Dallas
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Kuba1001
‐ Do swojej grupy Cię nie wezmę, koleżki też nie. Pracujemy razem już od prawie roku, bez żadnych strat i chcę zachować ten stan rzeczy tak długo jak się da. Ale tam jest inny wypadowiec, który chętnie weźmie świeży narybek. ‐ odparł z perfidnym uśmiechem, wskazując na mężczyznę siedzącego na tarasie domu ranchera, z kapeluszem na twarzy i na bujanym fotelu.
-
-
-
-
samex
Bonawentura(Bon)
Kuwa mać*‐zaklnąłem‐ Gdzie do diabła jest Alfred!? Popatrzyłem na Trumpa z pytającymi oczyma jakbym oczekiwał odpowiedzi od owczarka a on odpowie mi głosem Morgana Freemana.
‐Ehhh. Bóg jeden wie ale to jest irytującę. Od 3 godzin go nie ma a ja nie będę czekać w tym hotelu aż przyjdzie po mnie jakiś rabuś. Inna sprawa Klansmeni z którymi w ramach “aryjskiego białego braterstwa” nie miałbym żadnych problemów.‐
Patrzę sie na drzwi z nadzieją że przyjdzie wreszcie mój kamrat niedoli który powiedział mi przed wyjściem że ma pomysł jak wydostać się z miasta Dallas a dalej na północ. Łatwiej byłoby na wschód do Luizjany ale wiesz że w porównaniu do twojego przyjaciela przetrwałbyś ze względu na swoją rasę a on kto wie co by z nim zrobili. Więc zamiast jechać najszybszą drogą planował on kierować się do Chicago a następnie stąd do dawnej stolicy stanów zjednoczonych. Szczerze chcę mu pomóc ale uważam że podróż poza groźnymi warunkami będzię bezowocna i gorzka. Zostawię to jednak dla siebie.