Moskwa
-
- Szeregowy Potiomkin Taczankin, wystąp! - rozeszło się jeszcze raz, ale teraz głos politruka był bardziej natarczywy. Żołnierze wokół ciebie odsunęli się w tył, lewo czy prawo o krok lub dwa, abyś stał się bardziej widoczny, co było formą presji, abyś opuścił szereg.
-
A jednak. Jego dłonie zacisnęły się jeszcze bardziej. Wystąpił naprzód.
-
Dwóch politruków podeszło do ciebie, z czego jeden z nich niósł małe, drewniane pudełko.
- Szeregowy Potiomkin Taczankin. - powtórzył drugi oficer polityczny, patrząc ci w oczy, czy też przyłbicę hełmu. - Będąc pod wrażeniem waszych bohaterskich czynów, dowództwo Armii Czerwonej dla okręgu Moskwa zgodnie podjęło decyzję o awansowaniu was ze stopnia czerwonoarmisty, pomijając kolejność awansu, na sierżanta, a waszego równie dzielnego i oddanego naszej sprawie towarzysza na stopień kaprala oraz przydzielenie was do drużyny starszyny Araszko. Gratuluję, towarzyszu sierżancie.
Po tym obaj politrucy zasalutowali ci, a ten drugi wręczył ci pudełko. Kątem oka zauważyłeś, że do nowo mianowanego kaprala również podszedł jeden z oficerów politycznych z podobnym pudełkiem. -
// Jeszcze nie mam czasu na odpis, ale nie byłbym sobą, gdybym nie napisał tego:
SIERGIEJ
PLAG
ARASZKO
Czekałem na powrót tego międzyPBFowego skurwysyna. -
— Dziękuję. — Powiedział głucho, w odpowiedzi także salutując oficerom.
W swojej wojskowej przeszłości awansował już nie raz i nie dwa, choć nigdy tak szybko - trzy stopnie na raz. Nie było to dla niego nic nowego, ale… Chwyciła go nostalgia. Tak jakby zwykła ceremonia nadania stopnia mogła być tą namiastką utraconego świata sprzed apokalipsy.
Otworzył pudełko. -
Otrzymałeś tam typowe dla podoficera twojej rangi pagony, choć wykonane z metalu, abyś bez trudu mógł przyspawać je do swojej zbroi, bo najwidoczniej nikt nie zmuszał cię do zdjęcia jej i noszenia normalnych ubrań, tak jak inni żołnierze. Możesz załatwić to nawet u pierwszego z brzegu rusznikarza, kowala czy mechanika.
Po twoich słowach tamci zasalutowali raz jeszcze i odeszli, a stojący wokół również oddali ci honory i zaczęli bić brawo.
- Transport będzie czekać jutro o ósmej rano. - zagadnął cię jeden z politruków, gdy pozostali się rozchodzili. - Dziś pijecie na koszt Stawki, towarzyszu sierżancie. - dodał na odchodne, kierując się do swojej mesy, gdzie większość żołnierzy kierowała się do waszej kantyny lub swoich baraków.
//Otóż nie ten Araszko, nie tym razem, ale finalnie z nim też się spotkasz.// -
// Mam nadzieję, że w formie finalnego bossa. //
— Tak jest, towarzyszu oficerze. — Odpowiedział mu gromko zza przyłbicy.
Rozejrzał się za swoim kompanem, świeżo mianowanym kapralem. W ciągu tych wszystkich zdarzeń ani razu nie zapytał go o imię, a to warto byłoby poznać. -
//To jedna z możliwości.//
Na fali radosnego uniesienia, udał się wraz z resztą do kantyny, bo i jemu pewnie przekazano radosną nowinę, jakoby dzisiaj nie musiał płacić swoim miernym i nieregularnie wydawanym żołdem za alkohol, a sukces trzeba przecież opić. -
Ha, teraz Potomkin wyjątkowo był w takim nastroju, że sam mógł wypić choćby i cysternę! Pomaszerował za resztą, skrzętnie odganiając w tył głowy “inne” myśli, które nagle o sobie przypomniały.
-
Pomimo, że nie spóźniłeś się jakoś szczególnie, to w kantynie zabawa trwała już w najlepsze, ze starego radia leciały co prawda rutynowe komunikaty i wieści z licznych frontów, na których Czerwoni toczą swoje boje, ale te były zagłuszane przez śpiewane przez żołnierzy piosenki i muzykę, czasem graną na instrumentach na żywo, czasem lecącą z głośników. Poza różnymi pieśniami typowo wojskowymi, leciały te też ludowe, niektórzy żołnierze tańczyli, inni podzieli się na grupki i rozmawiali lub palili, zaś barman zajmował się wnoszeniem na ustawione razem stoły kolejnych porcji kiszonych ogórków, konserw, chleba, kiełbasy i rzecz jasna wódki.
-
Bawią się, bawią się w najlepsze! Ale dobrze, czasem trzeba mieć trochę szczęścia, łykać je kiedy tylko się da. Potomkin odszukał wzrokiem swego kompana, czuł się zobowiązany by właśnie z nim obalić zwycięski kieliszek.
-
On zaś otoczony był przez innych żołnierzy, przepijających z nim sukces, klepiących po plecach i gratulujących awansu. Choć zapewne byli jego przyjaciółmi lub znajomymi, z szacunkiem odsunęli się na tyle, żebyś mógł przejść. Jeden wręczył ci nawet kieliszek z trunkiem.
- Za zwycięstwo, towarzyszu zakuty łbie! - wzniósł toast twój kompan, już widocznie lekko dziabnięty, skoro odezwał się w taki sposób. -
— Za zwycięstwo! — Odparł gromko, unosząc delikatnie przyłbicę i jednym haustem opróżniając kieliszek. — Dowiem się w końcu twojego imienia, towarzyszu? Głupio było pytać odrzucając granaty, haha!
-
- Konstanty. - odparł i po chwili dodał dumniej: - Kapral Konstanty Iwanowicz Głuchowski. Ale towarzysz sierżant niech mówi po tym wszystkim Kostia, jeśli chce.
-
— A więc towarzysz Kostia. — Potomkin chwycił butelkę w silną dłoń i rozlał wódkę do obu kieliszków, a także tych w okolicy, po czym uniósł swój. — Twoje zdrowie!
-
- I twoje! - odparł tamten, gdy przepiliście poprzedni toast. Pamiętałeś jeszcze godzinę imprezy, spędzonej na jedzeniu, śpiewaniu i piciu. A także konkurs picia wódki, który cię pogrążył, chociaż wygrałeś. Nie wylądowałeś jednak na podium, ale pod stołem, gdzie spędziłeś resztę przyjęcia i obudziłeś się solidnie sponiewierane, z zarzyganą przyłbicą hełmu. Ale poza tym czułeś się jak młody bóg.
-
— Kurwa, no! — Podniósł się gwałtownie, ale zamiast wyprostować się, podniósł wraz z sobą cały stół, o ile nie wybił w nim dziury hełmem. Odetchnął kilkakrotnie, choć przy tych doznaniach zapachowych była to istna męczarnia. Wygramolił się spod blatu i marszem godnym komandosa sił specjalnych ruszył na poszukiwania kibla, w którym mógłby umyć mordę i hełm.
-
Bar miał własne łazienki z bieżącą wodą, choć wedle żołnierskich legend pochodziła ona z tego, czym najpierw umyją się politrucy i oficerowie, ale ciężko powiedzieć ile w tym prawdy, a raczej niewiele. Jednak niezależnie z jakiego źródła pochodziłaby ta woda, pozwoliła ona doprowadzić ci twój hełm, pancerz i ciebie samego do jakiegoś porządku, przynajmniej na tyle, żebyś nie dostał zjebów na odprawie za wyglądanie jak zdobywca Berlina dzień po zwycięstwie.
-
No, teraz przynajmniej nie capił wódą i rzygami na kilometr. Wstyd mu było takiego braku rozumu, by obudzić się w stanie gorszym niż martwy Nieumarły. Ale co teraz poradzić… Nagle Potomkin szerzej otworzył oczy. Ożesz ty w cholerę, która godzina?! Błyskawicznie podwinął rękaw, by spojrzeć na zegarek.
-
Z tego, co mówił politruk, transport ma czekać na was o ósmej rano. Natomiast zegarek wskazywał dziesięć minut po ósmej, więc byłeś spóźniony i mogłeś tylko modlić się, żeby nie wyciągnięto za to konsekwencji. Chociaż byłbyś dzięki temu sławny w całej Armii Czerwonej, jako ktoś, kto jednego dnia dostaje awans, a następnego degradację.