Dodge City
-
- Czyli nie masz nic przeciwko pracy w grupie? Bo domyślasz się pewnie, że jeden człowiek, nieważne jaki zabijaka, nie da rady ochronić nas wszystkich? A ty nie jesteś pierwszym, który się zgłosił, nie będziesz też pewnie ostatnim.
-
-- Nie, nie mam nic przeciwko pracy w grupie. Chciałbym natomiast wiedzieć, kiedy wyruszymy.
-
Wszyscy wzruszyli ramionami.
- Czekamy. Nawet z tobą potrzeba nam więcej najemników, żebyśmy byli pewni, że te cholerne dzikusy nas nie napadną. Ostatnio wyrżnęli dwie karawany osadników na Wielkich Równinach. - odparł twój rozmówca.
- Zwierzęta. - mruknęła na to kobieta. - Szkoda, że Armia nie zrobiła z nimi jeszcze porządku. -
-- Ta… Długo to zajmie, ale myślę, że pewnego dnia problem tubylców zostanie rozwiązany.
-
- Będziemy czekać tu jeszcze przynajmniej przez kilka dni. Postaramy się dać ci znać, gdy zabierzemy się do wymarszu. Pamiętaj tylko, że nie będziemy czekać zbyt długo na jednego spóźnionego najemnika.
-
-- Jasne. - odpowiedział krótko i udał się ponownie do kontuaru, aby wypytać o pokoje do wynajęcia.
-
- Mamy. - skinął ci głową barman. - Na ile?
-
-- Na tydzień. Ile płacę?
-
Zwiesił na chwilę głowę, rozmyślając nad tym pytaniem.
- Siedemdziesiąt miedziaków za taki lepszy, trzydzieści pięć za byle co. -
Kiwnął głową i postawił trzydzieści pięć miedziaków na blacie. Gdy otrzymał klucz do pokoju, udał się do niego, aby odpocząć po podróży.
// Jeśli niczego dla mnie nie planujesz, to myślę, że możemy zrobić przeskok w czasie. // -
Czasu na odpoczynek miałeś aż za dużo, chętni zjawiali się powoli i nie wszyscy decydowali się zostać. Tak czy siak, po tygodniu grupa była w końcu gotowa do wymarszu, kończono właściwe ostatnie przygotowania, masz więc jeszcze czas, aby załatwić jakieś sprawy w mieście, porozmawiać ze swoimi pracodawcami lub resztą najemników.
-
Grant nie miał jakichkolwiek spraw do załatwienia w mieście, aczkolwiek wypadałoby zapoznać się z najemnikami, z którymi będzie współpracował przy zleceniu. Poszukał więc po mieście jakichś ludzi, którzy podobnie jak Grant, zdecydowali się przyjąć zlecenie od osadników.
-
Nie musiałeś szukać, karawana osadników była już niemal gotowa do drogi, więc wszyscy zatrudnieni do jej ochrony trzymali się w pobliżu, żeby nie przegapić wyjazdu, bo w końcu mężczyzna, z którym rozmawiałeś, zapewniał, że nie będą czekać na spóźnialskich, a raczej niewielu najemników chciałoby gonić was przez Wielkie Równiny samotnie.
Poza tobą była ich czwórka. Niewielu, ale i więcej nie potrzeba, osadnicy byli uzbrojeni i wiedzieli, jak posługiwać się bronią, a podróż (przynajmniej w teorii) nie powinna obfitować w niebezpieczeństwa. Staruch wyglądał na najbardziej doświadczonego, inna kwestia, czy na pewno wytrzyma całą podróż. Chociaż musiałeś mu przyznać, że wydawał się zaskakująco sprawny jak na swój wiek, tak przynajmniej mogłeś ocenić po tym, jak szybko i pewnie rozłożył swój karabin na części, wyczyścił go i złożył z powrotem. No i błysk w oku, żądny przygód, zupełnie jak u ludzi trzydzieści lat młodszych. Drugi najemnik wydawał się typowym rewolwerowcem, spluwą do wynajęcia, bardziej zainteresowany podrywaniem waszej towarzyszki broni, niż całą tą misją. Nie żeby szło mu szczególnie dobrze, kobieta wydawała się bardziej zainteresowana swoim rewolwerem i butelką whisky. Ostatni mężczyzna był równie wielki i postawny, co śmierdzący i zapuszczony. Słowem: traper. Poznałeś kilku w życiu, ten pewnie będzie podobny, czyli małomówny, opryskliwy, niewychowany i może lekko walnięty, ale w bitwie lub po zagubieniu się na prerii nie ma lepszego towarzysza od takich jak on. -
Wszyscy biorący udział w wyprawie najemnicy wydali się Grantowi na ludzi solidnych do takiej roboty. On wciąż wolał, gdyby owe zadanie wykonywał ze swoimi dobrymi przyjaciółmi z Bandy Czworga, ale niestety nie wiedział, czy oni wciąż żyją - w końcu od tej niefortunnej akcji minęły dwa lata, a od tego czasu mnóstwo rzeczy mogło się zmienić. Ale to nie był czas na myślenie o przeszłości.
Na Ożywieńca czekało zlecenie do wykonania, a gonitwa przez Wielkie Równiny z powodu spóźnienia się na wyjazd nie wchodziła jakkolwiek w grę. Łowca nagród wziął ze sobą swojego rumaka i udał się do osadników. W ramach przywitania wszystkich uczestników wyprawy, pochylił przed nimi kapelusz, ale nie powiedział niczego - wszystkich najemników pozna bliżej w trakcie podróży, jeśli będzie miał na to czas. Wskoczył po chwili na swojego wierzchowca, gotowy wyruszyć przez Wielkie Równiny. Liczył przy tym, że nie spotka tego samego plemienia Ubairgów, które niegdyś uratowało mu życie, a to mogłoby przerodzić się w poważną próbę lojalności - czy wystrzela swoich “współplemieńców” dla jakiejś sumy pieniędzy, czy wspomoże swoich wybawców, ryzykując przy tym gniewem wszystkich osadników w Oskad.
-
Wzbudziłeś mniejsze i większe zainteresowanie wśród pozostałych rewolwerowców, choć w zasadzie tylko traper zwrócił na ciebie więcej uwagi niż pozostali. Nie byłeś pewien czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie… Jednak jakby nie było, wyruszyliście w drogę już kilka chwil później.
//Zmiana tematu. Zacznę ci na Wielkich Równinach.//