Dom Gwen Stacy [NOWY JORK, ZIEMIA]
-
“Zgoda Red. Zgoda”.
-
-Przytrzymasz go, proszę? - powiedziała Red, już wyraźnie na zewnątrz, pokazując swoją formę czerwono-czarnego gluta z szeroką paszczą posiadającą na górze i na dole rząd ostrych zębów z biomasy.
-
Chwyciła tatę za rękę, a jej oczy zwilżyły się.
-Przepraszam tato… -
Red szybko zwinęła się w zdecydowanie cieńszą postać, po czym niczym jakiś sznurek weszła przez ucho ojca Gwen. Gdy w środku głosy kapitana Stacy znalazła się jakaś połowa długości symbiontu, ten zaczął się rzucać w konwulsjach, co zdecydowanie wyjaśnia, dlaczego Red kazała go przytrzymać.
-
Przytrzymała tatę za rękę.
-Tato, jeszcze chwila i przestanie. To dla twojego dobra. Nie opuszczę Cię. -
-Nie chcę być bezduszna, ale zamknij buzię! Im mniej impulsów dociera teraz do tego warzywka, tym lepiej. - nakazała zirytowana Red, mówiąc tą połówką swojej masy, która nie weszła do głowy kapitana Stacy.
-
/zamknęła się, alejej twarz była bliższa koloru burgundowego niż jakiegokolwiek innego.I jak to “Warzywka”?
-
// Przez ten pojedynczy ukośnik nie jestem pewien, czy Ci się nacisnęło przypadkiem, czy chciałeś to napisać poza rozgrywką
-
//Przypadek, nie zauważyłem tego. Ten ukośnik sprawił, że myślałem, iż napisałem Z, a nie z.
-
Oby to była tylko złośliwość Red… Oby. I oby ona wiedziała co robi, bo odgłosy z tego co ona robi we wnętrzu głowy taty nie należą do przyjemnych.
-
“Red, proszę, co ty mu robisz…”
-
Tym razem nie odpowiedziała. Jakieś pół minuty później wyszła z głowy jej taty, po czym ten jak zwłoki lub jakaś lalka opadł na kanapę.
"No, zrobione. Nie dziękuj, kochana. " -
-C-co mu zrobiłaś? - spytała się z przestrachem w głosie.
-
“Zadbałam, żeby nie stał się permamentnym warzywkiem, samemu zmieniając go w warzywko… Do czasu, kiedy znajdziemy sposób na wyleczenie go.”
-
-A gdy byłaś w środku, znalazłaś jakiś ślad, który by mógł poprowadzić, czemu stał się nagle… Sama wiesz jaki? Nie wygląda mi to na demencję, a przy gwałtownej degradacji neuronowej jego funckje motoryczne również by ucierpiały…
-
-Wygląda na to, że został potraktowany jakimś chemicznym świństwem, które im dłużej przebywa w aktywnym mózgu, tym szybciej się przeżera.
-
WEstchnęła tylko.
-Wygląda na to, że bez pomocy specjalistów się nie obejdzie. A znam tylko jedną osobę w mieście, która mogłaby pomóc. - po czym nerwowo zaczeła szukać wizytówki Mr. Fantastica, który kiedyś dał ją Spider-Gwen. -
-Ach, to już zostawiam tobie, bo ja się gówno na takich sprawach znam. Dla mnie takie rzeczy to strata czasu, ale cóż. Niestety to ja jestem symbiontem, a ty nosicielką, nie na odwrót.
Na całe szczęście nie zgubiła tej wizytówki. Miała ją schowaną w etui do telefonu. Przynajmniej tyle farta jak na dzień dzisiejszy. -
Tak, tyle farta. No to co, chyba trzeba zadzwonić do pana Fantastica, co zrobiła.
-A, Red, kostium Spider-Gwen na mnie teraz. -
-Naturalnie. - odpowiedziała lekko monotonnym tonem głosu, po czym nałożyła na swoją nosicielkę klasyczny kostium Spider-Gwen, jakiego używała do tej pory, wcześniej rzecz jasna wciągnąwszy się z powrotem do jej ciała w całości.
“Tutaj Reed Richards. Nie mogę odebrać z powodu ważnego badania lub najazdu z innego wymiaru, zostaw wiadomość.” - powiedziała poczta głosowa, aby następnie wydać charakterystyczny dźwięk, sygnalizujący początek nagrywania wiadomości.