Dom Gwen Stacy [NOWY JORK, ZIEMIA]
-
“Jasne, jasne, co ma nie być jasne? Wszystko rozumiem. A teraz, ruszaj się.”
-
“Chwila, tylko sprawdzę godzinę, by nie było. Istnieje coś takiego jak szkoła.”
-
Zarówno zegarek naścienny w jej pokoju, jak i czas na jej telefonie jasno wskazują na to, że jest godzina 16:39.
-
“Dobra, mamy czas. Zmienisz się w moje normalne ubranie?”
-
“Ależ oczywiście, że tak.”
Jej symbiont zmienił swoją formę na taką, które imituje noszenie przez nią śnieżnobiałych tenisówek z perfekcyjnie zawiązanymi sznurówkami, klasycznych jeansów, a także białej bluzy z kapturem bez żadnych napisów. Przy okazji, poprawiła jej fryzurę.
Można ruszać… I nareszcie mieć spokój z narzekaniem Red. -
Ona podeszła pod okno, by nie dać się zauważyć i sprawdziła, co aię dzieje na zewnątrz.
-
Cóż, nie dzieje się nic specjalnego, więc… Nie, chwila! Policja jest i odpytuje aktualnie sąsiadów Gwen kilka domów dalej. Nic dziwnego. Każdy o zdrowych zmysłach by wezwał odpowiednie służby po tym szaleństwie, które się tutaj działo całkiem niedawno. Trzeba będzie ich jakoś wyminąć. Bo jak zobaczą, że wyskakuje z akurat tego domu, to kompletna klapa.
-
Dodajmy do tego, że ona, a raczej Spider-Gwen ich wezwała na to miejsce. No tak. Wycofała się od okna i zaczęła iść na pietro, by sprawdzić, czy z drugiej strony też jest policja.
-
Hmmm… Tak. Z drugiej strony też jest policja. Wszystko wskazuje na to, że wypytują całą okolice.
“Hmm… Myślę, że jest coś, co mogłabym na to zaradzić. Tylko musisz mi zaufać. Pokazałabym Ci taką drobną sztuczkę, która by pomogła Ci uniknąć policji.” - powiedziała Red w głowie Gwen. -
“Czy ta szticzka nie wymaga rozlewu krwii czy uszkadzania kogoś? Oraz czy musiałabym Ci oddać całkowitą kontrolę?”
-
“Jeez melon, ranisz moje uczucia. Znaczy, raniła byś je, gdybym je miała. Nie, mój plan nie zawiera żadnej z wymienionych przez Ciebie rzeczy.”
-
“Dobrze, ale chcę mieć podgląd na sytuację w razie czego.”
-
“Uhhh… No taki jest plan. Żebyś ty miała pogląd na sytuację, ale inni nie mieli. W sensie. Ugh. Po prostu, spójrz się teraz na swoje ręce, za długo by było tłumaczyć.”
-
Zatem spojrzała na swoje ręce. To powinno być w miarę ciekawe. I przerażające lekko.
-
Tak jakby… Jej rąk nie ma. Ale nie, że zostały ucięte. Po prostu są całkowicie niewidzialne. Jedynie co, to co kilka sekund pojawia się prześwit którejś części jej ciała.
“Widzisz? Nie wszystko co potrafię wiąże się z rozlewem krwi, ludobójstwem i mordem!” -
“Dobrze, teraz widzę. Spadajmy stąd jak najszybciej”
-
“No więc, ruszaj się.”
-
Zatem… Rusza się stamtąd, byle dalej, by jej nie przesłuchali. Oby jej tacie się nic nie stało… TATA! No tak, trzeba sprawdzić, co u niego.
-
Nosz cholera, rzeczywiście prawie by o nim zapomniała! Co jak co, ale nawet Red jej nie przekona, żeby najpierw iść na misję, nie sprawdzając nawet co u jej taty.
-
Zatem co, jak najszybciej do taty, nie wiadomo, co się mogło stać.