Imperium
-
James zasiadł przy jednym ze stolików oczekując na przybycie jakiegoś kelnera lub czegokolwiek w tym stylu, który przedstawi mu menu tego przybytku.
-
Biorąc pod uwagę, że poza właścicielem lokalu nie zauważyłeś tu żadnej obsługi, a przez kwadrans oczekiwania nikt inny się nie zjawił, możesz przypuszczać, że (o zgrozo) to ty musisz się do niego pofatygować, a nie na odwrót.
-
No tak, tego można było się spodziewać. W końcu to nie jest pięciogwiazdkowa restauracja na Wybrzeżu. Więc nic innego do zrobienia nie pozostawało, jak udanie się do kontuaru, co zrobił.
-
Karczmarz rzucił na ciebie krótkie, znudzone spojrzenie i westchnął ciężko, opierając się o kontuar.
- No? - mruknął, gdy nie wypowiedziałeś swojego żądania od razu. -
No?… NO? Cóż za brak szacunku do klienta. Na Wybrzeżu za takie coś by został wyrzucony.
-- Proszę mi wybaczyć, monsieur, ale macie tu jakieś la carte du menu? – po powiedzeniu tych słów zdał sobie sprawę, jak głupio to musiało zabrzmieć w tej okolicy. Tu pewnie nikt nie używa języka salonów. -
- Hę? - zapytał, unosząc brew i patrząc na ciebie z wyrazem zdziwienia na twarzy. Czyli tak jak się spodziewałeś. No, może trochę lepiej, nie uznał w końcu dziwnych i niezrozumiałych słów za obelgę, którą musiałby pomścić, na przykład łamiąc ci nos.
-
Przynajmniej tyle, że nie postanowił uderzyć mnie w twarz pomyślał James.
-- …karta dań? – zapytał nieśmiało. -
- Chleb, mięcho z grilla, gulasz, potrawka, zupa, jakieś warzywa. - wymienił ci na jednym wdechu, co nie było szczególnie trudne, biorąc pod uwagę, jak niewielki był to asortyment.
-
-- Niech będzie mięcho z grilla.
-
Pokiwał głową i wyciągnął do ciebie otwartą rękę.
- Pięć miedziaków. -
Wyciągnął z sakiewki dziesięć miedziaków i podał je karczmarzowi.
-- Reszty nie trzeba – powiedział i odszedł od kontuaru, zajmując pierwsze lepsze znalezione wolne miejsce. -
Po tych słowach karczmarz zaczął przyglądać ci się o wiele ciekawszym, a przede wszystkim łaskawszym okiem. Nie czekałeś długo, gdy młoda dziewczyna opuściła kuchnię, stawiając przed tobą talerz z wielkim, wysmażonym kawałkiem mięsiwa, ze sporą pajdą chleba obok. Uśmiechnąwszy się, szybko odeszła, zostawiając cię samego ze swoją kolacją.