Chiron
-
Nic do nich nie strzeliło przy lądowaniu, więc przynajmniej to poszło dobrze. Port wyglądał w miarę normalnie, choć był praktycznie pusty poza paroma bardzo małymi statkami i… jakimiś zwierzętami? Ciężko było sprecyzować przez okno statku i z takiej odległości.
-
Tak więc postarał się posadzić statek bez kolizji z tymi stworzeniami, licząc na to, że same odejdą, gdy tylko zbliży się bardziej do lądowiska.
-
Stworzenia nie pakowały się pod statek, a parkowanie z taką dużą przestrzenią do dyspozycji było banalnie łatwe.
“Zabieramy broń?” Zapytał Młody podczas gdy Thraug już wlókł się w stronę wyjścia. “Kazałeś zachować czujność, ale nie wiem czy będziemy bardziej czy mniej bezpieczni uzbrojeni.”
-
- Bycie nieuzbrojonym przynosi wiele szkód, na przykład pogardę. - odrzekł w odpowiedzi. - A tak przynajmniej mówił jakiś filozof z dawnych lat. Chyba. Tak czy siak, miał rację i zawsze lepiej mieć spluwy, niż ich nie mieć.
Mówią to, poszedł do kajuty i ubrał swój wyjściowy strój i kapelusz oraz schował pistolety do kabur, nie zapomniał też o ukryciu mniejszego pistolecika. Później tylko aktywował Blaszaki, aby mieć pewność, że nikt nie będzie im się pałętać po statku i skierował się na zewnątrz. -
Jego dwaj organiczni towarzysze zeszli z rampy zaraz za nim, podczas gdy Szperacz dryfował między nimi. Zavir był pierwszy na podłodze lądowiska, więc do niego podeszły zwierzęta które… chyba nie były do końca zwierzętami.
Stworzenia przed nim miały po cztery nogi i wielkie tułowia, wszystko pokryte szarą łuską, jak jakieś jaszczurki o proporcjach konia. Z tym że stąd gdzie jaszczurka czy koń miałaby szyję wyrastały ludzkie tułowie, z różnorakimi odcieniami skóry, zwyczajnymi rękami i mocno owłosionymi, ale ludzkimi głowami. Wyglądało to tak jakby ktoś wziął grupę brodaczy, stado mitycznych smoków i skrzyżował ich w jakiś pokręconym eksperymencie genetycznym.
“Oficjalnie witamy was na Chironie, przybysze,” Jeden z nich wyszedł przed szereg, kiwając głową. “Widzę iż wasze formy są żywe, lecz nieco odstające od perfekcji. Niemniej możecie się czuć bezpiecznie w tym świętym miejscu.”
-
- Jasneee… - odparł, starając się ukryć zdziwienie. Myślisz, że wiesz wszystko o tym układzie, a on i tak zawsze cię zaskoczy. - Czy są tu jakieś specjalne, specyficzne zakazy, nakazy czy inne reguły, które powinniśmy mieć na uwadze jako przybysze z zewnątrz?
-
“Nie jesteśmy barbarzyńcami którzy rozerwą was na strzępy z powodu arbitralnych zasad i reguł ludzie tak lubią kreować,” Odparł brodacz. “Nie krzywdźcie jedynie żadnej istoty w naszej koloni i nie wynoście nic z niej bez pytania. Macie jednak nakaz przedstawienia się w formie mniej suchej niż można to zrobić przez fale. Moje imię to Erat, a wasze?”
“Bez obrazy, ale nikt jeszcze nie zmusił mnie do przedstawienia się mieniem,” Powiedział Młody z miejsca. “Nazywajcie mnie jak chcecie.”
-
- To sierota, przygarnąłem go. Nie ma imienia albo ma, ale go nie zna. - wyjaśnił gospodarzom. - Ten niski gbur to Thraug, a ja jestem Zavir. To wystarczy?
-
“Same imiona niewiele mówią o człowieku, lecz na razie to wystarczy,” Gospodarz odpowiedział. “Jeśli chcecie zwiedzić resztę tego miejsca nie będziemy was zatrzymywać, lecz odpowiemy na pytania jeśli jakieś jeszcze macie.”
-
- Czy są tu miejsca szczególnie warte odwiedzenia?
-
“Świątynia fuzji jest najbardziej oczywistą sugestią ze wzgląd na jej walory duchowe. Jeśli macie mniej szlachetne zamiary możecie odwiedzić… targ jest najbliższym terminem jaki zrozumiecie, ale lepiej zabrać fizyczne przedmioty zamiast kredytów jeśli chcecie prowadzić handel.”
-
Skinął głową.
- W takim razie dziękujemy za pomoc i gościnność.
Na tym skończył swoją rozmowę z lokalsami i poszedł na czele grupy do miasta. -
Szło się dość dziwnie przez to całe opuszczone lądowisko, a potem do tuneli bez widocznych strażników. Sama architektura była jak najbardziej normalna - może z nieco szerszymi przestrzeniami niż większość miejsc które Zavir odwiedził - ale jej zagospodarowanie budziło nieprzyjemne odczucia.
“To ten,” Thraug przerwał w pewnym momencie ciszę. “Myślicie że jest tutaj jak się pobawić? Ich formy to jedna rzecz, dziwniejsze się widziało, ale wyglądają mi na niezłych nudziarzy.”
-
- Są niecodzienni. - przyznał. - Ale chyba każda kultura potrzebuje rozrywki, nie? Nie mamy co liczyć na wiele i raczej nie powinniśmy tu długo zabawić, więc sugeruję jednego czy dwa głębsze i na statek.
-
“Obyś miał racje,” Odburknął Thraug. “To jak, rozdzielamy się szukając tego ich baru?”
“Lepiej nie,” Od razu odpowiedział Młody. “Znaczy nie żebym nie chciał się napić… po prostu lepiej się nie rozdzielać w takich miejscach, prawda Zavir?”
-
- Przypomnę, że mamy misję do wykonania, nie chcę stracić wypłaty tylko dlatego, że będzie trzeba szukać jednego z was, bo skończył pobity albo zachlany w rynsztoku. - odparł, bo choć nie chciał przyznać tego przed resztą załogi, również miał ciarki i nie uśmiechała mu się wizja rozdzielenia w tym miejscu.
-
Wspólnie więc wyszli z korytarza i na otwartą przestrzeń, w tym znaczeniu że kamienny sufit był parędziesiąt metrów nad nimi i pomalowany na błękitny kolor, aby przypominał niebo dawno utraconej Ziemi. Przy ścianach były porozstawiane różne stoiska, zarówno prowadzone jak i uczęszczane przez centaury, z braku lepszego słowa na te formy, a po przeciwnej stronie hali był jakiś budynek przypominający kaplicę.
-
Rozglądając się za czymś, co może spełniać funkcję baru, przyjrzał się również towarom, które oferowali miejscowi.
-
Towary były… mało imponujące. Żadnej broni, żadnego alkoholu, tylko przedmioty codziennego użytku i jakieś ozdoby które może sprzedałyby się poza tym miejscem, może nie. Niemniej było stoisko przy którym parę centaurów piło coś z kubków, co chyba było najbliższym odpowiednikiem baru.
-
Wskazał na nie swoim kompanom ruchem głowy i sam również się doń skierował.
- Można wiedzieć, co to? - zagadnął miejscowych, wskazując na ich kubki.