Wenus
-
Lekko wzruszył ramionami.
- Warto być przygotowanym i na takie okoliczności.
Nie mając więcej pytań, pozwolił prowadzić się dalej, w oczekiwaniu na pierwszą z atrakcji, jakieś miejsce do rozmowy z innymi gośćmi lub cokolwiek innego, co pociągnie całe przyjęcie do przodu. -
Ich pochód doszedł po jakimś czasie do Wielkiej Sali, która zasługiwała definitywnie na swoje imię. Przypominała bardziej mały stadion, pokryty kopułą która symulowała nocne niebo, chyba nawet ze wszystkimi gwiazdami i planetami w odpowiednich miejscach. Na środku był ustawiony okrągły, marmurowy stół z dziesiątkami miejsc, z których jednak tylko część była zajęta. Wielu gości już było obecnych, ale raczej siedzieli czy też stali przy porozstawianych przy ścianach fontannach, pogrążeni we własnych konwersacjach. Kilkoro zwróciło uwagę na Alexandra kiedy wszedł, ale nie z taką ekscytacją czy uniżeniem jak ci przy lądowisku. Wszyscy tutaj dorównywali lub przewyższali go prestiżem, a przynajmniej wiedzieli na tyle o zasadach gry żeby sprawiać takie wrażenie.
“Tutaj najwyraźniej się rozstaniemy,” Powiedziała złotowłosa. “Zgodnie z zasadami każdy z zaproszonych może wprowadzić jedynie dwóch innych ludzi na teren sali. Dlatego też będziecie zmuszeni zostawić swoich żołnierzy. Mogą spełnić swój obowiązek strzegąc wrót razem z naszymi siłami, lecz na terenie sali bezpieczeństwo gwarantowane jest przez gospodarzy.”
Bragg skrzywił się słysząc te słowa, ale nic nie powiedział. Patrzył się tylko na Alexandra, czekając na polecenia.
-
Również się skrzywił, co jednak zakryła jego maska.
- Oczywiście. Kapitanie, będzie mi pan towarzyszyć. Proszę odesłać swoich ludzi na lądowisko, niech przejdą pod dowodzenie poruczników. I niech przekażą Augosowi, że ma tu do mnie dołączyć, gdy skończy.
Mając formalności za sobą, skorzystał z uprawnień w swojej masce, aby przefiltrować obraz i znaleźć na sali tych, których znał lub przynajmniej mógłby z nimi porozmawiać. Po tym zdjął ją, przypiął do pasa i pożegnał się ze służącą. -
Znał paru gości, choć raczej z widzenia i może konwersacji czy dwóch. Obecna była słynna artystka Elena Saphis, były rycerz księżycowy Gabriel Santo, a także Matrona Zantis, gospodarz całego przyjęcia. Tej ostatniej maska Alexandra nie rozpoznawała, ale nikt inny nie mógł siedzieć na przypominającym tron siedzeniu po drugiej stronie pomieszczenia.
Bragg naturalnie przekazał rozkazy reszcie obstawy. Służąca dygnęła tylko i oddaliła się wgłąb korytarza, prawdopodobnie aby przyjąć kolejnego przybysza.
-
Jako hojny mecenas sztuki uznał, że to właśnie Saphis będzie dobrą osobą, z którą zacznie rozmowę, więc to do niej skierował swoje kroki.
-
Artystka wyglądała nadzwyczaj dobrze, jak zresztą każdy na przyjęciu, ale w nieco niekonwencjonalny sposób. Nie nosiła żadnych ozdób w postaci kolczyków, bransolet czy naszyjnika, ale jej makijaż był bardzo intensywny, w tym samym kolorze jasnej zieleni jak jej suknia złożona z dziesiątek płacht materiału które jakimś cudem trzymały się razem.
“Ah, a już się obawiałam że Lord Daviron nie zaszczyci nas obecnością,” Elena oderwała się od małej grupki innych gości, którzy zresztą też zwrócili się w stronę Alexandra, wzrokiem oceniając jego ubiór a może i jego samego. “Nie wiem czy wytrwałabym inaczej. Nie mów nikomu, ale nie imponuje mi wystrój tego miejsca. Dużo złota, mało zieleni, a skoro już wydali małą fortunę na sklepienie mogli zaprojektować własne niebo. Może jaśniejsze z białymi chmurami, takimi jak kiedyś latały nad Ziemią?”
-
- Namyśl się nad tym projektem i skontaktuj się ze mną po przyjęciu, brzmi jak coś, co chciałbym mieć w ramach wystroju mojego pałacu. - odparł. - Chociaż nie przepadam za przepychem i widocznym wszędzie bogactwem, jest to coś, na co mógłbym wyłożyć część fortuny.
//Kapitan najemników łazi cały czas za mną lub gdzieś w pobliżu czy poszedł w samopas?// -
//Zostaje w zasięgu wzroku i słuchu//
“Od razu prezentujemy hojność, widzę?” Elena uśmiechnęła się szeroko. “Ale nie narzekam. Wszyscy tutaj chcą pokazać swoje piękno, bogactwo czy w moim przypadku kunszt. Jeśli przyszedłeś tu aby pokazać cnotę, jesteś mniej próżny ode mnie. A może przybyłeś z jakiegoś innego powodu, lordzie Zaviron?”
-
- Przybyłem, bo i mnie potrafi znudzić moja praca. - odparł półżartem, a pół serio, po czym dodał: - Chociaż możliwość spotkania najważniejszych osób na planecie również mogła mieć na to wpływ. Zresztą, mam wrażenie, że ten bal to coś, czego nie wypadało przegapić, zwłaszcza, że czas gna do przodu nieubłaganie i kto wie, jak wiele podobnych się jeszcze odbędzie?
Ostatnie zdanie pozornie miało dotyczyć galopującej w wyższych kręgach Wenus modzie, ale Alexander, wypowiadając te słowa, w równym stopniu miał na myśli nowe porządki, jakie zaprowadzi Czarna Dłoń, Mrok i on sam. -
“Mogę się pod tym podpisać. Doceniajmy kicz póki możemy,” Elena obróciła się w stronę wejścia. “O, państwo Harlingowie w końcu przybyli. Domyślam się, że niedługo zwołają nas na obiad. Jeśli masz coś istotnego do zrobienia to zrób to szybko, bo nigdy nie wiadomo czy nie zostaniesz otruty za kilka minut. Może chcesz wyznać miłość jakiejś panience czy panu, albo porzucić grzeszny żywot i wstąpić do klasztoru? Tak czy owak nie oceniam.”
-
- Mam w tym życiu za wiele do zrobienia, żeby dać się otruć. A teraz przepraszam, mam nadzieję, że znajdziemy okazję do rozmowy o sztuce w mojej posiadłości, gdy omówimy szczegóły zamówienia, jakie dla ciebie mam.
Skinął jej głową i odszedł, rzeczywiście wykorzystując okazję, aby przywitać się i uścisnąć dłoń z tymi, których znał, ewentualnie skinąć głową, gdyby trafił na kogoś, z kim nie był w dobrej komitywie.
//Nie oczekuję teraz rozmowy z każdym z nich, po prostu chciałem pokazać trochę moją postać na salonach, jeśli żaden NPC nie będzie chciał z nim gadać to możemy przewinąć do tego posiłku.// -
Zgodnie ze słowami artystki, nie było wiele czasu na rozmowy. Alexander zdążył zamienić tylko parę słów zanim Matrona wstała ze swojego tronu.
“Dziękuję wam wszystkim za przybycie w skromne progi rodu Zantis.” Jej głos był łatwo słyszalny z parudziesięciu metrów, po mimo braku jakiegokolwiek mikrofonu. To się dało załatwić odpowiednimi implantami, ale fakt że głos nie był ani za cichy ani za głośny w żadnym punkcie pomieszczenia był lekko zastanawiający. “Wdzięczność pragnę wpierw okazać bankietem jaki przygotowaliśmy. Zajmijcie proszę swoje miejsca. Są podpisane i zaprogramowane aby razić prądem każdego o materiale genetycznym innym od przypisanej osoby, więc dla własnego dobra proszę się nie podsiadać.”
-
Nie mając ochoty na nadprogramowe rażenie prądem, zaczął szukać swojego miejsca i to właśnie je zajął, rzucając przy okazji okiem, kto będzie siedzieć obok i naprzeciw.
-
Po jego lewej usiadł rozpoznany wcześniej stary Gabriel, po prawej nowo przybyły Lord Harling w swoim nieskazitelnym, acz bardzo standardowym garniturze. Alexander zauważył że miejsca były podzielone na ćwiartki, po jednej dla męskich i żeńskich zaproszonych plus dwie dla eskort i ochroniarzy. Znaczyło to że Bragg musiał usiąść w pewnym dystansie od swojego pracodawcy, nie mówiąc już o Saphis po drugiej stronie stołu.
-
Zaakceptował ten stan rzeczy, uznając, że nic mu tu nie grozi, a jeśli, to raczej obroni się na tyle długo, aby ochrona mogła interweniować. Tak czy siak, przywitał się z siedzącymi obok i czekał, bo zapewne gospodyni będzie miała coś do powiedzenia, nim podadzą jedzenie.
-
“Zanim zaczniecie się delektować, wiedzcie czemu zawdzięczamy naszą ucztę,” Faktycznie, matrona zaczęła mówić gdy tace z jedzeniem… a raczej z jakimiś napojami były dopiero wnoszone przez specjalnie zaprojektowane do tego drony. “Nie świętujemy jakieś arbitralnej daty, gdyż jak ci z naszego miasta wiedząc, tutaj jest to zbyteczny koncept. Knossos porusza się lekko na zachód, przez co dzień trwa tu wiecznie, tak samo jak chwała całej naszej planety. Dzień na Ziemi trwał zaledwie dwa tuziny godzin, na Marsie trwa nie wiele więcej. Ich cywilizacje od zawsze przemijały, ustępowały silniejszym barbarzyńcom lub mrocznym siłom. Lecz tu na Wenus można cieszyć się blaskiem Słońca nieustannie, po wszech czasy. Dzięki poświęceniu takich jak my, miliony mogą cieszyć się bezpieczeństwem, stabilnością i opieką bardziej od siebie oświeconych. Za to chciałabym wznieść toast.”
Perfekcyjnie skoordynowane drony położyły kilkadziesiąt tac z kieliszkami w kilku punktach stołu, tak że praktycznie każdy z jego bardziej prestiżowej połowy mógł sięgnąć po jakiś. Alexander nie rozpoznawał płynu którym ów kielichy były napełnione, ale czarny kolor sugerował jakieś ciemne, być może podrasowane genetycznie wino.
-
Wiedząc, że jego organizm zdoła w miarę potrzeb wykryć ewentualną truciznę i ją usunąć lub chociaż opóźnić jej działanie, uniósł kielich do ust, ale dopiero wtedy, gdy zrobili to pozostali. I nie napił się od razu, najpierw przytrzymał go w okolicach ust, a dopiero potem upił drobny łyk. Ale wystarczyłaby jakakolwiek reakcja otoczenia na ten napój, a od razu odstawiłby go na miejsce.
-
Napój nie był raczej zatruty, choć ciężko było powiedzieć czy był zdrowy. Trochę smakował jak zwykłe wino, ale z nieco metalicznym posmakiem. W każdym razie nikt z pijących go gości nie padł martwy.
“Możecie wypić naszą specjalność teraz, albo podczas posiłku. A skoro o tym mowa…” Matrona pstryknęła palcami, jakby przywołując więcej służących. Faktycznie, w tym samym momencie drzwi do sali się otworzyły… i przebiegł przez nie Augus Trey, wciąż w swoim wytwornym stroju, ale znacznie mniej opanowany niż Alexander kiedykolwiek go widział. Ciężko było z tej odległości rozszyfrować jego wyraz twarzy, ale można było zgadnąć, że była to panika.
“Zostaliśmy zaatakowani!” Krzyknął na tyle głośno, żeby usłyszano go na całej sali. “Strzelają do ochroniarzy, przedzierają się przez gości i kierują się w tą stronę! Chowajcie się jeśli macie gdzie!”
-
- Bragg, do mnie. - rzucił krótko na wewnętrznym kanale komunikacyjnym w swojej masce, którą to od razu założył, aby usłyszał go tylko dowódca ochroniarzy. Sam przywołał do siebie swojego doradcę gestem i spróbował skontaktować się z ludźmi, których pozostawił na zewnątrz, licząc na to, że jeszcze żyją i zdołają wezwać pomoc z zewnątrz. Albo że chociaż opiszą atakujących, nim zginą. Zaczął też, przy pomocy swojej maski, analizować potencjalne drogi ucieczki.
-
Złe wiadomości były takie, że maska nie pokazywał dróg wyjścia poza wejściem frontowym, a Augus został natychmiast osaczony przez gości domagających się więcej informacji, tak że nie mógł podejść do swojego pracodawcy nawet jeśli spostrzegł gest. Dobre była takie, że Bragg profesjonalnie opuścił siedzenie i umiejscowił się między Alexandrem a wejściem, tak żeby w razie czego przyjąć na siebie strzał, a jeden z ochroniarzy na zewnątrz odpowiedział na połączenie.
“Uh, witaj panie,” Alexander nie rozpoznawał głosu, ale raczej dlatego że nie miał czasu na poznawanie każdego z licznej obstawy. “W czym problem? Doszły pana słuchy o… sytuacji?”