Moskwa
-
Bar miał własne łazienki z bieżącą wodą, choć wedle żołnierskich legend pochodziła ona z tego, czym najpierw umyją się politrucy i oficerowie, ale ciężko powiedzieć ile w tym prawdy, a raczej niewiele. Jednak niezależnie z jakiego źródła pochodziłaby ta woda, pozwoliła ona doprowadzić ci twój hełm, pancerz i ciebie samego do jakiegoś porządku, przynajmniej na tyle, żebyś nie dostał zjebów na odprawie za wyglądanie jak zdobywca Berlina dzień po zwycięstwie.
-
No, teraz przynajmniej nie capił wódą i rzygami na kilometr. Wstyd mu było takiego braku rozumu, by obudzić się w stanie gorszym niż martwy Nieumarły. Ale co teraz poradzić… Nagle Potomkin szerzej otworzył oczy. Ożesz ty w cholerę, która godzina?! Błyskawicznie podwinął rękaw, by spojrzeć na zegarek.
-
Z tego, co mówił politruk, transport ma czekać na was o ósmej rano. Natomiast zegarek wskazywał dziesięć minut po ósmej, więc byłeś spóźniony i mogłeś tylko modlić się, żeby nie wyciągnięto za to konsekwencji. Chociaż byłbyś dzięki temu sławny w całej Armii Czerwonej, jako ktoś, kto jednego dnia dostaje awans, a następnego degradację.
-
— Kur. — Odrzekł głucho.
Jeżeli nie zdobędzie sławy, jako najszybsza degradacja w Armii Czerwonej, to na pewno jako człowiek, który najszybciej pokonał odległość z kibla na plac. Chwycił swoją broń i z poddźwiękową prędkością przeleciał przez sale i korytarze prowadzę na plac, nie bacząc na jakiekolwiek przeszkody po drodze. -
Podeptałeś kilku dogorywających po alkoholowym boju żołnierzy, ale czego nie robi się ku chwale Armii Czerwonej? Gdy dotarłeś na plac, przekonałaś się, że ktoś się rzeczywiście spóźnił, ale nie byłeś to na szczęście ty, bowiem zauważyłeś swojego towarzysza, ledwo żywego, opartego o ścianę baraków i kopcącego papierosa. Czyli to transport jeszcze nie przyjechał. Albo obaj się spóźniliście.
-
— Kostia! — Powitał go od wejścia, maszerując na niego. — Odjechali już czy kiego?
-
- Nie przyjechali. - odparł smętnie. Nie wiedziałeś czy to przez kaca, czy zawiedzenie, że upragniony transport się nie pojawił. - Chcesz? - dodał, wyciągając z kieszeni kilka papierosów i pudełko zapałek.
-
— Dzięki, ale nie chcę. — Odmruknął. — Jak to nie przyjechali?
-
Zbył to wzruszeniem ramion, chowając wszystko z powrotem do kieszeni.
- No tak o. Nie przyjechali. Po prostu. -
— Jakieś opóźnienie mają? — Ściągnął karabin z pleców i postawił na podłożu, opierając dłonie na lufie. — Czy co?
-
Parsknął śmiechem pod nosem.
- Wszystko się w kraju wali, a ten narzeka, że mu się taryfa spóźnia. -
— Słuchaj. — Przejechał dłonią po przyłbicy. — Jeżeli dowódca twój nie spieszy się z tym, żeby wysłać Cię do jakiegoś pierdolnika, to wiedz! — Uniósł dłoń, nabożnie wskazując niebo. — Wiedz, że coś się dzieje!
-
Żołnierz znów się zaśmiał, teraz nieco głośniej.
- Słyszałeś coś o tym gościu, pod którym mamy służyć? Bo ja kompletnie nic. -
Sięgnął w odmęty swojej pamięci. Kojarzył tego gościa? Nie, chyba nie…
— Nie. Też nic. — Odpowiedział. -
- Pierdolona, czerwona enigma. - mruknął pod nosem, ale nim dodał coś więcej, zauważyliście wjeżdżającą na plac koszar ciężarówkę. Na jej pace siedziało dwóch uzbrojonych w Kałasznikowy żołnierzy, z czego jeden przywołał was ręką, gdy kierowca zaczął zawracać, ustawiając się przodem do wyjścia.
-
— Oho, chyba nasz wesoły transport podjechał. Choć trochę mało nas. — Chrząknął, kiwając głową na Konstantego Iwanowicza . — Zbieramy się.
Przewiesił karabin przez ramię, poprawił mundur i podszedł do ciężarówki. -
Nim dobrze usadowiliście się na pace pojazdu, ten już ruszył, widocznie nie chcąc tracić czasu.
- Witamy dywizję pancerną. - rzucił ci jeden z żołnierzy po krótkiej chwili przypatrywania się wam, stukając palcem w napierśnik. - Fajne. Sam zrobiłeś? -
— To? — Sam wskazał palcem napierśnik. — Nie. To jeszcze z Afganistanu. Ja tylko łatałem dziury po drodze.
-
- Aż dziwne, że żaden ważniak nie podjebał ci tego pomysłu, jeden oddział zakutych w taką puszkę żołnierzy oczyściłby przynajmniej kilka dzielnic bez strat.
-
— Nie przeceniaj pancerza. — Potomkin zmrużył oczy. — Ludzie w “puszcze” lubią wierzyć, że są niezniszczalni. Nie są. Blacha jest bardziej krucha, niż może Ci się wydawać. Szczególnie wtedy, gdy liczysz na nią.