dłonie. Po tym ponownie posadził cię na drugim fotelu, podsuwając ci nietknięty kieliszek.
- Pierwszy i ostotni raz. - powiedział, podnosząc jedną dłoń, a drugą kładąc w okolicach serca, choć wątpiłaś aby po tym, jaką cię zobaczył, nie miał ochoty na więcej. Chyba że chodziło o pierwszy i ostatni raz takiej pomocy w interesach, to już prędzej. -
Ochoczo sięgnęła po kielich, chcąc pozbyć się smaku knebla z ust.
— Mhm. — Mruknęła bez większego przekonania, starając się delikatnie strącić dłoń Blurga z jej piersi. -
Nie miał aż tak długich rąk, aby obmacywać cię przez długość stołu, która dzieliła was oboje, wasze fotele, więc zadowolił się tylko patrzeniem. Zapalił fajkę i wypuścił kilka razy kłąb dymu z ust.
- Dobres siem spisałaś. - powiedział krótko. - Ale to to nie je robota dla ciebie, ni? Mam co lepszego, co moje chłopy nie zrobią, a tylko ty byś mogła. -
— Co dokładnie masz na myśli? — Zmrużyła oczy.
Oparła podbródek na dłoni, drugą podsuwając do swoich ust kielich z winem. Upiła łyk, przypatrując się Blurgowi. -
- Moje chłopy to je dobre chłopy, ale no tacy debile. - odparł bez ogródek. - No i jak który gdzie pójdzie, to siem nijak zachowa, burde jeszcze zrobi czy inny chuj. A mnie potrzeba kogoś, kto… No… Załatwi to po cichu, bez szmeru, ni? A ty żeś kradziejka, to siem pewnie nadasz. Jak ni, to poślę tamtego Drówa, ale siem boje, że i on by zjebał. Chodzi no o somsiadów. My se tu żyjemy, ale w pobliżu je mały zamczek i troche wioch. Trza sprawdzić czy siem z nimi można dogadać, tak jak siem dogadywał w Gilgasz, czy trza im pokazać, gdzie ich miejsce. Jak siem tym zajmiesz, to mam co jeszcze innego do zrobienia, ale to już później.
-
— Czyli… — Zakołysała kielichem w dłoniach. — Mam załatwić, żeby nie wszczubiali nosa w nasze sprawy, a my nie będziemy im?
-
- Albo żeby se pomyślalli, że z nami siem lepiej dogadać, bo im co pomożem, innych piratów przegonim, łupy sprzedamy, niż siem z nami bić.
-
— Sam spokój to dosyć mała cena za takie… przysługi. — Odpowiedziała.
-
- Spokój nie spokój… Nie chcem, żeby mnie znowu wyjebali, ta? W Gilgasz se dobrze żyłem, tu se bende lepiej jeszcze żyć i nie chcem, żeby mnie kto pogonił, ta? No i jak siem wkurwio, chłopki i inne rycerze, to nie wim, czy se poradzim z nimi, przynajmniej nie teraz.
-
— Mhm… — Mruknęła, upijając kolejny łyk wina. — Kiedy mam tam iść?
-
- Im szybciej, tym lypiej, a chyba ni masz nic tera do roboty, hę?