Nowy Jork [USA]
-
Mężczyzna postanowił czym prędzej uzupełnić braki w pancerzu magmowym korzystając z obecności jeziorka lawy. Wiedział, że to dzięki niemu udało się przetrwać atak salwą granatów, który gdyby nie pancerz, byłby śmiertelny.
- Jebać Crimson. Zwijamy się stąd! - krzyknął Ahmed i wystrzelił po trzy kule lawy na każdego przeciwnika począwszy na Władcy Umysłów, a skończywszy na szczurzym mutancie. Potem przyzwał chmarę popiołu, pyłu i gazu wulkanicznego, żeby korzystając z zasłony dymnej dać dyla do kryjówki, co też postanowił i uczynił czym prędzej opuszczając budynek. -
— Osiem minut, Luce. — Westchnęła, odkładając komórkę obok siebie. — Musimy nie dać się zabić przez osiem minut, zanim przyjadą nam z pomocą.
Przejechała dłonią po galwanizowanej pokrywie zamka jej wykonanego na zamówienie pistoletu Desert Eagle. Wyciągnęła magazynek, upewniła się że pociski są na miejscu i znów załadowała go. Odbezpieczyła broń.
Osiem minut, zagrożenie średnie… Czyżby wyniki jej pracy były niezadowalające?
— Nie najgorszy deadline. — Zacisnęła dłoń na rękojeści pistoletu.
-
//Co do ekipy z napadu: wiem, że minęło strasznie dużo czasu i części z was może się już nie chcieć. Zapraszam tych, którzy wrócą, reszcie dam kilka dni na dołączenie, po tym czasie będziemy kontynuować bez nich.//
Radio:
- Żaden problem. - mruknął Luce i w tej samej chwili gwałtownie skręcił w prawo. Nie mając wielu opcji na przeżycie, musiał wykonywać rozmaite manewry, byleby tylko jakoś uciec waszym prześladowcom, a przynajmniej próbować. Oby tylko nie zboczył za bardzo z kursu, którym kieruje się do was ochrona. -
— Podałam, że kierujemy się do Wschodniego Bronxu. Tam też jadą posiłki. — Powiedziała, przechodząc do sprawdzenia stanu drugiej broni, poczciwej Beretty Bobcat. — Będziesz mi mówił w którą stronę celować, jeżeli zdołają się zrównać z naszym samochodem.
Poprawiła ułożenie okularów. Przyciemniane szyby nie pomagały, ale bez nich byłaby niemalże zupełnie ślepa. Sprawę nieco ułatwiał fakt, że tamta zgraja wciąż jechała na sygnale. Gdy zbliżą się, będzie słyszała w którą stronę strzelać.
-
Triggo
Szczuro-mutantt widząc pędzące w jego stronę kule lawy wykonał trzykrotny przewrót w prawą tronę. Wiedział, że w starciu z taką bronią jaką jest lawa, nie ma najmniejszych szans, jednak posiadał przewagę nad innymi. Otóż był mały, szybki i zwinny przez co stanowił trudny do trafienia cel. Kiedy był pewien, że jest bezpieczny ukrył się za Władcą Umysłów i korzystając z niego jak z osłony, oddał salwę z kwasocisku prosto w Vulcanosa.
- Kruca fuksa jakie atmosfery siem goronce zrobiły. Czeba pozbyć się koziojebcy. - skomentował Triggo i spojrzał na na szefa nowej szajki. - Te wuadco łumysłów nie możesz ich wyłonczyć i uspić tom no telepatatatiom? - zapytał mutant. -
Frankenstein
— Ona nie jest tego warta — krzyknął mężczyzna i ruszył za Ahmedem czym prędzej ulataniając się z budynku. Miał rację. Nie warto nadstawiać karku z aż takimi zbirami, żeby uratować jakąś tam dziewczynkę. Na początku Viktor twierdził, że walka będzie prostsza, a przeciwnicy znacznie słabsi, lecz teraz nie miał złudzeń. Crimson nie jest warta takiej batalii. Na odchodne Frankenstein chwycił dwa worki z forsą.
-
- Niech ci będzie… - rzuciła ostrym tonem na odchodne i zdecydowała się zająć dewastacją przed budynkiem banlu. Hanzo jest zła za przerwanie rzucanego zaklęcia, dlatego musi odreagować agresją i anihilacją. Zmieniła się w rój robali przedtem dematerializując księgę magii ognia, a w takiej formie powędrowała na zewnątrz. Przy okazji zobaczy co się tutaj tak wlaściwie dzieje.
-
Pomóż Wulkanowi i Frankensteinowi. Zajmij czymś przeciwników. Korzystaj z kriomancji - skontakowała się telepatycznie ze stworem panna Crimson. Wiedziała, że ma przewage nad Władcą Umysłów, otóż była całkowicie odporna na działania innych telepatów z racji swoich mocy. Kiedy przyzwana istota ruszyła do walki to dziewczyna ponownie postarała się otworzyć portal, tym razem prowadzący do kryjówki znanej napadającym na bank. Musiała się najszybciej wynieść z tego miejsca.
-
Radio:
Luce robił co mógł, aby wymanewrować waszych oponentów, po raz kolejny udowadniając, że jest prawdziwym wirtuozem kierownicy. Niestety, nie było to wystarczająco i w końcu jeden z radiowozów zbliżył się do was na odległość około siedmiu metrów. Z siedzenia kierowcy wychylił się jeden z domniemanych policjantów, uzbrojony w strzelbę, i zaczął strzelać w kierunku tylnych kół waszego samochodu.
Taco, Chicken:
Wykorzystując zdobytą wcześniej, dzięki szczegółowym planom i mapom, wiedzę na temat rozkładu pomieszczeń, a także postawioną przez Vulcanosa zasłonę dymną, (i przede wszystkim fakt, że wasi oponenci nie wykazywali szczególnej ochoty do pościgu) uciekliście do awaryjnego wyjścia. Co prawda przewidywaliście, że użyjecie go w celu ucieczki przed policją, gdyby obstawili główne wejście, ale i w tej sytuacji się sprawdziło. Kowalski, Hoffman i Gerver czekali na was, nie mieszając się w starcie nadnaturalnych istot, z jakimi przyszło się wam mierzyć. Widać, że byli zestresowani i wasze pojawienie się przyjęli z niemałą ulgą.
- Reszta? - zagadnął krótko Gerver, ale nie mieliście pewności, czy chodzi mu o łup, którego udało się wam wszystkim zebrać łącznie dwie trzecie początkowej wartości, czy pozostałych członków drużyny.
Protektor:
Pudło za pudło - tak można by opisać ostatnią już zdaje się w tym pojedynku wymianę ciosów między tobą a Vulcanosem. Ten bowiem uciekł, razem z nim Frankenstein.
Niech uciekają, nie są mi do niczego potrzebni. Dołącz do Draugra i przyprowadź mi dziewczynę.
Zauważyłeś, jak olbrzym w tej samej chwili, gdy słowa Władcy Umysłów wdarły się w twoją głowę, ruszył przed siebie, w tym samym kierunku, w którym uciekli twoi niedawni towarzysze.
Kałoszyk:
Jak mogłaś się spodziewać, wasz rabunek nie uszedł uwadze stróżom prawa, choć i tak nie było tak źle, jak mogłabyś się obawiać. Najwidoczniej wciąż uważano, że napadu dokonali jacyś zwykli przestępcy, stąd na zewnątrz zastałaś tylko pięć radiowozów policji, a w oddali ciężarówkę oddziałów antyterrorystycznych. Członków tej ostatniej formacji nigdzie nie widziałaś, może za wyjątkiem dwóch snajperów rozstawionych na dachu budynku naprzeciwko banku. Zwykłych policjantów, uzbrojonych w służbowe pistolety, pistolety maszynowe i strzelby, dostrzegłaś tuzin, ukrywających się za swoimi pojazdami i celującymi z broni służbowej w stronę drzwi.
Piłat:
Lodowy olbrzym posłusznie kiwnął głową i opuścił pomieszczenie, wyważając przy tym drzwi. Najwidoczniej tam, skąd pochodził, nie znano klamek… Tak czy siak, tym razem nic ci nie przeszkadzało, choć uderzyła cię cisza, jaka zapadła w budynku. Jakby walka ustała… Tak czy siak, możesz spróbować użyć swoich mocy i uciec, ale czy chcesz pozostawić pozostałych, którzy zostali z tyłu, aby obronić cię przed niespodziewanym zagrożeniem, w tym Groma, samych z tą bandą wykolejeńców, która was napadła? -
Ahmed tylko spojrzał na Frankensteina porozumiewawczym spojrzeniem i wrócił wzrokiem na Gervera.
- Szczur i pijawka zdradzili, Grom oberwał, a Crimson to nie wiem co się z nią stało. Nie jest warta obrony przed taką chujnią, jak tamta ekipa. - oznajmił po krotce nakreślając sytuację. Ciężkim oddechem napełnił płuca i przeszedł wzrokiem na Frankensteina.
- Spadajmy stąd zanim się nam gliny lub reszta dobiorą do dupy! - zaproponował w agresywny sposób Vulcanos. -
Panna Crimson zdawała sobie sprawę, że jej towarzysze muszą sobie jakoś poradzić i zdecydowała zdać się na siebie. W tej chwili myślała tylko o swoich czterech literach, dlatego też spróbowała otworzyć portal do kryjówki i czym prędzej uciec z tego miejsca, dopóki ma odpowiednie warunki, czyli spokój oraz ciszę, do otwarcia przejścia. W między czasie golem powinien zająć przeciwników i załatwić cenny czas.
-
Frankenstein
Wszystko wskazywało na to, że ekipa nie wróci się, aby pomóc Crimson, która zdana była na siebie. Viktor pozwolił wypowiedzieć się Vulcanosowi, żeby potwierdzić to co powiedział towarzysz napadu.
— Zwijamy się stąd zanim tamci się nami zainteresują. Crimson będzie musiała dać sobie radę, podobnie jak Grom. — Powiedział Viktor i ściskając dwa worki forsy ruszył w stronę wyjścia.
— Idźcie przodem. — Oznajmił do Kowalskiego i reszty drużyny. -
Hanzo postanowiła nie materializować się i w dalszym ciągu jako rój robali czekała na rozwój wydarzeń.
-
Triggo
Szczurzy mutant nie zamierzał wykonać rozkazu Władcy Umysłów, ba, nie zamierzał mu służyć ani być jego pachołkiem. Triggo sądził, że zasługuje na więcej, dlatego przeładował swój kwasocisk, a następnie przytaknął na rozkaz.
- Się wie, szefie, kierwa dopadniem jom i przyprowadzim. - powiedział mutant i wykorzystując fakt, że jest za plecami Władcy Umysłów, wystrzelił salwę z kwasocisku prosto w plecy przeciwnika. Na domiar tego cisnął w niego granatem odłamkowo-burzącym odsunąwszy się na bezpieczną odległość.
- Przejmujem dowodzenie. Won do piekła kutfo wściekła. - powiedział i splunął w kierunku Władcy Umysłów. -
Pomimo wyczerpania poprzednią akcją, Veronika spróbowała znaleźć w sobie jeszcze odrobinę energii, aby poprawić ich sytuację. Mogła to zrobić, była do tego zdolna, musiała być… Sięgnęła do umysłu kierowcy trzymającego strzelbę. Nie łudziła się, że zdoła przejąć kontrolę nad jego działaniami, była na to zbyt wycieńczona ruchem sprzed momentu… Spróbowała czegoś lżejszego. Zablokowała sygnał dochodzący z jego oczu do mózgu - przynajmniej na krótką chwilę powinien oślepnąć, a przez to nie trafić w jej samochód.
-
//to najdłuższy napad w historii pbfów chyba//
-
//Mogę dostać odpis tutaj czy muszę czekać na braci Daltonów?//
-
//Można jako dołączyć do napadu?//
-
Radio:
Rzeczywiście, udało się, ale efekt nie był taki, jakiego oczekiwałaś: chwilowo oślepiony, spanikowany mężczyzna, zaczął strzelać na ślepo. Czy to przez łut szczęścia, czy przez to, że trafił już wcześniej i miał ułatwione zadanie, zdołał rozwalić wam prawe koło. Dobrze wiedząc, że dalsza ucieczka pojazdem w takim stanie mija się z celem, Luce usiłował skręcić w jakąś boczną uliczkę, aby stamtąd kontynuować pieszo. Niestety, straciwszy panowanie nad pojazdem, zakończył wasz rajd na chodniku, gdy samochód uderzył w jedną z ulicznych latarni. Plusem było to, że oboje przeżyliście, a nawet wykaraskaliście się z tego bez większych szkód. Minusem, dużo większym, był za to fakt, że dogoniły was co najmniej trzy radiowozy, które zaczęli opuszczać uzbrojeni po zęby ludzie, podający się za policjantów.
Taco, Chicken:
Ciężko powiedzieć z jakiego powodu, ale odpuścili wam. Chyba rzeczywiście nie zależało im na łupie czy waszej śmierci, a jedynie na dziewczynie. Dzięki pozostawieniu Crimson i jej superszybkiego kompana na pastwę losu, możecie kontynuować ucieczkę według planu lub w jakiś inny sposób: grunt, żeby zwinąć się stąd, nim tamci zmienią zdanie lub pojawią się przytłaczające siły policji, Agencji lub co gorsza jacyś herosi. Teraz dysponujecie w końcu uszczuplonym składem, nie macie co marzyć o przebijaniu się przez większe grupy wrogów siłą.
Kaloszyk:
Czekając, zrozumiałaś, gdzie są antyterroryści, których ci tu od początku brakowało: na niebie pojawił się helikopter, który zawisnął kilka metrów nad dachem banku. Z jego wnętrza wyrzucono liny, po których zaczęli desantować się członkowie oddziału specjalnego lokalnej policji. Zwykli gliniarze mieli pewnie za zadanie zabezpieczyć to wejście i ewentualnie inne drogi ucieczki z budynku, podczas gdy to tamtym powierzono rozprawę z rabusiami.
Protektor:
Trafiłeś, ale jeśli spodziewałeś się go zabić, to srodze się rozczarowałeś. Widać było po nim, że oberwał, w końcu (z tego, co wiesz na jego temat) był tylko zwykłym człowiekiem, żadnym mutantem, kosmitą czy bogiem. W jakiś sposób jednak przeżył, czy to dzięki swoim zdolnościom czy może pancerzowi, jaki miał na sobie.
- Srogo zapłacisz za swoją impertynencję, zapchlony gryzoniu. - wysyczał przez maskę, wznosząc się na kilka metrów nad ziemię i odsuwając się nieco od siebie. Założywszy jednak ręce na piersi, nie zrobił nic, aby cię skrzywdzić. Ba, jego kolosalny towarzysz, po szybkim kiwnięciu głową, podjął powierzone mu przed chwilą zadanie zamiast podejść do ciebie i rozerwać cię na strzępy. Dopiero po chwili zdałeś sobie sprawę, czemu Władca Umysłów nie chce brudzić sobie rąk. Miał w końcu od tego ludzi. A ty chyba o jednym zapomniałeś… Mężczyzna w dziwnym kombinezonie, który obezwładnił was na początku starcia, ponownie użył swojej mocy, tym razem koncentrując ją tylko na tobie: potężna soniczna fala trafiła cię, a jej impet odrzucił o kilka dobrych metrów, wprost na spotkanie ze ścianą budynku. Nie było to wystarczająco, żeby cię zabić, co to, to nie, ale na pewno zostałeś ranny i oszołomiony.
Piłat:
Rozpoczęłaś inkantację, ale twoją uwagę przykuły odgłosy z korytarza, którym lodowy olbrzym opuścił pomieszczenie. Brzmiało jak walka, ale ciężko powiedzieć, z kim walczył twój kolos i czy w ogóle wygrywa. Możesz iść i rzucić na to okiem, jakoś go nawet wspomóc, albo zostać tu i kontynuować tworzenie portalu. -
Panna Crimson kontynuowała tworzenie portalu w celu ucieczki z banku. Zignorowała odgłosy walki, gdyż lodowe monstrum miało za zadanie nie tylko walczyć, ale też opóźnić innych, gdy dziewczyna będzie tworzyła portal. Na ten moment poświęciła całą uwagę tworzeniu przejścia i postarała się tylko na tym skupić.