Nowe Gilgasz
-
W milczeniu udał się na zewnątrz oberży, aby spotkać się ze wskazanym przez karczmarza Krasnoludem.
-
Ten stał oparty o ścianę karczmy i gdy tylko wyszedłeś, bez słowa ruszył się z miejsca, kierując się w stronę obrzeży miasta.
-
Ruszył więc za Krasnoludem, opierając jedną z dłoni o rękojeść miecza na wypadek, gdyby członkowie Kartelu, których ma wyeliminować, zdecydowali się na zasadzkę.
-
Najpewniej nie wiedzieli nawet, że ktoś ich odkrył i chce ich wyeliminować, więc dotarłeś na miejsce bez trudu. Trafiliście do jakiejś oberży, ciężko powiedzieć, jaką nazwę nosi, bo jej szyld, który i tak zwisał krzywo, był już tak zniszczony, że nie udało ci się odczytać z niego nawet jednej litery. Szybkie oględziny budynku pozwoliły ci ustalić, że poza głównym wejściem jest też tylne wyjście, co nieco komplikuje sytuację. Tyłów nikt nie pilnował, ale drzwi były pewnie zamknięte od wewnątrz, głównego wejścia zaś strzegł jeden człowiek, nie byłeś pewien, czy członek Kartelu, czy zwykły najemnik albo wykidajło, ale nie powinno robić ci to większej różnicy.
-
Wejście z tyłu byłoby bardziej sensowną opcją, choć najprawdopodobniej te jest zamknięte, a wyważenie ich za pomocą Magii Lodu sprawiłoby za dużo hałasu, a przez to członkowie Kartelu wiedzieliby, że coś jest nie tak, i mogliby uciec. Pozostaje więc opcja wejścia przez wejście główne. Rozejrzał się wokół siebie, czy oprócz niego i strażnika nie ma nikogo w pobliżu, a jeśli tak było, to zaczął wytwarzać pocisk za pomocą Magii Lodu, a następnie wystrzelił go w strażnika, celując w głowę.
-
Problemem były drugie drzwi, którymi członkowie Kartelu mogli uciec, mogłeś więc i o to zadbać, choćby zamrażając je, nim zacząłeś walkę. Ale zacząłeś ją z przytupem, korzystając z tego, że chwilowo w okolicy nikogo nie było. Lodowy sopel trafił dokładnie w cel, może nawet lepiej, niż myślałeś, bo nie tylko trafił mężczyznę w głowę, nim ten w ogóle zareagował, zabijając go na miejscu, ale i przebił ją na wylot, przyszpilając ciało do ściany. Towarzyszący ci Krasnolud, który dotąd nie odezwał się ani jednym zdaniem, gwizdnął z podziwem.
-
Na gwizd Krasnoluda zareagował lekkim uśmiechem, ukrytym pod swoją maską. Wyciągnął swój miecz jednoręczny, a także stworzył sobie lodową tarczę, aby móc czymś blokować pociski na wypadek, gdyby ktokolwiek w tym budynku miał broń dystansową. Po wytworzeniu tarczy, ruszył do środka budynku, gotowy do walki z członkami Kartelu.
-
Najwidoczniej twoja sztuczka zwróciła uwagę osób zgromadzonych w środku, bo wchodząc do niewielkiego korytarza, zauważyłeś dwóch kolejnych ludzi, zapinających w pośpiechu pasy z bronią, którzy kierowali się do wyjścia. Na twój widok zareagowali tak przytomnie, jak tylko się dało, mianowicie zatrzaskując przed tobą drzwi i uciekając.
-
Spróbował otworzyć drzwi poprzez mocne kopnięcie w nie, a jeśli to się nie udało, to spróbował wyważyć drzwi za pomocą Magii Lodu. Liczył na to, że członkowie Kartelu nie uciekną, a zamiast tego będą przygotowywać się do obrony przed intruzem, jakim był właśnie Nord.
-
Musiałeś wyważyć drzwi przy pomocy Magii, ale poszło to dość sprawnie. Gorzej, że po ich przekroczeniu miałeś przed sobą rozwidlającą się drogę i nie miałeś pojęcia, którędy tamci dwaj mogli pójść.
-
Gdyby nie te przeklęte rozwidlenie, to zadanie zdecydowanie byłoby łatwiejsze. Zdecydował udać się na lewo, aby sprawdzić, czy tam nie zastanie delikwentów z Kartelu. Jeśli tam ich nie znajdzie, to będzie musiał udać się w przeciwnym kierunku. Wciąż trzymał tarczę przy sobie, na wypadek gdyby ktoś zaatakował z dystansu.
-
Kolejne drzwi, te jednak były otwarte. Nie znalazłeś tam tych dwóch, których szukałeś, ale nie oznacza to, że poszedłeś w złą stronę, tutaj bowiem była główna izba karczmy, służącej Kartelowi za kryjówkę. W budynku brakowało okien, więc światło zapewniały pochodnie rozwieszone na ścianach w równych odstępach. Za barem stał na stołku Hobbit, który nalewał właśnie piwa dwóm Krasnoludom. Nieco dalej, w kącie, plecami do ściany, siedziały dwa Mroczne Elfy, które o czymś rozmawiały. Z drugiego końca karczmy dochodził wesoły, nieco zwierzęcy rechot trójki Gnolli grających w kości. Był też Nord, zawinięty w skóry Nord, który wyglądał, jakby drzemał, na ławie pod ścianą, oraz wielki Ork z Elfką na kolanach. Na twój widok wszyscy przerwali to, czym się zajmowali (może z wyjątkiem Norda) wlepiając w ciebie spojrzenia. Byli zaskoczeni twoim pojawieniem się i pewnie nawet nie zdawali sobie sprawy, kim jesteś, stąd ten brak reakcji, który powinien dać ci kilka cennych sekund, nim ktokolwiek z tu zgromadzonych sięgnie po broń.
-
Wykorzystując element zaskoczenia, Morkar wytworzył pięć sopli lodu, a następnie wystrzelił po dwa sople w kierunku Orka i Norda, celując w ich głowy i klatki piersiowe, a ostatni sopel wystrzelił w jednego z Krasnoludów, również celując w jego głowę.
-
Antek:
Nord najwidoczniej jedynie sprawiał wrażenie śpiącego, bo błyskawicznie wykonał unik, przez co twoje pociski spudłowały, a on sam sięgnął do paska, wyjął zza niego toporek i cisnął w twoim kierunku. Ork z kolei nie mógł zrobić uniku, ale również przeżył, używając Elfki jako żywej tarczy. Ta zginęła, a on szybko odrzucił jej truchło i chwycił za dwuręczny topór, z którym ruszył w twoją stronę. Krasnolud z kolei nie zdążył zrobić nic i padł trupem na kontuar. Drugi wskoczył za bar, pociągając za sobą Hobbita. Mroczne Elfy przewróciły stół, za którym siedziały i skryły się, a nim to zrobili, zauważyłeś, jak każdy z Drowów dobywa jednoręcznej kuszy. Z kolei Gnolle zrobiły identycznie, ale ograniczyły się, póki co, do krycia za meblem.
Araknis:
Podróż trochę ci zajęła, ale nie napotkałaś po drodze nic, co mogłoby cię spowolnić lub ci zagrozić, spora w tym zasługa twojego Raptora, nikt rozsądny nie miał zamiar zbliżyć się do ciebie, gdy on pozostawał w pobliżu. Pod bramami miasta czekało na ciebie kilkunastu uzbrojonych po zęby strażników, a jeden z nich wysunął się przed szereg z widoczną niechęcią, spowodowaną zapewne strachem.
- Imię, nazwisko, miejsce pochodzenia, status społeczny i cel przybycia do miasta. - powiedział szybko, trzymając się przezornie poza zasięgiem zębów i pazurów twojego wierzchowca. -
Na widok zarówno Drowów wyciągających swoje kusze, jak i Norda rzucającego toporkiem, Morkar zakrył się swoją tarczą, wpierw jednak tworząc dwa lodowe sople, które wystrzelił w Orka, celując w brzuch i jedną z jego nóg, starając się wycelować w kolano. Wierzył w to, że muchy, które przyciąga poprzez klątwę, wciąż mu towarzyszyły, a jeśli tak było, to nasłał je na Drowów, aby utrudnić im celowanie.
-
Haki już sporo razy udowodnił Shimi swoją przydatność. Młoda mroczna elfa trzymała swojego wierzchowca na wodzy i spojrzała na strażników. Dziwne, że za każdym razem pytają o te same rzeczy jak równie dobrze ktoś może skłamać i podać nieprawdziwe informacje.
- Shimyra Dyrr, Księstwo Mrocznych Elfów, włóczykij, podróżuję po świecie i stwierdziłam, że wpadnę do Nowego Gligasz. - odpowiedziała. -
Antek:
//*na Drowy.//
Tamci nawet nie zdążyli wystrzelić, gdy obsiadło ich robactwo, od którego zaczęli się odganiać, zaś toporek Norda odbił się od twojej tarczy. Z Orkiem za to nie poszło tak dobrze, sopel wymierzony w brzuch odbił toporem, a ten w kolano nie zrobił na nim większego wrażenia, ponieważ miał na sobie elementy zbroi płytowej, które skutecznie go ochroniły. Wziął zamach i jednym ciosem zniszczył twoją lodową zaporę, od razu wymierzając drugi, tym razem skierowany w twoją czaszkę.
Araknis:
Oczywiście, że można, jednak miasta muszą im za coś płacić, a każde słowa podróżnego przed wejściem do miasta są później spisywane w odpowiednich księgach, co ułatwia ich późniejsze odnalezienie czy zatrzymanie, rzecz jasna gdyby była taka konieczność.
- I nic konkretnego cię tu nie sprowadza? - spytał strażnik, lekko unosząc brew. -
// No tak, mój błąd. //
Spróbował odbić nadciągający cios za pomocą miecza jednoręcznego, w międzyczasie starając się zamrozić Orka od klatki piersiowej w dół. -
- Um… Nie wiem co konkretnego powiedzieć. Od niedawna podróżuję. - stwierdziła. - Przybywam się dobrze najeść i wyspać.
-
Antek:
Używanie Magii i walka na śmierć i życie potrafią się wykluczyć, tobie nie udało się opanować trudnej sztuki jednoczesnego opanowania tych dwóch umiejętności. Przez to Magia w ogóle nie zadziałała, a próba zablokowania ciosu skończyła się niemalże tragedią, nie miałeś wystarczająco siły, aby odbić cios zielonego barbarzyńcy i niemal sam trafiłeś się własnym mieczem. Siła ciosu odrzuciła cię o dobre półtora metra, a Ork od razu wyprowadził szeroki zamach, tym razem poziomo, na wysokości twojego brzucha, chcąc cię rozpłatać lub nawet przeciąć na dwoje.
Araknis:
Chwilę jeszcze się wahali, ale w końcu polecili otworzyć bramy i tak oto mogłaś wejść do środka.