Nowy Jork
-
-
-
antekk5
‐ Tak jak już wcześniej mówiłem, dwa dni temu mój oddział otrzymał zadanie odnalezienia oddziału Bravo, z którym nie mieliśmy kontaktu od ponad tygodnia. Zostaliśmy wysłani w miejsce, gdzie po raz ostatni wysłano oddział Bravo ‐ przydzielono nam 6 pojazdów typu Humvee, więc byliśmy nie lada uzbrojeni. Przez pierwsze godziny jazdy nic ciekawego się nie działo, ot można było kilku Szwendaczy zobaczyć, ale nie były one jakimś poważnym zagrożeniem. Gdy dotarliśmy na miejsce, nie znaleźliśmy żadnych pojazdów należących do Bravo, a tym bardziej trupów żołnierzy, także zakładam, iż albo oddział Bravo jeszcze się trzyma, ale zepsuł im się sprzęt, albo strzelili kopytami, a ktokolwiek odpowiadał za ich śmierć, pozbył się ciał żołnierzy oraz sprzętu. Nie mieliśmy jednak zbytnio czasu do zbadania sprawy, gdyż zaczęli do nas strzelać bandyci. Wprawdzie nie mieli jakiegoś solidnego ekwipunku ‐ notabene najlepiej uzbrojeni posiadali pistolety maszynowe ‐ ale ch*je posiadały przewagę liczebną. Naliczyłem co najmniej 75 debilów, także przewaga wroga nad nami była co najmniej dwukrotna. Udało im się wybić wszystkich operujących karabiny maszynowe w zaledwie minutę, a my musieliśmy się bronić bez pomocy broni ciężkiej. Oczywistym było to, że przegramy tą bitwę, także nasz dowódca rozkazał odwrót. Z resztą, był to jego ostatni rozkaz ‐ jakiś patafil przestrzelił mu łeb. Wykorzystałem wszystkie moje granaty przy ucieczce, żeby wyrządzić sk**wysynom jak najwięcej szkód. Cała amunicja z pistoletu maszynowego także poszła na bandytów, a kiedy udało mi się uciec, zorientowałem się, że mój pistolet maszynowy przepadł. Próbowałem połączyć się z dowództwem, ale okazało się, że moja krótkofalówka została poważnie uszkodzona.
Tego dnia widziałem śmierć 18 kompanów, a los pozostałych jest nieznany ‐ być może żyją, być może strzelili kopytami, a może i nawet są w niewoli. Mam nadzieję, że uda nam się ich odnaleźć. -
-
-
Kuba1001
Antek:
//Burza śnieżna na Grenlandii zakłóciła transmisję. Teraz już wszystko dobre, bez odbioru.//
‐ Cóż, właśnie tak wygląda ta wojna o przetrwanie, którą tu wszyscy toczymy… ‐ odparł mężczyzna, marszcząc czoło i układając dłonie w piramidkę. ‐ Mógłbym Ci pomóc, ale bez rozkazów i zezwolenia z góry dam Ci co najwyżej dwóch żołnierzy, o których wypadzie zapomnę wspomnieć w raporcie, zrozumiano?
Ray:
Najwidoczniej Zombie postanowiły zapolować też na Ciebie, bo gdy wykańczałeś jakiegoś samotnego Szwendacza, nagle zauważyłeś trzech Sprinterów gnających w Twoją stronę. -
antekk5
‐ Zrozumiano. ‐ odpowiedział, po czym zadał pytanie.
‐ Czy mógłbym udać się do zbrojowni i wziąć jakieś granaty bądź pistolet maszynowy? Wolałbym mieć jakiś ekwipunek dorównujący mojemu wsparciu oraz mieć zwiększone szanse, że wszyscy wrócimy cali lub z mniej poważnymi urazami, aniżeli być pod ciężkim ostrzałem wroga i strzelać jedynie z pistoletu, podczas gdy moi kompani mogą nie żyć i być nieźle ode mnie oddaleni. -
-
Kuba1001
Antek:
Skinął głową.
‐ Zaczekaj przed wejściem do posterunku, przyślę tam moich ludzi ze sprzętem dla Ciebie. Gdy, albo o ile, wrócicie, powinienem mieć już wytyczne z góry.
Ray:
To, że straciłeś cztery naboje, które są tu na wagę złota, ponieważ raz spudłowałeś, a każda kolejna kulka trafiła już w cel. Poza tym hałas mógł zwabić, i najpewniej zwabił, okoliczne Zombie. -
-
-
Kuba1001
Antek:
Jak się okazało, byli to Ci sami żołnierze, którzy niemalże zastrzelili Cię przed wejściem, prowadząc przy tym bardzo pasjonującą dyskusję. Jeden z nich wręczył Ci dwa granaty odłamkowe, a drugi pistolet maszynowy, konkretniej HK MP5 i dodatkowy magazynek.
Ray:
Idąc dalej, zobaczyłeś na horyzoncie idące w Twoją stronę postaci, zbyt wyprostowane i o równym chodzie jak na zwykłych Zdechlaków. -
-
-
Kuba1001
Antek:
‐ Odkąd przysłali nas tu na posterunek, żeby zluzować podziurawioną jak sito załogę, która obsadzała go wcześniej, nie wyściubiliśmy stąd nosa, także nie znamy okolicy w ogóle. ‐ odparł jeden z żołnierzy.
‐ Ta. Ty prowadź, my strzelamy. ‐ dodał drugi, kręcąc popisowego młynka swoją bronią.
‐ Oho. ‐ mruknął tamten. ‐ Patrzcie go! Znalazł się, John Pie**olony McClane.
Ray:
Oni nie byli nastawieni tak przyjaźnie, jak Ty. Nie ma co się im dziwić, zaufanie bywało towarem bardziej deficytowym niż amunicja, a oni woleli przeżyć niż zaufać z miejsca jakiemuś szerzącemu się kolesiowi. Dlatego wszyscy czterej wycelowali w Ciebie broń. Dopiero z bliska zauważyłeś, że są bardzo dobrze wyposażeni, bo w karabinki szturmowe i pistolety maszynowe, a w kaburach przy pasie tkwiły pistolety i noże bojowe. Mieli kompletne mundury armii amerykańskiej, ale własnoręcznie ozdobione motywami czaszek, piszczeli i tym podobnych, oraz opaskę z wymalowaną w narodowe barwy USA literą L na ramionach.
‐ A ten skąd się urwał? ‐ zapytał jeden z żołnierzy swoich kompanów.
‐ Na pewno nie jest stąd. Co nie, młody? ‐ dodał inny, zwracając się bezpośrednio do Ciebie. -
-
-
-
-