Colder
- 
Likho pokręcił głową, uśmiechając się. Podał LJowi kluczyk, po czym poszedł gdzieś dalej w hol. 
- 
Wziął go, po czym spojrzał na numerek i ruszył w odpowiednim kierunku. 
- 
Dotarł tam bez problemu. Pokój był nieco ładniejszy od tego, w którym spali w Milanie. 
- 
Pewnie zasługa większego zainteresowania, skoro to jedyny hotel w zniszczonym mieście. Postanowił wziąć prysznic, dlatego udał się do łazienki, rozebrał się i wszedł do kabiny. 
- 
Woda była cieplutka i przyjemnie go rozgrzewała. Nie słyszał nic ciekawego, Likho najwyraźniej nie wracał. 
- 
No cóż, to że razem podróżują nie znaczy ze muszą być nierozłączni. Gdy wyszedł spod prysznica założył samą bieliznę i udał się do łóżka 
- 
Położył się, ale jakoś nieszczególnie chciało mu się spać. 
- 
Westchnął. Powiercił się chwilę w łóżku po czym wstał i z nudów wyjrzał przez okno. 
- 
Wypatrzył małą dziewczynkę, która usiłowała ulepić bałwana większego od siebie, jednak wzrost dość srogo jej to uniemożliwiał. 
- 
Obserwował jej zmagania przez krótką chwilę, po czym spojrzał na godzinę 
- 
Było koło siódmej wieczorem. 
- 
Wcześniej niż sądził. No nic, nie ma co tu spać o tak wczesnej porze, skoro nie zdążył się niczym dzisiaj zmęczyć. Ubrał się i wyszedł ze swojego pokoju. Postanowił pozwiedzać i może nawet wyłapać jakąś kartę. 
- 
Korytarze hotelu były dość opustoszałe, co jakiś czas tylko mijał się z pracownikami hotelu. W końcu dotarł do antresoli w holu. Spostrzegł, że w pobliskiej jadalni Likho siedział przy stoliku z jakąś elfką i grali razem w scrabble. Na kolanach leszego siedział chłopiec i chyba wspólnie się naradzali nad następnym słowem. 
- 
Poszedł po swój płaszcz po czym opuścił hotel i rozejrzał się po okolicy. 
- 
Otoczenie hotelu było zadbane. Po przeciwnej stronie rzeki widział zabudowę spalonego miasteczka, wyglądającą dość żałośnie. Rzeka miejscami była lekko zamarznięta, a na jej brzegach widział skupione w grupkach kaczki. 
- 
Postanowił się przejść po mieście, rozejrzeć się za czymś ciekawym, a może nawet znaleźć jakąś Kartę 
- 
Przeszedł mostem na drugą stronę. Spostrzegł, że miasto u podnóża gór pomału pięło się w górę. Zabudowa wyglądała mu na niemiecką. Wszystko czarne, przyprószone świeżym śniegiem jak warstwą lukru. Kilka domów było otwartych na oścież, podobnie jak karczma. 
- 
O, karczma. Miejsce w sam raz do odwiedzenia podczas nocnej wędrówki. Wszedł do środka. 
- 
Większość mebli była sczerniała. Na dlugiej ladzie stały pozostawione przez kogoś puste butelki, poza ostatnią, która była wpół pełna. Albo wpół pusta, jak kto woli. 
- 
Podszedł do niej i zbadał jej zawartość, obracając ją w dłoni i wąchając, jeśli nie była zapieczętowana. 
 

