Nowy Jork [USA]
-
Frankenstein
Victor jako metaczłowiek najszybciej podniósł się po hałasie i długo nie zastanawiał się nad wybraniem strony konfliktu, za to dał swoim ludziom bezpieczeństwo oraz neutralność. Nie wie czym się kierował, może jakąś solidarnością, a może nie chciał sobie wyobrażać co te potwory zrobią z Mayą.
- Kowalski, Gerver i Hoffman. Bierzcie worki i spadajcie do kryjówki, ja zajmę się tymi chujami.- powiedział i widząc ataki przypuszczone na Groma oraz Vulcanosa - otoczył ich obu tarczą elektrokinetyczną. Nie poprzestawał na defensywie, wystrzelił trzy błyskawice w kolejno Olbrzyma, Triggo oraz Hanzo. -
Crimson nie rozumiała sytuacji, w której się znalazła. Miała tylko otworzyć wrota, a tu znikąd inna banda łotrów chce ją uprowadzić, a do tego przez nich zamknęła się brama do kryjówki. Dziewczyna wyciągnęła bezprzewodowe słuchawki od swojego smartfona i włożyła je do uszu, żeby osłabić dziwny dźwięk i wyrwač się spod ogłuszenia.
Faktem jest, że Maya musi działać szybko, żeby się stąd wyrwać, dlatego też otworzyła portal prowadzący do równoległej rzeczywistości, w której Ziemia dopiero wchodziła w lądolód, a co oznacza były w niej mamuty, tygrysy szablozębne i wiele więcej.
Crimson spróbowała przywać jednego mamuta i dwa tygrysy szablozębne całkowicie przejmując nad nimi kontrolę. Całe szczęście, że Panna Crimson jest odporna na telepatię i jej ataki. -
— Mówi Sinn, mamy tutaj sytuację. — Zaczęła, wyjątkowo spokojnym głosem jak na realia okoliczności, w których się znalazła, częściowo w wyniku osłabienia spowodowanego nadużyciem swoich zdolności i płynącym z tego brakiem energii do paniki. — Na naszym ogonie siedzi banda najemników przebranych za gliniarzy, jedziemy autostradą w kierunku obrzeży. Nie zanosi się na to, by mieli odpuścić, chyba że jak już mnie podziurawią. Potrzebowałabym wsparcia, dobrze uzbrojonego i szybko.
-
Radio:
Głos po drugiej stronie słuchawki zmieszał się na kilka sekund, ale po tym czasie odchrząknął i powiedział:
- Potrzebuję więcej informacji. Gdzie pani jest? Gdzie się kierujecie? Jak wielu jest napastników? Każdy szczegół się teraz liczy.
Taco:
Udało ci się stworzyć jeziorko lawy oddzielające was od nowych wrogów, ale nie zrobiłeś wiele więcej, wytrącony z równowagi przez zdradziecki atak Hanzo. Szczęśliwie Viktor zdołał cię osłonić.
Protektor:
Niestety, wybrałeś sobie najgorszy możliwy cel, nawet oszołomiony dźwiękowym atakiem, Grom zdołał uniknąć pocisków, a nawet zabrać ze sobą Crimson. Po chwili poczułeś kolejną falę bólu, tym razem nie w głowie, a w lewej ręce, gdzie trafiła cię błyskawica Viktora. Zabolało, to na pewno, tak jak zderzenie ze ścianą, na którą posłał cię impet pocisku, ale przeżyjesz, choć musisz uważać na swoją ranną kończynę.
Kaloszyk:
Wszystko by ci się udało, gdyby nie Viktor i jego przeklęte błyskawice. Chociaż trudno oczekiwać, aby taki atak cię zabił, na pewno byłaś po nim lekko oszołomiona, a jednocześnie błyskawica odrzuciła cię w kierunku nowych sojuszników, przy okazji uderzając tobą o ścianę. Wciąż jednak byłaś w grze, niestety podobnie jak i inni, ponieważ Viktor zdołał osłonić Vulcanosa przed twoim atakiem.
Piłat:
Nim zdążyłaś zrobić cokolwiek, nawet włożyć do uszu słuchawki, Grom w biegu wziął cię na ręce i w mgnieniu oka przeniósł z holu do jakiegoś innego pomieszczenia, z tego co mogłaś wywnioskować była to jakaś szatnia pracownicza lub coś w tym guście.
- Zostań tu. Nie rób nic, najlepiej się ukryj. Mam przeczucie, że może ich być więcej. Zajmę się tym. - powiedział Grom i zdobył się jeszcze na lekki uśmiech nim zniknął tak szybko, jak cię tu przeniósł, wracając do głównej walki.
Krótko później usłyszałaś szybkie kroki na korytarzu zbliżające się z każdą chwilą. Grom, wybiegając, zostawił otwarte drzwi, tamci więc, wrogowie lub sojusznicy, mogą cię przez nie zobaczyć, ale z drugiej strony ty również możesz rzucić na nich okiem, jeśli przymkniesz drzwi i pozostawisz je nieco uchylone. Albo możesz po prostu się gdzieś ukryć i liczyć na to, że nie biegną w twoją stronę i nie mają złych zamiarów.
Chicken:
Chociaż mający już większe i mniejsze doświadczenie w walce za sobą, trzej mężczyźni ani myśleli się z tobą kłócić, ta trójka bez dwóch zdań miała potężne moce, oni tylko broń palną, co do której nie mogli być pewni, że wystarczy. Dlatego ruszyli biegiem, chwytając większość łupu, o którym walczący jakby zapomnieli w bitewnym szale, korzystając z planu B, jaki mieliście przewidziany na okazję, gdyby portal Crimson z jakiegoś powodu zawiódł: niedaleko czekał samochód, może i wyglądający jak dostawcza ciężarówka, ale intensywnie modyfikowany przez te wszystkie miesiące poprzedzające napad, choćby poprzez dodanie potężnego silnika i kuloodpornych blach czy szyb. Do domu Viktora może i nim nie dojedziecie, ale z miejsca rabunku na pewno.
Twoja troska o Groma była godna podziwu, ale nieuzasadniona, zdołał on bez trudu nie tylko uniknąć ataku, ale i zabrać Crimson w bezpieczne miejsce. Z drugiej strony, gdyby nie ty, Vulcanos byłby już pewnie martwy. Twój atak trafił w cel za każdym razem, ale efekty pozostawiały dużo do życzenia: olbrzymia postać nawet nie drgnęła, gdy błyskawica trafiła go prosto w pierś. Hanzo i Triggo zostali co prawda trafieni i odrzuceni impetem pocisku w kierunku swoich nowych kompanów, ale wątpiłeś, aby było to wystarczająco, żeby ich zabić, zwłaszcza Wampirzycę. Zyskałeś jednak czas sobie i innym.
Taco, Protektor, Kaloszyk, Chicken:
//Żeby było to łatwiejsze w czytaniu dla mnie i dla was, poza odpowiedziami na wasze akcje, będę też w miarę potrzeby wrzucał takie posty podsumowujące sytuację i tak dalej, dopóki walka będzie trwać. Piłata tu nie uwzględniam, bo Crimson znajduje się w innym pomieszczeniu, więc dopóki nic się w tej kwestii nie zmieni to uznamy, że wiedza gracza nie równa się wiedzy postaci i dziewczyna nie wie, co dzieje się podczas walki.//
Chociaż Hoffman, Kowalski i Gerver uciekli, zabierając większość, ale nie całość, łupu, Grom nie poszedł w ich ślady, ale po zabraniu Crimson w jakieś inne miejsce, wrócił. Dzięki akcjom Viktora i Vulcanosa, Hanzo i Triggo znaleźli się obok swoich nowych sojuszników, oddzieleni od dawnych kompanów jeziorem lawy. Tamta trójka nie czekała jednak na kolejny popis waszych zdolności i widząc, że mimo wszystko postanowiliście stanąć po stronie dziewczyny, ruszyli do ataku. No, może dwójka z nich, bo Władca Umysłów nie ruszył się z miejsca, albo korzystając w jakiś sposób ze swoich mocy, albo po prostu nie chcąc angażować się w zbyt bezpośrednie starcie. Tego problemu nie mieli za to jego towarzysze. I tak ten, który wcześniej niemal pozbawił was słuchu, wzleciał jeszcze wyżej i zaczął krzyczeć raz jeszcze. Tym razem był to jednak inny atak, coś jakby fale soniczne, które skierował skoncentrowanym strumieniem prosto w Vulcanosa, co skończyło się nie tylko bólem całego ciała, a zwłaszcza trafionej bezpośrednio klatki piersiowej, jak i odrzuceniem mężczyzny o kilka dobrych metrów. Słusznie zauważając, że waszym największym przeciwnikiem jest tutaj nie kto inny jak Władca Umysłów, chociaż teraz najmniej zaangażowany, to jednak stojący na czele tej grupy i tego ataku, Grom rzucił się wprost na niego, dzięki swojej prędkości omijając lawę na podłodze. I wtedy wszyscy byliście świadkami czegoś, czego nie mogliście sobie wyobrazić aż do teraz: ktoś był szybszy od Groma. Mimo że ten gnał tak prędko, jak zawsze, olbrzym bez wysiłku zdołał przewidzieć jego ruch i chwycić go wielkim łapskiem. Czy miał tak nadludzki refleks? A może to wszystko dzięki Władcy Umysłów, który przewidział zamiar Groma i podzielił się nimi z sojusznikiem? Jakby nie było, wielkolud ścisnął trzymanego w ręce mężczyznę, a wy chyba usłyszeliście trzask łamanych kości, po czym wziął zamach i rzucił nim o przeciwległą ścianę. Po tym odszedł o kilka kroków, wziął rozpęd i przeskoczył lawę, biegnąc wprost na Frankensteina. -
Frankenstein
Mężczyzna widząc jak olbrzym szarżuje w stronę Vulcanosa, sam zdecydował się na kontratak. Naładował elektryczno-kinetycznie swe pięści, aby oprócz uderzenia wywołały dodatkowy efekt porażenia prądem. Tak przygotowany rozpędził się i zaszarżował na olbrzyma z całym impetem, żeby sprzedać mu uderzenia w splot słoneczny. Ponad wszystko zdecydował się na kontynuację walki, choć czuł, że nie mają szans po tym jak Grom padł ofiarą giganta.
- Vulcanosie, manewr “Podmuch Zagłady”. - Powiedział wiedząc, że jego towarzysz zrozumie o co chodzi, w końcu przygotowywali się do napadu i rozpatrywali kilka sztuczek. -
Triggo postarał się z męskim wręcz efektem bólu zataić uderzenie prądem.
- Kruce funksy pierdolone magdaleny mutantny-analne! - krzyknął wściekły Triggo i zdjął z pleców granatnik załadowany burząco-odłamkowymi granatami. Wycelował je w stronę Vulcanosa i pociągnął za spust wystrzeliwując cały bęben.
- Jak se tera poradziees kutfo koziojebco niemyty. - Zapytał Triggo wrednie Ahmeda. -
Wampirzyca nie poddawała się i nie rezygnowała, zmaterializowała księgę Magii Ognia, a następnie wypowiedziała zaklęcie.
- Ogniste słowa, żrący los. Niech przeszyje cię sztyletów ognia moc! - wypowiedziała kierując sierp w kierunku głowy Frankensteina. Zaklęcie pochłonęło mane i wywołało ogniste sztylety nad głową Viktora, które wszystkie opadły na jego łeb. -
— Dwa samochody, ustylizowane na radiowozy. Jadą na sygnale. — Odparła prędko, ale dosyć spokojnym głosem, chwiejąc się lekko na kanapie. — Siedmiu napastników, mają strzelby, pistolety i granaty. Jedziemy przez miasto, w kierunku Wschodniego Bronxu. Oczekuję, że przyślecie kogoś i to szybko. Firmy nie stać na to, abym gryzła piach. — Choć jej ostatnie słowa mogły zabrzmieć groźnie, to były bardziej chłodną kalkulacją, niżeli chęcią wywarcia presji na pracowniku.
Gravital po prostu nie miał nikogo, kto mógłby ją zastąpić w tak delikatnych sprawach, jak choćby wyciąganie informacji z konkurentów biznesowych. Była atutem firmy i dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Uratowanie jej od bycia podziurawioną jak sito leżało w najlepszym interesie firmy, a na tym jej przede wszystkim zależało.
-
Nosz kurna, znowu to samo - prychnęła w myślach silnie poirytowana, że znowu nie udało jej się otworzyć portalu. Zdecydowanie ten dzień nie należy do najlepszych w kalendarzu panny Crimson, a do tego te draby porywacze. Skąd oni się wzięli do jasnej cholery? Jakim cudem znaleźli Crimson i wkroczyli doskonale podczas końca napadu? Nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Dziewczyna ciężko wzięła powietrze w płuca i schowała się w jakiejś z szafek, ale tym razem zamierzała do końca otworzyć portal. Skupiła energię, czym objawiła się próba otwarcia wrót do alternatywnej rzeczywistości, w której istnieją stwory zwane golemami. Gdzie odnalazła myślami lodowego golema i postarała się przejąć kontrolę nad tym mało rozumnym monstrum wysokim na dwa i pół metra, a do tego władającym mocą kriomancji, czyli władzy na lodem oraz zimnem.
-
Mężczyzna z trudem zniósł atak falą dźwiękowa, ale nie mógł się rozmazać. Nie teraz, nie gdy polega na nim Crimson oraz Frankenstein.
Ahmed, nim doszło do czegokolwiek, otoczył się magmowo-kamiennym pancerzem. Z racji na wrodzoną odporność na wysokie temperatury może wręcz w ławie pływać.
Tak przygotowany postarał się stworzyć podmuch wulkaniczny. Zgromadził moc z jeziora lawy. Najpierw wziął gaz wulkaniczny, potem popiół, a na końcu pył razem z magmą! W takiej formie stworzył tsunami wulkaniczne i posłał je prosto na lecące granaty - cała fala poszła w kierunku przeciwników. -
Radio:
- Zrozumiałem. Zagrożenie oceniono na średnie. Ochrona jest w drodze. Utrzymajcie swój obecny kurs, powinni dołączyć do was za… osiem minut.
Choć mogłabyś polemizować z tym, że poziom zagrożenia był tylko średni, to wciąż mogłaś też odetchnąć z ulgą, świadoma, że kawaleria jest w drodze. Z drugiej strony… osiem minut? Kiedyś powiedziałabyś, że tyle, co nic. A teraz wydawało ci się to wiecznością, czasem w którym możesz zginąć wiele razy.
Chicken:
//Może się źle wyraziłem, ale ten wielki facet miał zamiar zaatakować ciebie, nie Vulcanosa. Nie żeby robiło to jakąś większą różnicę, tak tylko uściślam.//
Twój cios sięgnął celu. Sama twoja nadludzka, włożona w niego siła powinna była wystarczyć, żeby zadać gigantowi jakieś obrażenia, a nawet jeśli nie, to wyzwolona w chwili uderzenia elektryczność powinna jakoś na niego wpłynąć. A ten zdawał się kompletnie nieporuszony żadnym z twoich ataków.
Victorze, obaj wiemy, że nie jesteś prostym potworem, ale na swój sposób genialnym umysłem. Dlatego wytłumacz mi: jak chcesz zadać ból temu, który jest od dawna martwy? - rozległo się pytanie w twojej głowie, zadane bez wątpienia przez Władcę Umysłów.
Nim zdążyłeś na ni odpowiedzieć, choćby sam sobie, olbrzym kontratakował. Był zdecydowanie nadludzko silny, ale wciąż nie na tyle, aby wydusić z ciebie życie jednym uderzeniem. Niemniej prawy sierpowy zabolał i lekko cię zamroczył, a stwór uśmiechnął się kpiąco i wykonał ręką zachęcający gest, jakby czekając na kolejny cios z twojej strony.
Piłat:
Przywoływanie dziwnych stworów z odległych krain zawsze poprawiało ci humor. I tym razem było podobnie, gdy udało ci się nie tylko zyskać kontrolę nad lodową istotą, ale też zmusić ją, aby opuściła swoją skutą wieczną zmarzliną ojczyznę i przestąpić próg portalu. Może i musiał się schylać, aby zmieścić się w pomieszczeniu, ale tak czy siak się w nim znalazł, a jego poza przypominała dzięki temu ukłon, jaki ci składał, czekając na rozkazy.
Taco, Protektor:
Szybkość, z jaką Triggo wystrzelił cały zapas śmiercionośnych pocisków zdecydowania działała na jego korzyść. Vulcanos co prawda zdołał w porę otoczyć się swym pancerzem (i tylko dzięki temu zawdzięcza życie), ale nic więcej, gdy w czasie przygotowywania lawowego tsunami pociski runęły w jego stronę. Część chybiła celu, eksplodując w lawie bądź na ziemi, ale te, które dosięgnęły Vulcanosa, zmieniły jego jeszcze przed chwilą kompletną zbroję w coś, co przypominało zbitkę kilku elementów pancerza. Wykonał on bowiem swoje zadanie, ochronił swego twórcę, ale ceną za to były niemałe uszkodzenia, przez co Vulcanos mógł liczyć teraz tylko na ochronę pleców, twarzy, szyi i karku oraz całej lewej ręki po bark i obu nóg od kolana w dół. Pancerz wciąż zapewniał ochronę, ale jednocześnie wystawiał cały niemal korpus, uda i prawą rękę na kolejne ataki, tych części ciała bowiem już nic nie chroniło.
Kaloszyk:
Księga się pojawiła, ale w połowie inkantacji rozległo się w twojej głowie polecenie, którego autorem musiał być Władca Umysłów. Jego głos, silny i ostry, rezonujący jak dręcząca czasem ludzi migrena w twojej czaszce składał się z jednego tylko słowa, którego echo odbijało się w jeszcze przez kilka sekund. A przekaz był prosty: Stój! I skuteczny, bowiem do zaklęcia nie doszło.
Draugr poradzi sobie z waszym dawnym liderem. Frankenstein nie pod ręką niczego, co może go pokonać. Chcesz destrukcji i śmierci? Zajmij się tymi, którzy są na zewnątrz. Niestety, pojawili się szybciej, niż myślałem. -
Mężczyzna postanowił czym prędzej uzupełnić braki w pancerzu magmowym korzystając z obecności jeziorka lawy. Wiedział, że to dzięki niemu udało się przetrwać atak salwą granatów, który gdyby nie pancerz, byłby śmiertelny.
- Jebać Crimson. Zwijamy się stąd! - krzyknął Ahmed i wystrzelił po trzy kule lawy na każdego przeciwnika począwszy na Władcy Umysłów, a skończywszy na szczurzym mutancie. Potem przyzwał chmarę popiołu, pyłu i gazu wulkanicznego, żeby korzystając z zasłony dymnej dać dyla do kryjówki, co też postanowił i uczynił czym prędzej opuszczając budynek. -
— Osiem minut, Luce. — Westchnęła, odkładając komórkę obok siebie. — Musimy nie dać się zabić przez osiem minut, zanim przyjadą nam z pomocą.
Przejechała dłonią po galwanizowanej pokrywie zamka jej wykonanego na zamówienie pistoletu Desert Eagle. Wyciągnęła magazynek, upewniła się że pociski są na miejscu i znów załadowała go. Odbezpieczyła broń.
Osiem minut, zagrożenie średnie… Czyżby wyniki jej pracy były niezadowalające?
— Nie najgorszy deadline. — Zacisnęła dłoń na rękojeści pistoletu.
-
//Co do ekipy z napadu: wiem, że minęło strasznie dużo czasu i części z was może się już nie chcieć. Zapraszam tych, którzy wrócą, reszcie dam kilka dni na dołączenie, po tym czasie będziemy kontynuować bez nich.//
Radio:
- Żaden problem. - mruknął Luce i w tej samej chwili gwałtownie skręcił w prawo. Nie mając wielu opcji na przeżycie, musiał wykonywać rozmaite manewry, byleby tylko jakoś uciec waszym prześladowcom, a przynajmniej próbować. Oby tylko nie zboczył za bardzo z kursu, którym kieruje się do was ochrona. -
— Podałam, że kierujemy się do Wschodniego Bronxu. Tam też jadą posiłki. — Powiedziała, przechodząc do sprawdzenia stanu drugiej broni, poczciwej Beretty Bobcat. — Będziesz mi mówił w którą stronę celować, jeżeli zdołają się zrównać z naszym samochodem.
Poprawiła ułożenie okularów. Przyciemniane szyby nie pomagały, ale bez nich byłaby niemalże zupełnie ślepa. Sprawę nieco ułatwiał fakt, że tamta zgraja wciąż jechała na sygnale. Gdy zbliżą się, będzie słyszała w którą stronę strzelać.
-
Triggo
Szczuro-mutantt widząc pędzące w jego stronę kule lawy wykonał trzykrotny przewrót w prawą tronę. Wiedział, że w starciu z taką bronią jaką jest lawa, nie ma najmniejszych szans, jednak posiadał przewagę nad innymi. Otóż był mały, szybki i zwinny przez co stanowił trudny do trafienia cel. Kiedy był pewien, że jest bezpieczny ukrył się za Władcą Umysłów i korzystając z niego jak z osłony, oddał salwę z kwasocisku prosto w Vulcanosa.
- Kruca fuksa jakie atmosfery siem goronce zrobiły. Czeba pozbyć się koziojebcy. - skomentował Triggo i spojrzał na na szefa nowej szajki. - Te wuadco łumysłów nie możesz ich wyłonczyć i uspić tom no telepatatatiom? - zapytał mutant. -
Frankenstein
— Ona nie jest tego warta — krzyknął mężczyzna i ruszył za Ahmedem czym prędzej ulataniając się z budynku. Miał rację. Nie warto nadstawiać karku z aż takimi zbirami, żeby uratować jakąś tam dziewczynkę. Na początku Viktor twierdził, że walka będzie prostsza, a przeciwnicy znacznie słabsi, lecz teraz nie miał złudzeń. Crimson nie jest warta takiej batalii. Na odchodne Frankenstein chwycił dwa worki z forsą.
-
- Niech ci będzie… - rzuciła ostrym tonem na odchodne i zdecydowała się zająć dewastacją przed budynkiem banlu. Hanzo jest zła za przerwanie rzucanego zaklęcia, dlatego musi odreagować agresją i anihilacją. Zmieniła się w rój robali przedtem dematerializując księgę magii ognia, a w takiej formie powędrowała na zewnątrz. Przy okazji zobaczy co się tutaj tak wlaściwie dzieje.
-
Pomóż Wulkanowi i Frankensteinowi. Zajmij czymś przeciwników. Korzystaj z kriomancji - skontakowała się telepatycznie ze stworem panna Crimson. Wiedziała, że ma przewage nad Władcą Umysłów, otóż była całkowicie odporna na działania innych telepatów z racji swoich mocy. Kiedy przyzwana istota ruszyła do walki to dziewczyna ponownie postarała się otworzyć portal, tym razem prowadzący do kryjówki znanej napadającym na bank. Musiała się najszybciej wynieść z tego miejsca.
-
Radio:
Luce robił co mógł, aby wymanewrować waszych oponentów, po raz kolejny udowadniając, że jest prawdziwym wirtuozem kierownicy. Niestety, nie było to wystarczająco i w końcu jeden z radiowozów zbliżył się do was na odległość około siedmiu metrów. Z siedzenia kierowcy wychylił się jeden z domniemanych policjantów, uzbrojony w strzelbę, i zaczął strzelać w kierunku tylnych kół waszego samochodu.
Taco, Chicken:
Wykorzystując zdobytą wcześniej, dzięki szczegółowym planom i mapom, wiedzę na temat rozkładu pomieszczeń, a także postawioną przez Vulcanosa zasłonę dymną, (i przede wszystkim fakt, że wasi oponenci nie wykazywali szczególnej ochoty do pościgu) uciekliście do awaryjnego wyjścia. Co prawda przewidywaliście, że użyjecie go w celu ucieczki przed policją, gdyby obstawili główne wejście, ale i w tej sytuacji się sprawdziło. Kowalski, Hoffman i Gerver czekali na was, nie mieszając się w starcie nadnaturalnych istot, z jakimi przyszło się wam mierzyć. Widać, że byli zestresowani i wasze pojawienie się przyjęli z niemałą ulgą.
- Reszta? - zagadnął krótko Gerver, ale nie mieliście pewności, czy chodzi mu o łup, którego udało się wam wszystkim zebrać łącznie dwie trzecie początkowej wartości, czy pozostałych członków drużyny.
Protektor:
Pudło za pudło - tak można by opisać ostatnią już zdaje się w tym pojedynku wymianę ciosów między tobą a Vulcanosem. Ten bowiem uciekł, razem z nim Frankenstein.
Niech uciekają, nie są mi do niczego potrzebni. Dołącz do Draugra i przyprowadź mi dziewczynę.
Zauważyłeś, jak olbrzym w tej samej chwili, gdy słowa Władcy Umysłów wdarły się w twoją głowę, ruszył przed siebie, w tym samym kierunku, w którym uciekli twoi niedawni towarzysze.
Kałoszyk:
Jak mogłaś się spodziewać, wasz rabunek nie uszedł uwadze stróżom prawa, choć i tak nie było tak źle, jak mogłabyś się obawiać. Najwidoczniej wciąż uważano, że napadu dokonali jacyś zwykli przestępcy, stąd na zewnątrz zastałaś tylko pięć radiowozów policji, a w oddali ciężarówkę oddziałów antyterrorystycznych. Członków tej ostatniej formacji nigdzie nie widziałaś, może za wyjątkiem dwóch snajperów rozstawionych na dachu budynku naprzeciwko banku. Zwykłych policjantów, uzbrojonych w służbowe pistolety, pistolety maszynowe i strzelby, dostrzegłaś tuzin, ukrywających się za swoimi pojazdami i celującymi z broni służbowej w stronę drzwi.
Piłat:
Lodowy olbrzym posłusznie kiwnął głową i opuścił pomieszczenie, wyważając przy tym drzwi. Najwidoczniej tam, skąd pochodził, nie znano klamek… Tak czy siak, tym razem nic ci nie przeszkadzało, choć uderzyła cię cisza, jaka zapadła w budynku. Jakby walka ustała… Tak czy siak, możesz spróbować użyć swoich mocy i uciec, ale czy chcesz pozostawić pozostałych, którzy zostali z tyłu, aby obronić cię przed niespodziewanym zagrożeniem, w tym Groma, samych z tą bandą wykolejeńców, która was napadła?