Elfi Las
-
— To trochę tak jak to, że nikt nigdy nie widział małego gołębia.
-
Wypuścił powietrze nosem. -Ta, dziwne… -
-
— W Krainie wszystko jest dziwne. W końcu też dość męczy.
-
- Ale chyba nie aż tak, skoro wciąż tu jesteś.
-
Chyba zignorował tę wypowiedź. Skupił się na lawirowaniu między drzewami. Las był dość gęsty. Likho zrywał gałęzie i obserwował co się dzieje.
-
Chodził oczywiście za nim, pozwalając leśnemu duchowi prowadzić się między drzewami
-
W pewnym momencie usłyszał jakiś hałas.
-
- Co to? - powiedział cicho do leszego, szukając źródła hałasu.
-
— Cofnij się.
LJ widział prześwity. Las powoli się kończył. -
Wypatrując zagrożenia, cofnął się powoli.
-
Spostrzegł nagle, że na ziemi wokół Likho pojawił się krąg. Leszy kaszlnął i momentalnie przemienił się w formę, w jakiej LJ go poznał. Zaklął.
-
Nieco wystraszony, rozglądał się za tym co ich zaatakowało.
-
W końcu zobaczył jakąś postać, która wybiegła spomiędzy krzewów z mieczem. Likho odskoczył i zrobił ścianę z korzeni, którą po części osłonił siebie, po części LJa.
-
Cholera, zostali zaatakowani! Prawdopodobnie to Likho był celem, ale to nie znaczy że tak po prostu pozwoli swojemu przyjacielowi umrzeć. Rozejrzał się za jakimś kijem. Na otwartą walkę się nie nada, ale przy odrobinie szczęścia i zręczności może uda mu się zajść łowcę od tyłu.
-
Udało mu się znaleźć kij. Likho był całkiem zwinny.
-
Starał się odejść nieco na bok, w kierunku przeciwległym do tego w którym unik robił leszy. Jak będzie miał farta to chociaż przydusi tego łowcę
-
Łowca chyba nawet go nie zauważył.
-
W takim razie spróbował zakraść mu się za plecy, w nadziei że był zbyt skupiony na atakowaniu Likho, i spróbował zdzielić mu przez łeb.
-
//rzut na reakcję
-
//Lambert, Lambert…