Diabelski Kanion
-
Radiotelegrafista
— To nie były zwykłe ogniste kije. — Odpowiedział szybko, klnąc w duszy na nad wyraz ciekawskich dzikusów : — Wyglądały jak zwykłe, lecz różniły się u końca. Wydłużały i rozszerzały się bardziej niż inne, a gdy pluły ogniem, to widać było jedynie jęzor ognia, a żadnego głosu nie było. —
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
Widzisz wejście z wąskiego przejścia, którym Cię prowadzi. Mógłbyś zabić go teraz, wtedy nikt, kto będzie po drugiej stronie, nie zobaczy ciała, ale z kolei drugi strażnik mógłby je dostrzec. Zaś idąc dalej, w końcu zniknąłbyś mu z widoku, ale wtedy większe ryzyko, że to po drugiej stronie, w czymś na kształt jaskini lub pieczary, zobaczą truchło wartownika.
-
-
Kuba1001
I tak trafiliście do wspomnianej już jaskini, niezbyt dużej, rozświetlanej wątłym blaskiem pochodni, w których dostrzegłeś przynajmniej tuzin innych Amaksjan, którzy śpiewali jakąś monotonną pieśń. W oczy rzucały Ci się też rysunki naskalne oraz kamienne podwyższenie, a na nim coś w kształcie ołtarza, bardzo dobrze oświetlonego. Stał przy nim postawny Amaksjanin odziany w dziwny strój, który upodabniał go po trosze do każdego ze zwierząt żyjących na dzikich terenach Oskad, dzierżący długi, kamienny nóż. Przy ołtarzu zauważyłeś też kilka mis, do których coś skapywało, a domyśliłeś się co, gdy w blasku pochodni ujrzałeś bezkształtną masę ludzkich zwłok, przynajmniej dwóch mężczyzn, kobieta i nastolatek, wszyscy z poderżniętymi gardłami i dziurami ziejącymi w tej części klatki piersiowej, gdzie powinno bić serce.
-
Radiotelegrafista
Na widok tej sceny wczorajsza kolacja podeszła mu do ust. Cóż… Chyba się spóźnił. Nie ma tego złego, przynajmniej nie będzie musiał się bić z tymi prymitywami, żeby wyciągnąć z tą jakąś fafaratkę. Jednak spojrzał jeszcze raz czy aby na pewno, oprócz ciał, nie było tu jeszcze jakichś żywych ludzi, którzy dopiero później mieliby zostać złożeni w ofierze.
-
Kuba1001
Gdzieś z tyłu znajdowała się chyba jakaś część jaskini, której nie mogłeś dostrzec z daleka, ale wciąż byli tam ludzie, bowiem na Twoich oczach dwóch rosłych wojowników wyciągnęło stamtąd szamoczącego się i klnącego na czym Oskad stoi mężczyznę, którego położyli na ołtarzu i przytrzymali za nogi i ręce, aby kapłan mógł wznieść w górę nóż, wygłaszając jednocześnie jakąś mistyczną mantrę, z której nic nie rozumiałeś, a potem wbić go w klatkę piersiową nieszczęśnika i wyjąć z niej ociekające krwią i wciąż bijące serce…
-
Radiotelegrafista
Do cholery z tym, wypadałoby jakoś pomóc tym z tyłu. Pomyślał, chcąc przejść w kierunku tej części jamy, gdzie znajdowali się ludzie przygotowani do bycia złożonym w ofierze. Nie mógł przecież walczyć z tuzinem Amaksjan naraz, to byłoby równe samobójstwu. Co prawda w jego głowie już rodził się plan, lecz by wykonać go w praktyce musiał porozumieć się przetrzymywanymi ludźmi.
-
-
Radiotelegrafista
Psia krew… Tutaj potrzeba dziesięciu rewolwerowców, a nie jednego. Albo potrzeba podstępu. James dokładnie przyjrzał się, a także postarał się przywołać z pamięci naskalne rysunki Amaksjan. Czy mógł w nich rozpoznać jakieś bóstwo, bożka? Jeżeli iluzją przybierze jakąś ciekawszą formę, będzie mógł wyciągnąć dzikusów z jaskini.
-
Kuba1001
Nie miałeś bladego pojęcia, co przedstawiły te rysunki. To głównie białe, czarne i czerwone linie, łączące się ze sobą w zawiłe wzory, z których może i dałoby się przywołać jakiś obraz, ale dla kogoś, dla kogo są to zwykłe naskalne rysunki, a nie święte malowidła, jak Ty, nie mogłeś być pewien, czy próbowanie stworzenia iluzji na siłę da odpowiedni efekt.
-
Radiotelegrafista
“Więc cholera niech by to wszystko wzięła.” Stwierdził James, coraz to bardziej niespokojnie obrzucając wnętrze jamy spojrzeniem. Musiał coś wymyślić, a presja czasu coraz bardziej odciskała na nim swoje piętno. Jak wyciągnąć dziesięciu dzikusów z ich gniazdka? Nie mając o wiele więcej czasu na przemyślenia, tylko rzucił do Amaksjana, z którym tu przyszedł: — Ogniste kije idą. — I nie czekając na jego reakcję, rzucił się do biegu w stronę, z której przyszedł.
-
-
Radiotelegrafista
Korzystając z tego, że wartownik przez te kilka sekund nie widział go, przysunął się do skalnej ściany i za sprawą magii iluzji zakamuflował na jej tle. Miał nadzieję, że strażnik ominie go i pobiegnie dalej.
// Zakładam, że mam ten moment, gdy nie widzi mnie ani strażnik goniący, ani ten z wejścia do odnogi. //
-