Londyn
-
-
StinkyWhiskey
Podobno trunku było tu w brud, więc pewnie wszystkiego i tak by nie uniósł ze sobą. Otworzył jakąś whiskey i najpierw wziął łyka na ból pleców spowodowany upadkiem przez to cholerstwo. Następnie rozerwał koszulę w pół, jedną połową obwiązał nogę od stołu, a drugą wsadził do nowej butelki z alkoholem. Oczywiście oba kawałki koszuli zamoczył w alkoholu. Teraz z pochodnią w jednej ręce i mołotowem w drugiej stanął w progu zaglądając do środka.
-
Kuba1001
Antak:
Działania Twoje i mężczyzny sprawiły, że liczba Szwendaczy zmalała do przynajmniej kilkunastu osobników.
Vader:
Ano, faktycznie, ponieważ zabiłeś obu bez większych trudności.
//Strzelanina jest na górze, przy wejściu do więzienia, nie tutaj. Znaczy tutaj w sumie też przed chwilą była. Kurde, wiesz o co chodzi, okej?//
Kucu:
Potwór nie miał zamiaru znowu zaatakować, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, choć na pewno tam był, kto inny by tak charczał i warczał? -
-
-
-
Kuba1001
Antek:
//No i słusznie.//
Wspólnie, choć raczej nieumyślnie, wyeliminowaliście wszystkie Zombie, nieliczne ocalałe dały sobie spokój i odeszły.
Vader:
Powoli zaczęło się tam robić dość tłoczno, ale wykonali rozkaz.
Kucu:
Dostrzegłeś potwora w kącie kuchni, nieopodal szafek, za którymi najpewniej leżała jedna z jego ofiar, której nogi jedynie widziałeś. Jednakże dostrzegłeś więcej leżących sylwetek, najpewniej osuszony z ostatniej kropli krwi przez Wampira w przeciągu kilu… No właśnie. Dni? Tygodni? Miesięcy? Ciężko stwierdzić, ale czy było Ci to naprawdę potrzebne? -
-
-
Kuba1001
Antek:
Owszem, zauważyłeś go razem z tamtą kobietą, ale najwidoczniej jego nie ciągnęło zbytnio do zawierania przyjaźni z obcą osobą, więc od razu wycelował w Ciebie broń, choć nie jesteś pewien, czy zdążył ją nabić.
‐ A Ty kto?
Vader:
Teraz musisz jakoś otworzyć zamknięte drzwi, czyli albo poszukać klucza, albo pozwolić je wysadzić komandosom. -
-
-
-
Kuba1001
Antek:
Najpewniej nie zdołałbyś po niego sięgnąć, kto jak kto, ale to Twój oponent ma większe szanse, aby wypalić jako pierwszy i, biorąc pod uwagę jego oręż, nie ma co liczyć, że będzie musiał poprawiać.
‐ Matt… Po prostu. To Ty wtedy strzelałeś z tego okna?
Vader:
Proste sposoby bywają czasami najlepsze, tym razem nie było inaczej: Znaleźliście pęk kluczy, najpewniej nie tylko od drzwi, ale i poszczególnych cel, u jednego z wartowników, którego żołnierze pozbawili też uzbrojenia i reszty cennego wyposażenia.
Kucu:
Owszem, trafiłeś, a Wampir zaczął się elegancko fajczyć, acz co z tego, skoro, nie zginął? Co prawda zaczął się rzucać w szale, chcąc ugasić płomienie, ale chwilę później zmienił strategię, najwidoczniej zdając sobie sprawę, że mu się nie uda, więc pobiegł w Twoim kierunku, gotów zabrać Cię ze sobą na tamten świat. -
-
-
Kuba1001
Vader:
Ano, nie było, był tylko wąski i słabo oświetlony korytarz rozgałęziający się kilkanaście metrów od wejścia. Po obu stronach przejścia zauważyłeś pogrążone w mroku cele za żelaznymi kratami.
Antek:
‐ Dzięki, pewnie uratowałeś nam życie… Pomógłbym, ale nie mam amunicji pistoletowej. Pistoletu zresztą też nie. -
-
-