Grobowiec dynastii Nephilak [Nekrodermis]
-
Wzniesiony z milionów ton zbrojonego betonu, stali oraz powszechnie występującego w ojczyźnie Nekrontyrów czarnego metalu zwanego ebonem w sztucznie wydrążonej, jaskinii grobowiec jest znajdującą się ponad pół kilometra pod ziemią instalacją będącą, w najprostszych słowach, połączeniem podziemnego miasta i placówki kriogenicznej dla ocalałych poddanych Trazyna, jak również jego samego. Mimo faktu posiadania powierzchni godnej wielkiej metropolitarnej dzielnicy wciąż jest ledwie średniej wielkości w porównaniu z innymi obiektami tego typu, również znajdującymi się pod powierzchnią zdewastowanego świata. W samym sercu grobowca, mogącym pomieścić 15 tysięcy spośród ocalałych Nekronów z włości Nieskończonego, góruje postawna piramida, w której nie tylko znajdują się komory hibernujące farona i jego dworu, ale także mieszczą się pomieszczenia spełniające funkcje podobne do tych z dawnego faraońskiego pałacu.
-Nie frasuj się, Czcigodny. Nie odczujesz upływu czasu. Moja chronomancja zapewni to mnie, Tobie i reszcie Twego dworu. Oraz siostrze Waszej Wysokości.
Te konkretne słowa, wypowiedziane jeszcze przed rozpoczęciem Wielkiego Spoczynku przez nadwornego Krypteka, Amona, na pozór nie wydawały się Trazynowi niczym szczególnym. Wszak w swojej formie zwykłego zapewnienia nie wyrażały niczego szczególnego. Nie były też ostatnimi, po których nastąpiło szczelne zamknięcie sarkofagu i rozpoczęcie działania przez pole hibernacyjne. Jednak musiały być dla faraona nadzwyczaj szczególne.
Trazyn wysnuł ten wniosek w prosty sposób, gdyż była to pierwsza myśl, która zakotłowała się w jego mechanicznym umyśle, gdy pustka braku świadomości związana ze Spoczynkiem została zastąpiona przez pospolitą ciemność nierozwartego jeszcze sarkofagu.
Tuż po tym powróciły wspomnienia. Obrazy wojny, pożogi, horroru procesu biotransferu, ale także dawnych wspomnień, tych z na długo przed upadkiem Nekrontyrów.
-A więc… dokonało się - pomyślał wciąż dosyć otępiały po nieokreślonym czasie spędzonym w hibernacji, by zaraz spróbować wypowiedzieć:
-Dokonało… Już po Spoczynku…
A jeśli on sam jest już zbudzony, a przynajmniej jest do tego przygotowywany, to może, jeśli go nadwątlona hibernacją pamięć nie myli, to oznaczać, że i inni, zwłaszcza ci najbardziej potrzebni do ponownego uruchomienia i przystosowania Grobowca do użytkowania, zostali już zbudzeni i wyszli z własnych Sarkofagów. -
Andrzej_Duda
A jeśli tak… To nie ma innej opcji do przekonania się co do tego, niż wyjście ze środka. Tylko problem jest jeden… Jak się z tego wychodziło? Wyważać jak troglodyta szkoda, przecież ten sarkofag to cud techniczny i wielkim grzechem byłoby zniszczyć coś tak wartościowego. Ale z drugiej strony jednakże… Ile może zająć, zanim Trazyn zostanie przez kogoś wypuszczony z zewnątrz? Trudno opowiedzieć jednoznacznie i zdecydowanie na oba z tych pytań. Dobrze by było, gdyby był tu jakiś guzik… Albo wajha, być może?
-
Woj2000
Guzik lub dźwignia… Tak, Trazynowi wydaje się logiczne, że coś takiego powinno być w tym sarkofagu zamontowane, tym bardziej, jeśli jest to urządzenie przeznaczone do użytku wysoko urodzonych Nekrontyrów, czy już Nekronów.
Jednak on sam jest również świadomy, że ze swoją obecną, metaliczną i górującą formą, jak również odzwyczajeniem od ruchu niewiele będzie mógł w tej ciasnej przestrzeni zdziałać. Dlatego też postanawia poszukać w sposób niewygający kontaktu fizycznego - za pomocą szeroko używanej w jego gatunku, nawet po przemianie, magii. W tym celu, na ile to możliwe w mechanicznym ciele, postanowił wyciszyć umysł i z pomocą tajemnych sztuk ,wyczuć" cokolwiek, co by mogło być uznane za wajchę lub inny guzik -
Andrzej_Duda
Hm… Nawet po dość rozsądnym wykorzystaniu magii w celu znalezienia sposobu wyjścia z tej krypty, Trazyn wciąż nie znalazł żadnego sposobu, żeby wydostać się stąd, będąc jednocześnie w środku. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli krypty mają być otwierane od zewnątrz, to że nikt nie zapomni o starym Faraonie-mędrcu.
Tymczasem… O ile żadnego sposobu wyjścia Trazyn nie znalazł, to wyczuł mimowolnie, że w pobliżu… W każdym razie na terenie kompleksu mieszczącego grobowce, znajduje się w pobliżu… Tak, zdecydowanie innych faraonów! W ich pobliżu znajduje się osoba mająca wyjątkowo mroczną i ponurą aurę, taką jakiej Trazyn nie widział nawet przed zapadnięciem w hibernację. -
Woj2000
O ile poznanie lokalizacji innych nekrońskich władców nawet go, mimo dawnych animozji między nimi, ucieszyło, to jednak ta aura…
Taka tajemnicza i mroczna… idealnie pasowałaby do materialnej formy bytu, któremu jego rasa oddała swojego dusze - C’tana zwanego przez siebie samego ,Mefistem", jednak to na pewno nie był on, to Trazyn mógł wyczuć.
Zaintrygowany i zaniepokojony, skupił się jeszcze bardziej, by spróbować uważniej go obserwować, a może i też poznać, kim jest, poprzez wejście do jego umysłu. -
Andrzej_Duda
Owszem, to zdecydowanie nie jest Mefisto… Nawet jeśli pozostali Faraonowie potrafili podejmować wyjątkowo pochopne decyzję, to z pewnością nigdy nie postanowili by podjąć kolejnej umowy z kimś takim jak ten przebrzydły, zakłamany demon, którego negatywne określenia można wymieniać do końca istnienia wszechświata.
To co wyczuł, nie dało zbyt wiele… Choć wciąż coś dało. Wyczuł, że źródło mrocznej aury, podobnie jak sam Trazyn, jest magiem. Dość wątłej postury, ale wyjątkowo uzdolnionym w sztuce magicznej. Ma też towarzysza. Można bez problemu wykryć, że jest to olbrzym, którego siła fizyczna zdecydowanie nie jest proporcjonalna do siły umysłu… W sensie negatywnym, rzecz jasna. -
Woj2000
Sądząc po tym rozkładzie ich piszczególnych zdolności, Trazyn domyśla się, że jeden musi być ochroniarzem dla drugiego. Jednak dla niego samego ważna była inna rzecz - co oni zamierzają uczynić i jak bardzo złowrogie to będzie? W końcu na pewno wie, że ta dwójka nie należy do jego gatunku. Dodatkowo udało im się przemknąć przez straże, które, zgodnie z zamierzeniem twórców grobowca, powinny były obudzić się przed przywódcami, by móc ich chronić na czas procesu dehibernacji.
Nie mając większego pola manewru, Nieskończony dalej magicznie ich obserwuje. -
Po chwili to jakie mają intencje stało się jeszcze bardziej zawiłe oraz niepewne. Zwłaszcza, że po chwili Trazyn wyczuł, iż ta dwójka delikwentów idzie u boku jednego z faraonów. Po chwili cała trójka podeszła do grobowca Trazyna i… Coś mówią o nim. Choć prędzej o tym kto jest w jego środku… Problem jest taki, że ściany są dźwiękoszczelne… Ale o co im może chodzić? Co mówią o Trazynie?
-
Cała ta sytuacja jest tym bardziej niepokojąca, że, jak on sam to zauważył, jeden z faraonów jest tuż przy nich. A to naprawdę może oznaczać wiele, zważywszy na fakt, że pewna grupa nekrońskich władców nigdy nie darzyła Trazyna specjalną estymą. A jeśli jeden z nich wchodzi teraz w konszachty z obcymi istotami, które nieniepokojone przez straże przechadzają się po teoretycznie najbardziej strzeżonej części Grobowca…
-To nie wróży nic dobrego… - pomyślał gorzko, obserwując mentalnie dalszy przebieg wydarzeń. -
I w tej chwili, kiedy skumulowane myśli Trazyna niemalże definitywnie utrwaliły go w przekonaniu, że zostanie wrzucony w niebezpieczeństwo dosłownie chwilę po wyburzeniu… Front jego trumny zaczął się powoli otwierać, odblokowując kolejne zabezpieczenia zapewniające szczelność, podczas gdy faraon oraz dwójka kosmitów wciąż przy niej stoją. Nie oznacza to jednak, że niebezpieczeństwo jeszcze nie nadejdzie…
-
Dostrzegając otwierające się wrota sarkofagu, Trazyn całkowicie zaprzestał korzystania ze swoich magicznych zdolności, zamiast tego skupiając się na świecie realnym. Dokładniej mówiąc, na przygotowanie się na to, co przyniesie najbliższa przyszłość, związana nie tylko z wyjściem z długiej hibernacji, ale i z interakcjami z tymi tajemniczymi przybyszami.
-
Kiedy tylko trumna Trazyna otworzyła się całkowicie, pierwsze co się stało to to, że oślepiło go jasne światło zewnętrzne. Na szczęście po chwili, sensory optyczne jego mechanicznego ciała się dostosowały, a ten natychmiast ujrzał trzy bardzo charakterystyczne figury.
Pierwsza to jeden z dawnych… Cóż, bardziej znajomych niż przyjaciół Trazyna. Ale niezaprzeczalnie, jest to wciąż osoba piastująca zawód Faraona. Arathis we własnej osobie.
Pozostałe dwie to z pewnością dwie osoby, które poza tym wykryły sztuki mistyczne niedawno przebudzonego włodarza.
Wszyscy trzej najwidoczniej czekają na to, aż Trazyn się otrząśnie całkowicie. Arathis jest zniecierpliwiony, tajemniczy smukły osobnik nie wyraża swoją twarzą żadnych emocji, a jego ochroniarz… Cóż, jest po prostu tępy. -
Jak Trazyn mógł się łatwo domyślić, pobudzenie ciała, nawet mechanicznego, po milionach lat stagnacji oraz hibernacji, nie będzie łatwym zadaniem. Dlatego ostrożnie spróbował ostrożnie wyjść z sarkofagu i, jak na przystało, stanąć przed nimi wysprostowanym i rzec wyraźnie:
-Arathisie… Witaj. Kim są ci przybysze? -
Ze względu na nagły ruch po milionach lat hibernacji, Trazyn musiał się oprzeć chociaż lekko o brzeg swojego sarkofagu, w innym wypadku nie mógłby stanąć prosto… Nie mógłby stać tak w ogóle.
-Ci szanowni panowie, których określiłeś przybyszami… To pewna szansa naszej rasy na odzyskanie dawnej świetności! Ten pan tutaj nosi imię Ebony Maw, a jego kompan to Cull Obsidian… Lub też Black Dwarf! - odpowiedział entuzjastycznie, wpierw wskazując na smukłego osobnika, a następnie jego ochroniarza, po czym dodał - Zostałeś wybudzony trochę wcześniej inż inni ze względu na to, że pan Ebony Maw pragnie z tobą odbyć poważną rozmowę. Nie masz żadnych obiekcji, prawda, Trazynie?
Podczas całej wypowiedzi Arathisa, Ebony Maw stykał swoje palce ich koniuszkami oraz się przyglądał faraonowi-magowi -
Mimo faktu, że wszystko, co powiedział Arathis, on sam usłyszał wystarczająco wyraźnie, to wciąż uważał, że chyba jego zdolności umysłowe wciąż mu szwankują, gdyż tak niedorzecznej sytuacji jeszcze nie widział. Tajemniczy kosmici obiecujący naprawienie rasy, której losu nie da się cofnąć, wraz z jej przedstawicielem wierzącym w to jak małe dziecko…
-Nie… nie mam, Arathisie. - odpowiedział zmęczonym tonem, nawet mimo tego, że praktycznie jego ciało nie odczuwało już zmęczenia - Muszę tylko… przyzwyczaić się do ruchu…
Po czym spróbował odejść do ściany i przejść chociażby kilka kroków. -
To wszystko wydaje się nadzwyczaj podejrzane. W końcu… Mniej skłonni do pokojowych podejść Faraonowie nigdy nie grzeszyli szczególną rozwagą w kwestiach polityki, ale niezaprzeczalnie, chyba nawet dziecko by nie uwierzyło w to, że dwaj przypadkowi kosmici byliby w stanie zbawić całą rasę Nekronów.
Ebony Maw, kiedy zobaczył problemy Trazyna z odchodzeniem, podszedł do niego natychmiast i zaoferował się jako jego podpora, trzymając go za ramię. Bez tego najprawdopodobniej Trazyn by upadł.
-A zatem, twoje imię brzmi, Trazyn, nieprawda, o wielki faraonie? - spytał się dyplomatycznym tonem, jednocześnie oglądając się, czy podąża za nim jego osiłek. -
Mimo nadzwyczajnego i całkowicie uzasadnionego sceptycyzmu względem rzekomo cudownym przybyszy i ich niebywałych metod leczenia stsrożytbych klątw, Trazyn spokojnie przyjął ofertę podtrzymania.
-Masz całkowitą rację, emisariuszu. A twoje brzmi Ebony Maw, czyż nie? -
-Ależ oczywiście, o WielkI Faraonie. Biorąc pod uwagę twą tytulaturę odnośnie mnie, mogę stwierdzić, że jesteś dużo bardziej kompetentny niż twój współpracownik, nieprawdaż, o Wielki Faraonie? Nareszcie mogę porozmawiać z osobą kultury, ekscelencjo. A zatem, czy jesteś gotów na usłyszenie tego, co usłyszał już Arathis, ekscelencjo? - odpowiedział dyplomatycznym, uniżonym tonem, chwilę po tym jak wiadomo trójka oddaliła się kawałek od Faraona Arathisa.
-
Trzeba przyznać, ten tajemniczy obcy może się poszczycić nie tylko wirlkim tupetem, ale umiejętnością pieszczenia ego swego interlokutora na poziomie profesjonalnego lizusa. Cechy nadzwyczaj pożądane u osób jego profesji, jednak zbyt znane samemu Trazynowi, by mógł dać im pełną wiarę.
-Oczywiście, że jestem gotów, emisariuszu. -
Skoro już od ich pierwszych zamienionych słów Ebony Maw tak bardzo nadużywa przysłowiowej wazeliny, przy jednoczesnym oczernianiu Arathisa, to ciekawe co z kolei nagadał Arathisowi, że tak bardzo zyskał sobie jego przychylność…
-A zatem, pozwól na to, o Wielki Faraonie, abym przedstawił Ci plan mojego władcy… Thanosa, Wielkiego Tytana. Mój Pan to niezwykle mądry władca. Jest ostatnim, który przetrwał z rasy Eterycznych, która upadła przez swoją zachłanność oraz obłudę. Mój Pan nie zdążył uratować swojej rasy i dlatego chce zbawić wszelkie rasy wszechświata od tego, co się stało jego rodakom. W tym celu jednakże potrzebuje Sześciu Kamieni Nieskończoności - przedmiotów, o których tak dobrze wykształcona i oświecona osoba jak ty na pewno słyszała, o Wielki Faraonie. Ma już 5 z 6. Jeden pozostał na planecie znanej jako Terra. Jednakże, Mój Pan wie, że Terrę zamieszkuje dziki, agresywny lud, którego nawet on nie może poskromić bez pomocy. W tym celu Mój Pan potrzebuje znacznej pomocy oraz licznych sojuszników, dzięki którym będzie mógł odzyskać z tej dzikiej krainy szósty Kamień Nieskończoności… I zbalansować wszechświat tak, żeby nigdy więcej nie było w nim głodu, biedy, ani nienawiści. Faraon Arathis wyraził zgodę na udzielenie pomocy militarnej… Jednakże, jego zgoda nie wystarczy. Potrzebujemy także zgody pozostałych Faraonów, o Wielki Faraonie. Jestem pewien, że ty, w Swoim nieskończonym rozsądku i wiedzy, dokonasz właściwej decyzji. - powiedział Ebony Maw gładko, wyraźnie, dyplomatycznym tonem, podkreślając “Mój Pan” oraz wszystkie słowa związane z Trazynem, zachowując kontakt wzrokowy i przytrzymując go, nie tracąc z twarzy swojego “uśmiechu” ani na chwilę. -
Mimo, że teoretycznie Trazyn żyje już prawie 65 milionów lat i właściwie nic już go nie powinno zaskoczyć, to jednak zazwyczaj okrutny dla Nekronów los ponownie go zaskoczył. Cokolwiek by nie mówić o zaiście dobrze złożonj, opowiedzianej historii, brzmiała ona niczym nadzwyczajny stek bzdur. Jako czarownik dobrze wiedział, czym są Kamienie Nieskończoności, więc był świadom tego, że praktycznie żadna cielesna istota nie byłaby w stanie użyć nieskanalizowanej w jakikolwiek sposób mocy jednego z klejnotów, a co dopiero pięciu z istniejących sześciu. Do tego rewelacje o międzygalaktycznym watażce chcącym “tylko” zaprowadzić pokój i harmonię we Wszechświecie są zwyczajnie śmieszne i tylko dziecko by się na nie nabrało.
Swoje przemyślenia sam Trazyn postanowił jednak zachować dla siebie, miast tego próbując udawać Greka.
-Proszę wybaczyć moją śmiałość, dostojny Ebony Maw, jednakże to wszystko, o czym mówisz… wydaje się takie fantastyczne i nierealne. Wszechświat naprawdę się zmienił… -
To wszystko połączone z faktem, że Ebony Maw wydaje się mówić stara się wyolbrzymiać dobroć swojego pana, a nie wspomniał nawet słowem o sposobie w jaki Thanos chce wykonać swój plan nasuwa Trazynowi myśl, że nie jest to takie kolorowe jakby mogło się wydawać. Zwłaszcza, że żaden dobrotliwy władca nie uznałby wojny z tubylcami za sposób zdobycia tego co pożąda.
Emisariusz Thanosa natomiast odpowiedział niemalże natychmiast, jakby dosłownie wiedział jakie są niepewności Trazyna:
-To prawda, o Wielki Faraonie. Jednakże nie wszystko się zmieniło. Niektóre ludy wciąż nie chcą przyjąć dobrej nowiny Mojego Pana, mimo jego nieskończonej dobroci. Sama Terra, o której już wspomniałem, w odpowiedzi na nasze próby zdobycia ostatniego Kamienia pokojowo, zaoferowała nam jedynie krew i pył. Nie wystarczy dla nich to, że Mój Pan używa do korzystania z mocy Klejnotów artefaktu wykutego przez najprzedniejszych Niddavelirskich rzemieślników, a ofiarowanego mu przez samą Boginię Mocy i Potęgi. Nie zważają też na fakt, że wiele planet, które gościły mojego pana, pławią się teraz w bogactwie, a ich mieszkańcy nie odczuwają już smutku z powodu biedy lub głodu. -
Wysłuchując rzekomego wyjaśnienia, będącej właściwie kolejną częścią płomiennej elegii na cześć swojego władcy, Trazyn postanowił dalej zadawać coraz bardziej niewygodne i prowokujące do myślenia pytania, licząc na to, że w ten sposób pozna prawdziwe motywy Tytana Thanosa z ust jego potencjalnie najwierniejszego sługi.
-Jestem w stanie uwierzyć w dobrodziejstwa, jakie twój pan mógł dać innym światom, jednak wciąż nurtuje mnie jedna kwestia - jakim cudem jedna, niewiele znacząca planeta może równać się z potęgą tak potężnego władcy? -
Hm… Ciekawe, do czego doprowadzi ta rozmowa. Bo jak na razie śmiało można powiedzieć, że oboje rozmówcy są świetni w odpieraniu wzajemnych argumentów. Ebony Maw spokojnie odpowiedział na pytanie Trazyna:
-Odpowiedź jest prosta. Lud Terry jest dziki, lecz nie zacofany. Terrę zamieszkuję wiele potężnych osób oraz chronią jej potężne istoty. Niestety, nawet Thor, Syn Odyna, odmawia przyjęcia naszej Dobrej Nowiny i się nam przeciwstawia. Czy masz jakieś jeszcze pytania, o Wielki Faraonie? -
Trzeba przyznać, w kategoriach czystej, acz nadzwyczaj kurtuazynej, erudycji sam Trazyn trafił na nadzwyczaj godnego przeciwnika, w którym na pewno będzie jeszcze toczył batalię na chwyty erystyczne i figury retoryczne. To może przed sobą przyznać z czystym, choć teoretycznie nieistniejącym przez brak duszy, sumieniem.
-Oczywiście, dlatego też proszę mi wybaczyć za bycie nadzwyczaj wścibskim. Czemu twój pan uznał, że warto sprzymierzać się z moją rasę? Sądzi on, że jeden dodatkowy sojusznik zmieni wiele w tak decydującej kampanii? -
Tą dyskusję śmiało można nazwać prawdziwym wyzwaniem. Ale jest jeden plus tej dyplomatycznej wojny na słowa i argumenty… Trazyn może trochę pogimnastykować swój mechaniczny mózg, którego nie miał okazji używać aż od zapadnięcia w hibernację.
-To absolutnie nie twoja, lecz moja wina, o Wielki Faraonie, że nie powiedziałem wystarczająco, aby zaspokoić twój umysł, o Wielki Faraonie. A zatem, Thanos Wielki Tytan wie, że rasa Nekronów słynie ze swojej wytrwałości, inteligencji oraz zdolnościach takich jak magia lub strategia. Dlatego zatem Mój Pan uznał, że rasa Wielkiego Faraona może okazać się niezbędna w wygraniu z ludem Terry. - odpowiedział w takim tonie jak wcześniej. -
W taki razie… paradoksalnie, jednakże tej całej sytuacji można i także się cieszyć. Chociaż… nie wiedzieć, czemu, ale samemu Trazynowi nagle w głowie zajaśniała jedna rzecz, o której, jego zdaniem, powinien zapytać każdy wybudzony z hibernacji Nekron.
-A Klejnoty? - rzucił nagłym, gorączkowym tonem, przypominając sobie imię dawnych najeźdźców, a także główny powód, dla którego on sam i jego pobratymcy zdecydowali się na oddanie duszy C’tanom - Co z nimi? Czy one nadal istnieją? -
Ebony Maw przez chwilę stał zdezorientowany, nie wiedząc, c opowiedzieć, ponieważ nagła zmiana tematu przez Trazyna wybiła go z transu retorycznego. PO chwili jednakże odpowiedział:
-Hm… Klejnoty, powiadasz, o WielkI Faraonie? Mogę zapewnić całym sobą, że ta pasożytnicza rasa wciąż istnieje i jak najbardziej stanowi zagrożenie dla całej Galatyki oraz terenów poza nią. A zatem… Oczywiste jest to, że jedną z misji mojego pana jest również oczyszczenie kosmosu z tej syntetycznej zarazy. -
Ebony Maw przez chwilę stał zdezorientowany, nie wiedząc, c opowiedzieć, ponieważ nagła zmiana tematu przez Trazyna wybiła go z transu retorycznego. PO chwili jednakże odpowiedział:
-Hm… Klejnoty, powiadasz, o WielkI Faraonie? Mogę zapewnić całym sobą, że ta pasożytnicza rasa wciąż istnieje i jak najbardziej stanowi zagrożenie dla całej Galatyki oraz terenów poza nią. A zatem… Oczywiste jest to, że jedną z misji mojego pana jest również oczyszczenie kosmosu z tej syntetycznej zarazy. -
A więc… całe te wysiłki i poświęcenia jego rasy zawiodły. Wszak jednym z celów przemiany ciał i hibernacji stało się przeczekanie wystarczającej ilości czasu, by nawet tak stateczne Imperium jak państwo Klejnotów się rozpadło lub zniknęło raz na zawsze z mapy Wszechświata. I nawet to się nie udało. Aż strach pomyśleć, ile istnień i prosperujących planet mogły przez ten czas zniszczyć te… robotyczne kreatury.
-R… rozumiem, Ambasadorze. - skwitował nadzwyczaj ponuro, by głucho zamilknąć, nie wiedząc, co dalej powiedzieć w sytuacji tak gargantuicznego zawodu. -
Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że w tak ogromnym pragnieniu powstrzymania syntetycznej rasy Klejnotów… Cała rasa Nekronów sama przemieniła się w sztuczne formy życia, których ciała są zaledwie pojemnikami dla osobowości osób, którymi byli w przeszłości. Faraonowie zawiedli. Pod każdym względem. A teraz… Co można poradzić, kiedy najczarniejsza wizja okazała się tą prawdziwą?
Ebony Maw natomiast od razu powiedział tonem, że aż nic tylko przyłożyć do rany:
-Mogę wyczuć twój zawód, o Wielki Faraonie. Jednakże… Mogę Cię zapewnić, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Mój Pan, kiedy zdobędzie już moc ostateczną, będzie mógł przywrócić twojej rasie status wielkiego imperium oraz… Oddać wam wasze dawne życia. Wystarczyłoby tylko pstryknięcie palców. Jedyne czego wymagam od Ciebie, o Wielki Faraonie, to prosta zgoda. Nic więcej. -
W ten tak beznadziejnej, pozbawionej przyszłości i jakkolwiek niezbyt dającej się rozwiązać sytuacji… nawet najbardziej desperackie i szalone kroki mogą zacząć się wydawać nadzwyczaj rozsądne. Poza tym… Nekroni jako rasa już i tak niewiele ma stracenia. Wszak czym jest życie w metalowych, pozbawionych duszy ciałach?
-Niech w takim razie tak będzie, Ambasadorze. - odpowiedział z nadzwyczajną surowością, chcąc mieć to już za sobą i mogąc wykonać jeszcze jedną rzecz, która od dłuższego czasu kiełkowała w jego głowie - Wyrażam moje poparcie, choć wciąż nie bez pełnego zaufania. Mam nadzieję, że twojemu Panu to wystarczy. A teraz… czy mógłbym już odejść? Chciałbym po tylu mileniach w końcu spotkać się z… bliską osobą.
Nie warto w końcu wspominać, że chodzi tutaj o własną siostrę, Haszeę. Emisariuszowi, zwłaszcza jego pokroju, takowe informacje nigdy do niczego nie były potrzebne. -
Niestety, takie życie nie jest czymś, co w ogóle można cenić. W takiej sytuacji, kiedy ich niegdyś potężne Imperium jest dosłownie rozsypką, ich ciała to nic więcej niż kupy magicznej blachy darowane im przez Diabła, a ich rasa jest najprawdopodobniej wymazana z kart historii kosmosu, naprawdę nie ma nawet czego tracić przy ewentualnym ryzyku.
-Doskonale… Doskonale, O Wielki Faraonie. W najbliższym możliwym terminie powiadomię Mojego Pana o sukcesie dyplomatycznym, aby przybył tutaj osobiście w celu podpisania oficjalnego traktatu. Z kimkolwiek i gdziekolwiek Wielki Faraon zamierza się spotkać, życzę miłego dnia i udanego spotkania. - odpowiedział tym samym co wcześniej tonem głosu, że nic tylko do rany przyłożyć, a następnie razem ze swoim towarzyszem zaczął się oddalać, prawie jakby sunął lub lewitował, zamiast normalnie chodzić.
A co do siostry… To tak. Trazyn naprawdę musi się z nią spotkać po tylu latach rozłąki i nie jest to coś, co powinno interesować i tak wzbudzającego wątpliwości Emisariusza, jakim jest Ebony Maw. Jeśli dobrze pamięta, to jej sarkofag był gdzieś w… Zachodniej części kompleksu, w którymś drugim rzędzie i ma wygrawerowane jej imię oraz status, aby łatwiej było ją odnaleźć po wybudzeniu. -
// @Woj20000