Las Vegas
-
Droga na drugie piętro minęła ci bez jakichkolwiek przygód czy interakcji. Pokój znalazłeś, klucz pasował. W środku… Cóż, wygody z poprzedniej nocy to to nie były. Miałeś co prawda łóżko, to chyba najważniejsze, do tego kilka szafek i półek, dużą szafę, okno wychodzące na ulicę, a także łazienkę, a w niej toaletę, umywalkę i prysznic. Wszystko było w miarę zadbane, choć gdzieniegdzie widziałeś plamy, których pochodzenia wolałeś się nie domyślać. Na łóżku leżał też już cały twój dobytek, przeniesiony z kasyna. Jeśli wykażesz się w pracy dla Włocha to może niedługo tam wrócisz…
-
Tak… Patrząc na klitkę, w której teraz musiał się zakwaterować, od razu zaczął tęsknić za wygodami poprzedniej nocy. Wróci do nich, na pewno. Nawet jeżeli będzie musiał osobiści wyciągnąć z wrogów Włocha potrzebne mu informacje, zrobi to i wróci tam. Na pewno…
Rozłożył swoje rzeczy w pomieszczeniu i wyjrzał za okno, chcąc zobaczyć na jak ,piękny" krajobraz ma widok.
-
Głównie ulicę, po której niedawno spacerowałeś z Vito. Miałeś dobry widok na kręcące się tu i ówdzie grupy ludzi, samotnych podróżnych, uzbrojonych po zęby najemników, konwoje pojazdów czy karawany jucznych zwierząt. Dobrze widziałeś też ciemne zaułki i boczne uliczki, pełne gruzów, śmieci, wraków pojazdów i uzbrojonych w długie noże Tatuażystów. Naprzeciwko było też kilka budynków, ale wyglądały na zrujnowane i opuszczone, nie licząc jednego, w miarę zadbanego, z szyldem na drzwiach, który widziałeś już wcześniej: “Jim i John”.
-
Dice spędził chwilę na przyglądaniu się krajobrazowi. Po tym opadł na ,swoje" łóżko. Towarzyszyła mu teraz mieszanina ekscytacji. strachu i chęci śmiechu. Ekscytacji, bo po raz pierwszy do długiego czasu widział przed sobą prospekty na sukces. I to prawdziwy sukces, prawie że taki, na jaki ludzie mieli szansę przed tym całym, wszystkim, no… Strachu, bo pomimo wszystkiego, był na utrzymaniu mafijnego bossa, który w jednej chwili mógł położyć kres nie tylko jego nadziejom, ale i całemu życiu, jeżeli tylko Dice wykona jeden krok w złą stronę. A chciało mu się śmiać, bo… To było wręcz surrealne.
,Dice, chłopie, w co ty się znowu wpakowałeś" Pomyślał, uśmiechając się szeroko do samego siebie.
Cokolwiek miała przynieść przyszłość, muzyk chciał wykorzystać ją w pełni i nie żałować ani jednej chwili.
-
Aby nie żałować ani jednej chwili z tego nowego, wspaniałego życia, wypadałoby ruszyć dupę z pokoju i zabrać się za eksplorację okolicy. Wciąż było jasno, więc szanse na to, że nie wrócisz do motelu cały i zdrowy są mniejsze, niż gdybyś wyszedł po zmroku. A warto zbadać przynajmniej część Vegas na własną rękę. Albo chociaż motel i dowiedzieć się, z jakimi innymi artystami i gwiazdami estrady przyjdzie ci pracować.
-
// Myślałem, że właśnie wyjście samemu na ulicę Vegas jest równoznaczne z śmiercią xD//
Właściwie, nie był to zły pomysł. O ile po opowieściach Vito Dice nie był aż tak skory do eksplorowania Las Vegas na własną rękę, to dobrze byłoby poznać innych gości motelu - prawdopodobnie jego przyszłych współpracowników. Tak więc po rozłożeniu swoich rzeczy w pokoju udał się z powrotem na parter, spodziewając się że znajdzie tutaj coś w rodzaju pomieszczenia z stołem do billarda i kanapką, na której można by klapnąć - takie pomieszczenie, w którym spędza się wolny czas i zabija nudę.
-
//Bo jeśli pójdziesz nie tam, gdzie trzeba to jest.//
Nie znalazłeś nigdzie takiego pomieszczenia, ale stojący za recepcją Joe wyglądał już nieco lepiej, więc jest szansa, że nie będzie tak opryskliwy jak wcześniej i porozmawia z tobą jak z człowiekiem, wskazując ci drogę do innych artystów i kuglarzy ściąganych tu przez Arcadio z całych Stanów. Lub z tego, co z nich zostało. -
Dice poszedł nieco bojaźliwie do recepcji, podczas ich wcześniejszego spotkania mężczyzna raczej wywarł na nim… średnie wrażenie.
— Bry, to znowu ja, haha. — Muzyk zaśmiał się nerwowo. — Jest szansa, bym zasięgnął u Ciebie języka? -
O dziwo, Joe ożywił się, gdy usłyszał to pytanie, a nawet krzywo do ciebie uśmiechnął.
- To zależy. - odparł, rozkładając ręce. - Nie wiem ile czasu już tu spędziłeś, ale powinieneś wiedzieć, że w Vegas wszystko ma swoją cenę. Jeśli masz coś ciekawego w zamian, to ja mam informacje. Różne informacje. I do tego dużo. -
,Witamy w Vegas, huh?" Pomyślał Dice, usiłując się nie skrzywić wobec słów właściciela hotelu, który stał się dla niego dziwnie podobny do pewnej postaci z gry, w którą grał na komputerze szkolnego kolegi wiele lat temu…
— Nie potrzebuję takich informacji, haha! — Dice zaśmiał się, lekko nerwowo. — Chciałem po prostu zapytać, gdzie mógłbym spotkać moich przyszłych kumpli z pracy, pogadać, zamienić słowo… Przywitać się, po prostu.
-
Mężczyzna pokiwał powoli głową, wracając do stanu obojętności i lekkiego wkurwienia na sam twój widok, jakie okazywał ci wcześniej.
- Nie będzie ich wielu. Łącznie z tobą pięciu, ale podobno trzech ma dołączyć na dniach. Ilu będzie ostatecznie, tego nie wiem. Sprawdź pokoje 176, 189, 222 i 302, tam się zatrzymali. -
— Dzięki, tego potrzebowałem! — Dice zasalutował Joe, nie myśląc zbyt wiele o tym czy ten gest nie zdenerwuje go jeszcze bardziej.
Udał się wprost do pokoju 176 energicznym krokiem, cicho pogwizdując wesołą melodię pod nosem.
-
Dotarłeś tam dość szybko i sprawnie, bez jakichkolwiek problemów po drodze. Sądząc po stłumionych przez drzwi i ściany głosach, ktoś był w środku i prowadził właśnie dość ożywioną rozmowę, ale nie byłeś w stanie wyłowić z niej choćby słowa.
-
— No to czas zadbać o pierwsze, dobre wrażenie. Chyba. — Mruknął sam do siebie Dice, przestępując z nogi na nogę.
Zapukał do drzwi.
-
Po chwili oczekiwania drzwi lekko się uchyliły, aby po kilku sekundach stanęła w nich dość ładna, rudowłosa dziewczyna, mająca na oko nie więcej niż trzydzieści lat. Obrzuciła cię ciekawskim spojrzeniem i uniosła lekko brew.
- Kogo tym razem sprowadziła tu ta wyliniała łasica? - zapytała tak ciebie jak i siebie, mając zapewne na myśli Giacomo, zausznika twojego nowego szefa. -
-- Nowego grajka, jestem Dice! – Przedstawił się, w lekko żartobliwym geście kłaniając się, jednocześnie wymyślnie wywijając ręką. – Wygląda na to, że będziemy współpracować, więc wymyśliłem, że dobrze byłoby poznać osoby, z którymi będę grywał.
-
Reakcją kobiety było zamknięcie drzwi, co nieco zbiło cię z tropu, ale mogłeś odetchnąć z ulgą, gdy usłyszałeś dźwięk kilku otwieranych jeden po drugim zamków. Wtedy też drzwi stanęły przed tobą otworem, a ruda wykonała zachęcający ręką gest.
- Zapraszam. -
Nie musiała mu powtarzać dwukrotnie. Wszedł raźno do wnętrza pomieszczenia i rozejrzał się.
-
Pokój, do którego wszedłeś, przypominał twoje własne lokum, może z tą różnicą, że zawierał w sobie dwa razy więcej mebli, w tym łózek, bo i lokatorek było więcej. Poza rudowłosą, zastałeś w środku podobną wiekiem blondynkę. Jeśli jej spojrzenie miałoby moc, żeby posłać cię do grobu, już dawno byłbyś martwy.
- Miło poznać w końcu kogoś, kto też dał się wrobić w tę fuchę. - powiedziała kobieta, a ty mogłeś się tylko domyślać, jak bardzo nie było jej miło, gdy wypowiadała te słowa. -
// Powiedziała to ruda czy blondynka?//