Zamek hrabiego Dunu
- 
Maurycy Septopopiel 
 -- Wiemy, czego potrzebujmy. Zajrzyjmy do najbliższego miasteczka, bądź też miasta, by zobaczyć, co możemy kupić na miejscu – przekazał swoim towarzyszom.
- 
- A jaki jest sens kupować, jeśli hrabia obiecał wszystko nam dostarczyć? - zapytał jeden z najemników. 
- 
Maurycy Septopopiel 
 -- Oczywiście, że obiecał wszystko dostarczyć, jednakże w mieście możemy znaleźć gotowe materiały, lepsze i tańsze zamienniki, jak i też niespodziewane elementy, jakie przydadzą się w remoncie, a nie widzimy ich na pierwszy rzut oka – odparł najemnikowi.
- 
Pokiwał głową, widać że twoje wyjaśnienia miały dla niego sens. 
 - Idziecie tam sami czy mamy was eskortować?
- 
Maurycy Septopopiel 
 -- Możecie tutaj zostać, jeżeli chcecie. Raczej poradzimy sobie sami, mamy w końcu trochę doświadczenia w tym temacie – odparł uspakajająco. – Czy do hrabiego Dunu mamy wracać na nocleg, czy na czas odnowy wioski traktować ją jako naszą tymczasową siedzibę? – zapytał.
- 
- Tak długo jak dla niego pracujecie, możecie czuć się jego gośćmi. Mieszkajcie, gdzie wam się podoba, byleby robota była wykonana. 
- 
Maurycy Septopopiel 
 -- Czyli widzimy się później – mówiąc to, skinął im głową na pożegnanie, po czym ruszył ze swoimi towarzyszami w kierunku najbliższego miasta.
- 
//Nie widzę sensu w zmianie lokacji na coś większego, więc zostajemy tutaj.// 
 Najbliższe miasto nie było niczym wielkim, ale było najbliższe, zaledwie sześć godzin drogi od wioski. Na drewnianym murze z wieżami powiewały chorągwie hrabiego Dunu, mieli je również wymalowane na tarczach strażnicy, którzy przepuścili was po zadaniu kilku pytań, najwidoczniej hrabia uprzedził miejscowe władze, że możecie się pojawić, a te kazały strażnikom, aby wam nie przeszkadzali. W środku od razu trafiliście na tablicę ogłoszeń i karczmę, dalej stały domy mieszkańców. Idąc ulicą na wprost do bramy, dotrzecie zapewne do centrum, a więc i rynku.
- 
Maurycy Septopopiel 
 I tam też się skierował, starając się zwrócić do towarzysza tak, żeby inni tego nie słyszeli.
 -- I co sądzisz o tym zleceniu?
- 
Goleim (bo nie sprecyzowałeś, do kogo mówisz, a chyba poszedłeś do wioski ze wszystkimi trzema) wzruszył ramionami. 
 - Misja jak misja. Ale coś musiało pogonić poprzednich wieśniaków. To jedna sprawa. A druga, że tamci rycerze, których dał nam hrabia, nie chcieli nam towarzyszyć dłużej, niż było to konieczne. Nie powiedziałbym, że się bali, ale na pewno czuli się tam nieswojo.
- 
Maurycy Septopopiel 
 -- Tak. Właśnie ten element jest najbardziej zastanawiający. Warto popytać wśród lokalnych, jaką opinią cieszy się tamta okolica, byśmy nie dali się zaskoczyć.
- 
- Masz coś konkretnego na myśli? Jacyś bandyci albo potwory? 
- 
Maurycy Septopopiel 
 -- Pierwsze jest znośne. Drugie już nie – odpowiedział. – I z dwojga złego wolałbym przemęczyć się z kilkoma bandytami, niż z jakimś potworem.
- 
Najemnik pokiwał głową, zgadzając się z takim osądem. Jakiś rycerz czy inny wojownik pragnący chwały i sławy miałby zupełnie inne podejście, on, jak typowy najemnik, wolał zarobić i przeżyć, po prostu. 
 Czasu na dalszą rozmowę nie było, dotarliście do miejskiego rynku. Nie było to nic szczególnego, kilka różnych kramów oraz sklepów w kamienicach otaczających rynek, waga pilnowana przez dwóch strażników, pręgierz oraz garść mieszczan kręcących się po okolicy, gdzieniegdzie przemykali też uzbrojeni strażnicy. W dni targowe pewnie było tu tłoczniej, ale powinno wystarczyć i tak.
 

